"Pokaz siły w amerykańskim stylu". Ujawniono nagrania z akcji FBI u Kima Dotcoma [WIDEO]
Zagraniczne media ujawniły nagranie dokumentujące akcję FBI w domu założyciela Megaupload Kima Dotcoma w Nowej Zelandii. Na nagraniu widać, że służby podeszły do aresztowania Dotcoma, jakby miały do czynienia z groźnym przestępcą, który mógł się bronić. Dotcom nie bronił się, mimo to - jak twierdzi - policjanci potraktowali go brutalnie. - To pokaz siły w iście amerykańskim stylu - komentuje nagranie nowozelandzka telewizja 3 News.
Dotcom został ujęty przez funkcjonariuszy FBI 20 stycznia bieżącego roku z powodu zarzutów o łamanie prawa autorskiego. Ok. 7 rano ekipa uzbrojonych agentów FBI wkroczyła do jego domu w Auckland w Nowej Zelandii. Jak wyglądała akcja? Nowozelandzka telewizja 3 News ujawnia film, który jest jednym z dowodów w postępowaniu o ekstradycję Dotcoma do Stanów.
Pierwsza grupa - czterech funkcjonariuszy - przybyła na posesję Dotcoma ok. 7 rano. Helikopter, który przywiózł policjantów, zaraz odleciał.- To, że usłyszałem helikopter, nie było dla mnie niczym zaskakującym. Spodziewaliśmy się gości. Czasem przyjeżdżają wcześniej, zwłaszcza jeśli są ze Stanów. Ale chwilę później usłyszałem uderzenia kamieni o okno mojej sypialni. Żaluzje były zasunięte, więc nie mogłem zobaczyć, co dzieje się na zewnątrz. Kilka sekund później rozległo się walenie do drzwi - wspomina dziś Dotcom.
Helikopter, który przywiózł funkcjonariuszy, krążył potem nad posiadłością Dotcoma i okolicami, badając sytuację i zbierając meldunki funkcjonariuszy rozlokowanych w terenie.
Gdy tylko Dotcom zorientował się, że ktoś obcy jest w domu, nacisnął przycisk alarmowy, który ma przy łóżku - dzięki temu ochrona dowiedziała się, że coś jest nie tak. Później podszedł do specjalnego schronu, który jego ochrona zorganizowała na wypadek zagrożenia. Choć policja wiedziała o istnieniu tego pomieszczenia, zajęło jej 14 minut, by dotrzeć do poszukiwanego. - Nie zamknąłem drzwi na zamek, choć mogłem to zrobić. Ale nie chciałem stamtąd wychodzić. Wolałem, by to policjanci mnie znaleźli, bo bałem się wyjść i ich zaskoczyć. Mogliby mnie wtedy zastrzelić. Gdy pojawili się w drzwiach, podniosłem ręce do góry. Szybko mnie obezwładnili i rzucili na podłogę - opowiada Dotcom. Według jego relacji funkcjonariusze niepotrzebnie użyli siły, np. jeden z nich stanął na ręce powalonego Dotcoma.
Uzbrojeni jak na spotkanie terrorysty?
W międzyczasie funkcjonariusze znaleźli też żonę i dzieci Dotcoma, wyjścia do domu zostały zablokowane, by nikt nie mógł z niego uciec. Tuż po tym, jak policjanci obecni w domu donieśli o schwytaniu poszukiwanego, na terenie posesji pojawiły się cztery policyjne wozy. Zaraz potem nadleciał kolejny helikopter, z którego wyskoczyli następni agenci FBI i wbiegli do domu. Nagrała to jedna z kamer zainstalowanych na posesji.
Obecni podczas akcji policjanci byli uzbrojeni w pistolety i karabiny. Wkrótce dom został otoczony. W akcji wzięły też udział psy policyjne. Jak zauważyli dziennikarze i prawnik Dotcoma, mimo tych wszystkich nadzwyczajnych środków funkcjonariusze nie mieli pełnych uniformów, które zwykle zakładają na takie akcje. - Chcieliśmy dostosować się do stopnia zagrożenia. To była świadoma decyzja - tłumaczył przed sądem jeden z nich.
Dlaczego zatem policja zdecydowała się na taki pokaz siły? - Chcieliśmy zapobiec niszczeniu dowodów - mówił oficer. - Nie mógłbym ich zniszczyć, nawet gdybym chciał, bo policja zabezpieczyła je wcześniej - ripostuje Dotcom. Jak przypomina, FBI wcześniej wkroczyła do centrum, gdzie przechowywał dane, i odcięła jemu i jego współpracownikom dostęp do nich.
Zarzuty wobec Dotcoma
Amerykanie zarzucają założycielowi Megaupload łamanie praw autorskich na wielką skalę oraz przestępstwa telekomunikacyjne. Doprowadzili do zamknięcia portalu Megaupload i twierdzą, że prowadzona tam nielegalna wymiana plików z nagraniami muzycznymi naraziła właścicieli praw autorskich na stratę rzędu 500 milionów dolarów. Według FBI i amerykańskiego ministerstwa sprawiedliwości była to "jedna z największych spraw z zakresu łamania praw autorskich, jakie kiedykolwiek miały miejsce w USA".
W Nowej Zelandii Dotcoma osadzono w areszcie, ale później zwolniono za kaucją, zabraniając mu korzystania z internetu. Później sąd cofnął ten zakaz, podzielając argumentację adwokata, który wskazywał, że dostęp do internetu jest Dotcomowi niezbędny do przygotowania się do obrony. Obecnie trwa proces ekstradycyjny.
Helikopter, który przywiózł funkcjonariuszy, krążył potem nad posiadłością Dotcoma i okolicami, badając sytuację i zbierając meldunki funkcjonariuszy rozlokowanych w terenie.
Gdy tylko Dotcom zorientował się, że ktoś obcy jest w domu, nacisnął przycisk alarmowy, który ma przy łóżku - dzięki temu ochrona dowiedziała się, że coś jest nie tak. Później podszedł do specjalnego schronu, który jego ochrona zorganizowała na wypadek zagrożenia. Choć policja wiedziała o istnieniu tego pomieszczenia, zajęło jej 14 minut, by dotrzeć do poszukiwanego. - Nie zamknąłem drzwi na zamek, choć mogłem to zrobić. Ale nie chciałem stamtąd wychodzić. Wolałem, by to policjanci mnie znaleźli, bo bałem się wyjść i ich zaskoczyć. Mogliby mnie wtedy zastrzelić. Gdy pojawili się w drzwiach, podniosłem ręce do góry. Szybko mnie obezwładnili i rzucili na podłogę - opowiada Dotcom. Według jego relacji funkcjonariusze niepotrzebnie użyli siły, np. jeden z nich stanął na ręce powalonego Dotcoma.
Uzbrojeni jak na spotkanie terrorysty?
W międzyczasie funkcjonariusze znaleźli też żonę i dzieci Dotcoma, wyjścia do domu zostały zablokowane, by nikt nie mógł z niego uciec. Tuż po tym, jak policjanci obecni w domu donieśli o schwytaniu poszukiwanego, na terenie posesji pojawiły się cztery policyjne wozy. Zaraz potem nadleciał kolejny helikopter, z którego wyskoczyli następni agenci FBI i wbiegli do domu. Nagrała to jedna z kamer zainstalowanych na posesji.
Obecni podczas akcji policjanci byli uzbrojeni w pistolety i karabiny. Wkrótce dom został otoczony. W akcji wzięły też udział psy policyjne. Jak zauważyli dziennikarze i prawnik Dotcoma, mimo tych wszystkich nadzwyczajnych środków funkcjonariusze nie mieli pełnych uniformów, które zwykle zakładają na takie akcje. - Chcieliśmy dostosować się do stopnia zagrożenia. To była świadoma decyzja - tłumaczył przed sądem jeden z nich.
Dlaczego zatem policja zdecydowała się na taki pokaz siły? - Chcieliśmy zapobiec niszczeniu dowodów - mówił oficer. - Nie mógłbym ich zniszczyć, nawet gdybym chciał, bo policja zabezpieczyła je wcześniej - ripostuje Dotcom. Jak przypomina, FBI wcześniej wkroczyła do centrum, gdzie przechowywał dane, i odcięła jemu i jego współpracownikom dostęp do nich.
Zarzuty wobec Dotcoma
Amerykanie zarzucają założycielowi Megaupload łamanie praw autorskich na wielką skalę oraz przestępstwa telekomunikacyjne. Doprowadzili do zamknięcia portalu Megaupload i twierdzą, że prowadzona tam nielegalna wymiana plików z nagraniami muzycznymi naraziła właścicieli praw autorskich na stratę rzędu 500 milionów dolarów. Według FBI i amerykańskiego ministerstwa sprawiedliwości była to "jedna z największych spraw z zakresu łamania praw autorskich, jakie kiedykolwiek miały miejsce w USA".
W Nowej Zelandii Dotcoma osadzono w areszcie, ale później zwolniono za kaucją, zabraniając mu korzystania z internetu. Później sąd cofnął ten zakaz, podzielając argumentację adwokata, który wskazywał, że dostęp do internetu jest Dotcomowi niezbędny do przygotowania się do obrony. Obecnie trwa proces ekstradycyjny.