Kamil Durczok walczy o odszkodowanie. Chce 9 mln złotych od ''Wprost''
Dziennikarz domaga się od tygodnika ?Wprost? zadośćuczynienia za artykuły, w których zarzucono mu m.in. molestowanie seksualne pracownic.
Były szef "Faktów" zaczyna walkę w sądzie o dwa odszkodowania, które mają w sumie wynosić 9 milionów złotych. Pierwszy pozew cywilny ma dotyczyć publikacji "Wprost", w której tygodnik zarzucał Durczokowi (nie wymieniając go z imienia i nazwiska) mobbing oraz molestowanie seksualne współpracownic. W tej sprawie dziennikarz domaga się 2 mln złotych zadośćuczynienia od tygodnika.
Natomiast za artykuł, który opisywał domniemaną ucieczkę z mieszkania znajomej, gdzie można było znaleźć m.in. narkotyki i ostrą pornografię, Durczok ubiega się o 7 mln złotych odszkodowania oraz publiczne przeprosiny.
Jak powiedziała portalowi Wirtualnemedia.pl mecenas Barbara Kardynia z Kancelarii Adwokacko-Radcowskiej Pociej Dubois Kosińska-Kozak "Wprost" chciało by połączyć obie sprawy, ale sąd zdecydował, że będą toczyć się oddzielnie. Prawniczka z kancelarii reprezentującej Durczoka dodała, że obie strony mogą wnosić o ujawnienie procesów, ale nie widzi przeszkód by odbywały się jawnie.
Dziennikarz złożył również prywatny akt oskarżenia z art. 212 kodeksu karnego przeciwko byłemu redaktorowi naczelnemu Sylwestrowi Latkowskiemu oraz autorom publikacji we "Wprost" - Michałowi Majewskiemu, Oldze Wasilewskiej i Marcinowi Dzierżanowskiem. Proces rozpocznie się 17 września przed Sądem Okręgowym w Warszawie, a ostatnia rozprawa została wyznaczona na koniec listopada.
Dlaczego Durczok pozywa "Wprost"?
W lutym tego roku ukazał się tekst zawierający relację anonimowej "znanej dziennikarki telewizyjnej", która przyznała, że jej przełożony, "bardzo popularna twarz telewizyjna, szef zespołu w jednej ze stacji", stosował na niej mobbing i molestował seksualnie.
Po kilku tygodniach spekulacji na forach internetowych redakcja "Wprost" sama potwierdziła rewelacje: - Możemy już napisać, że przypadków molestowania i mobbingu dopuszczał się Durczok - stwierdzili przy okazji publikacji kolejnej anonimowej rozmowy z rzekomą ofiarą dziennikarza.
- Nigdy nie molestowałem żadnej kobiety. Czym innym jest styl zarządzania. Ja jestem cholerykiem, czasem wybuchałem w pracy - dementował na antenie TOK FM Durczok
Jednak po zakończeniu dochodzenia wszczętego przez komisję TVN powołaną do wyjaśnienia tej sprawy ukazało się oświadczenie prasowe: "Komisja ustaliła, że trzy osoby zostały narażone na niepożądane zachowania. Jako zadośćuczynienie TVN SA zaoferuje tym osobom kwoty do wysokości 6-krotności ich miesięcznego wynagrodzenia". Kamil Durczok zakończył wspołpracę z TVN w porozumieniu z zarządem stacji telewizyjnej ze skutkiem natychmiastowym. Były szef "Faktów" wydał swoje oświadczenie komentujące stanowisko komisji: - W związku z komunikatem prasowym TVN dotyczącym wyników prac Komisji nie mogę odnieść się do jego treści ani w żaden sposób go skomentować. Nie są mi bowiem znane wyniki ustaleń Komisji ani ewentualne oskarżenia osób przez nią przesłuchiwanych - napisał.
Natomiast za artykuł, który opisywał domniemaną ucieczkę z mieszkania znajomej, gdzie można było znaleźć m.in. narkotyki i ostrą pornografię, Durczok ubiega się o 7 mln złotych odszkodowania oraz publiczne przeprosiny.
Jak powiedziała portalowi Wirtualnemedia.pl mecenas Barbara Kardynia z Kancelarii Adwokacko-Radcowskiej Pociej Dubois Kosińska-Kozak "Wprost" chciało by połączyć obie sprawy, ale sąd zdecydował, że będą toczyć się oddzielnie. Prawniczka z kancelarii reprezentującej Durczoka dodała, że obie strony mogą wnosić o ujawnienie procesów, ale nie widzi przeszkód by odbywały się jawnie.
Dziennikarz złożył również prywatny akt oskarżenia z art. 212 kodeksu karnego przeciwko byłemu redaktorowi naczelnemu Sylwestrowi Latkowskiemu oraz autorom publikacji we "Wprost" - Michałowi Majewskiemu, Oldze Wasilewskiej i Marcinowi Dzierżanowskiem. Proces rozpocznie się 17 września przed Sądem Okręgowym w Warszawie, a ostatnia rozprawa została wyznaczona na koniec listopada.
Dlaczego Durczok pozywa "Wprost"?
W lutym tego roku ukazał się tekst zawierający relację anonimowej "znanej dziennikarki telewizyjnej", która przyznała, że jej przełożony, "bardzo popularna twarz telewizyjna, szef zespołu w jednej ze stacji", stosował na niej mobbing i molestował seksualnie.
Po kilku tygodniach spekulacji na forach internetowych redakcja "Wprost" sama potwierdziła rewelacje: - Możemy już napisać, że przypadków molestowania i mobbingu dopuszczał się Durczok - stwierdzili przy okazji publikacji kolejnej anonimowej rozmowy z rzekomą ofiarą dziennikarza.
- Nigdy nie molestowałem żadnej kobiety. Czym innym jest styl zarządzania. Ja jestem cholerykiem, czasem wybuchałem w pracy - dementował na antenie TOK FM Durczok
Jednak po zakończeniu dochodzenia wszczętego przez komisję TVN powołaną do wyjaśnienia tej sprawy ukazało się oświadczenie prasowe: "Komisja ustaliła, że trzy osoby zostały narażone na niepożądane zachowania. Jako zadośćuczynienie TVN SA zaoferuje tym osobom kwoty do wysokości 6-krotności ich miesięcznego wynagrodzenia". Kamil Durczok zakończył wspołpracę z TVN w porozumieniu z zarządem stacji telewizyjnej ze skutkiem natychmiastowym. Były szef "Faktów" wydał swoje oświadczenie komentujące stanowisko komisji: - W związku z komunikatem prasowym TVN dotyczącym wyników prac Komisji nie mogę odnieść się do jego treści ani w żaden sposób go skomentować. Nie są mi bowiem znane wyniki ustaleń Komisji ani ewentualne oskarżenia osób przez nią przesłuchiwanych - napisał.