Wolne krowy z Deszczna. Egzekucja coraz bliżej

Mimo tego, że znalazł się hodowca chętny przyjąć stado półdzikich krów z gminy Deszczno w Lubuskiem, służby weterynaryjne zdają się przeć do jego likwidacji. Zdaniem obrońców "wolnych krów", to rozwiązanie nie tylko nieetyczne, ale też nieekonomiczne.
Zobacz wideo

Kilka tygodni temu minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski ogłosił, że resort wyłoży 350 tysięcy złotych na wybicie i utylizację stada krów z gminy Deszczno. Te półdzikie zwierzęta od blisko dekady żyją sobie na popegeerowskich łąkach nad Wartą. Gdy właściciele przestali się nimi zajmować, było ich kilkanaście. Dzisiaj to już 185 krów, cieląt i byków. Nie mają kolczyków, paszportów ani wymaganych badań. I dlatego, zdaniem służb weterynaryjnych, powinny zostać wybite.

Ten pomysł bardzo nie podoba się obrońcom zwierząt. Do dzisiaj petycję ws. ocalenia „wolnych krów”, bo tak w międzyczasie ochrzczono nadwarciańskie stado, podpisało blisko 20 tysięcy osób. Przeciwnicy egzekucji nie ograniczyli się do podpisywania listów do władz.

Jest dom dla wolnych krów

Zrobili znacznie więcej. Udało im się znaleźć miejsce, gdzie mogłyby trafić krowy. To gospodarstwo w województwie zachodniopomorskim. Kilkaset hektarów łąk przy rezerwacie przyrody, na których krowy pełniłyby funkcję ekologicznych kosiarek. Zainteresowany ich przygarnięciem hodowca jest skłonny zapłacić za ich badanie i transport, daje też wymaganą przez służby gwarancję, że krowy nie będą się rozmnażać i nie zostaną zabite na mięso.

- Dajemy służbom weterynaryjnym i ministrowi rolnictwa na tacy to wszystko, czego się od nas domagali. Ale wydaje się, że nie są zainteresowani, że po prostu wolą te zwierzęta zabić – Magda Nowak ze stowarzyszenia Arka dla zwierząt nie kryje rozgoryczenia.

Podkreśla też, że wybicie wolnych krów jest rozwiązaniem najdroższym z możliwych. Według szacunkowych wyliczeń koszt uzupełnienia badań, przede wszystkim na obecność gruźlicy, brucelozy i białaczki, a także zakolczykowania zwierząt i wystawienia im paszportów i zaświadczeń o wieku, nie powinien przekroczyć 60 tys. złotych. Czyli mniej więcej jedną szóstą kwoty, jaką na egzekucję i utylizację krów daje minister Ardanowski.

Minister chciał z nas zrobić wariatów

Podczas prowadzonych z ministerstwem rozmów, do których udało się obrońcom krów doprowadzić dzięki wstawiennictwu związanego z PiS-em szefa Rady Mediów Narodowych Krzysztofa Czabańskiego, wiele się ustalić nie udało. Wsparcie znanego z pozytywnego stosunku do zwierząt polityka obozu rządzącego wiele nie pomogło.

- Mieliśmy wrażenie, że właściwie wciąż się nas spławia, że próbuje się z nas zrobić wariatów. Że dla ministerstwa i służb weterynaryjnych tak naprawdę najważniejsze jest, to żeby ta sprawa nie stała się głośna medialnie - mówi anonimowo jeden z uczestników rokowań, które odbyły się tydzień temu.
Informacje dotyczące aktualnej sytuacji są jeszcze gorsze.

Ponoć na najwyższych szczeblach zapadła już decyzja, by stado wybić. Ale dopiero po wyborach do Parlamentu Europejskiego.

Nie udało nam się jej potwierdzić. Główny Lekarz Weterynarii nie odpowiedział na nasze pytania w tej sprawie.

Zabić, by zamieść pod dywan

Zdaniem profesora Andrzeja Elżanowskiego, zoologa, który od dekad zajmuje się prawami zwierząt, wyjaśnienie podejścia służb jest banalnie proste. Wybicie stada to najprostszy sposób na zamaskowanie wieloletnich zaniedbań służb weterynaryjnych. Stado z Deszczna nie powstało wczoraj. Przez ponad dekadę służbom nie przeszkadzało, że niebadane zwierzęta wałęsają się luzem, kontaktując się z krowami z okolicznych hodowli.

- Weterynarze martwią się, że te krowy mogą chorować np. na białaczkę. Moim zdaniem, gdyby tak było, dawno by padły. Zresztą, jeśli wybić to stado bez badań, a tego właśnie chce minister, to nadal nie będziemy wiedzieli, czy ta białaczka tam była, a co za tym idzie, czy mogły się nią zarazić też krowy z hodowli. Czyli ta masakra nie rozwiąże żadnego problemu, co najwyżej zamiecie całą sprawę pod dywan - mówi profesor Elżanowski.

Na to ani ministerstwo, ani służby weterynaryjne raczej już liczyć nie mogą. Sprawa wolnych krów znad Warty stała się głośna medialnie. Do premiera właśnie trafiła petycja ws. odwołania, za pomysł wybicia krów, ministra Ardanowskiego. Obrońcy zwierząt planują też dwie demonstracje. Jedną w piątek, w Warszawie, pod ministerstwem. Drugą w niedzielę w Deszcznie, przy stadzie wolnych krów.

TOK FM PREMIUM