Laudacja na cześć lekarzy rezydentów: Ta operacja ma szansę się powieść

- Protest rezydentów wygląda tak, jakby młody lekarz, widząc nieporadność swoich doświadczonych kolegów, wstał i powiedział: ja podejmę się tej skomplikowanej operacji - napisał dziennikarz Radia TOK FM Michał Janczura.

Miałem to szczęście, że protest - dziś nazwany protestem rezydentów - śledziłem od samego początku. Wszystko zaczęło się jeszcze w 2016 roku. Przewodniczący porozumienia rezydentów - wtedy jeszcze mało znanej organizacji - umówił się ze mną na krótką rozmowę i mówił, że planują różne akcje. Nie był ani bardziej przekonujący niż poprzedni organizatorzy protestów w służbie zdrowia, ani nie miał więcej argumentów od pielęgniarek, ratowników medycznych, fizjoterapeutów czy lekarzy rodzinnych. Jedno pamiętam jednak doskonale. Ani razu nie wspomniał, że planowana akcja ma posłużyć tylko rezydentom. Wybijały się hasła takie jak: niedofinansowanie całej służby zdrowia, braki kadrowe dotyczące wszystkich grup zawodowych, kolejki, które uderzają we wszystkich pacjentów no i oczywiście zarobki personelu. Takie też były potem wszystkie ich działania. Ukierunkowane na zmianę systemu, na zmianę filozofii, a nie jednorazowy zastrzyk gotówki dla źle opłacanego personelu. Taka postawa opłaciła się nie im, ale nam wszystkim - pacjentom.

To jest nominacja dla grupy, która zrobiła więcej niż tylko odwołanie ze stanowiska ministra zdrowia - choć niewątpliwie się do tego przyczynili. To lekarze rezydenci poprzez swój protest zmusili nas dziennikarzy do ciągłego przypominania, jak zła jest sytuacja finansowa polskiej służby zdrowia na tle choćby naszych sąsiadów. To dzięki rezydentom wrócił temat kolejek i lekarzy wyjeżdżających za granicę.

To rezydenci poprzez wypowiadanie klauzuli opt-out pokazali nam, jak głębokie są braki kadrowe w przychodniach i szpitalach. Trzeba sobie uświadomić jedno: przecież oni wybrali taką formę protestu, która tak naprawdę nie była protestem. Chodziło tylko o zredukowanie pracy ponad normę. Nie odchodzili od łóżek pacjentów, nie zwalniali się z pracy, a mimo to pokazali, jak wiele spoczywa na ich barkach. Jak wiele wysiłku wkładają w to, by służba zdrowia mogła w ogóle funkcjonować.

Czytaj też: Protest lekarzy: "Jego skala przerosła nasze oczekiwania. A kulminacja problemu dopiero nastąpi"

To lekarze rezydenci zwrócili naszą uwagę na fakt, że służba zdrowia jest przez dekady pomijana przez polityków wszystkich opcji i to oni zjednoczyli przedstawicieli różnych zawodów medycznych. Na początku wielu lekarzy, z którymi rozmawiałem, gdy protest się rozwijał, trochę kręciło głowami. Nie wierzyli, że to się uda. Potem stawali się odważni i sami przyłączali się do protestu.

Nie można zapominać o tych, którzy stali się twarzami tej akcji. Dostawało im się z różnych stron. Groźby ze strony dyrektorów szpitali, oszczerstwa wobec rezydentów publikowane niestety także w mediach.

Polska służba zdrowia jest jak pacjent, który wymaga interwencji chirurgicznej. Trochę ten protest rezydentów wygląda tak jakby młody lekarz, widząc nieporadność swoich doświadczonych kolegów, wstał i powiedział: ja podejmę się tej skomplikowanej operacji. Wziął skalpel do ręki i operuje. Wszystko wskazuje na to, że ta operacja ma szansę się powieść, choć jeszcze się nie skończyła.

TOK FM PREMIUM