Matka niepełnosprawnego apeluje do rządu PiS. "Za 500 zł dodatku wymienilibyśmy zasikane wersalki"

- My naprawdę żyjemy poniżej poziomu - tak pani Marzena, matka osoby z niepełnosprawnością, tłumaczyła w TOK FM dlaczego rząd powinien przyjąć 500 zł dodatku w gotówce, a nie w formie rzeczowej.

Od 29 dni w Sejmie trwa protest rodziców osób niepełnosprawnych, którzy domagają realizacji kilku postulatów. Rząd przystał już na zrównanie renty z tytułu całkowitej niezdolności do pracy z rentą socjalną. Kolejnym postulatem jest dodatek rehabilitacyjny w kwocie 500 zł miesięcznie dla osób niepełnosprawnych po 18. roku życia, które są  niezdolne do samodzielnej egzystencji.

Rząd twierdzi jednak, że nie ma na to pieniędzy, choć jeszcze niedawno premier Morawiecki obiecywał 300 zł na wyprawkę szkolną dla każdego dziecka. Władza proponuje osobom z niepełnosprawnością dodatek w formie rzeczowej, np. cewników i pieluchomajtek.

Opiekunowie osób z niepełnosprawnością obstają przy gotówce i zaproponowali, aby świadczenie rehabilitacyjne było wprowadzane stopniowo: od września 2018 roku 250 zł, od stycznia 2019 roku kolejne 125 zł i od stycznia 2020 roku następne 125 zł. W ten sposób w 2020 roku dodatek rehabilitacyjny osiągnąłby 500 zł miesięcznie dla każdego dorosłego niepełnosprawnego, który nie jest samodzielny.

"My naprawdę mamy na co wydawać"...

Podczas audycji „Pierwsze śniadanie w TOK-u” Piotra Maślaka, zadzwoniła Marzena z Łodzi matka osoby a z niepełnosprawnością. Wyjaśniła dlaczego dodatek w kwocie 500 zł jest niezbędny. Zaznaczyła, że rodzice osób niepełnosprawnych nie mają zdolności kredytowych.

- Banki nie udzielają nam kredytów, dlatego, że na wypadek śmierci naszych dzieci stracimy wszystkie świadczenia. Musimy kupować wszystko za gotówkę. Nie wsadzilibyśmy dodatku do skarpety ani na wysokoprocentowe lokaty. Wszystko wydalibyśmy na zakup najpotrzebniejszych dla dzieci rzeczy – powiedziała matka dziecka z niepełnosprawnością.

Zaznaczyła, że pieniądze wydaliby na zakup najpotrzebniejszych rzeczy.

- Zainwestowalibyśmy od razu w dzieci, wymienilibyśmy zasikane wersalki. My naprawdę żyjemy poniżej poziomu. Robimy zakupy w małych sklepach, gdzie społeczność nas zna. Nie chodzimy do supermarketów, bo nie jesteśmy wpuszczani tam bez kolejki. Dziwi mnie krótkowzroczność pana premiera i ministra gospodarki. Przecież te pieniądze wrócą do budżetu dzięki zakupom. My naprawdę mamy na co wydawać – podsumowała matka.

TOK FM PREMIUM