Strzał po śledztwie przeciekowym i inwigilacji dziennikarzy

Emocjonalne wystąpienie płk. Mikołaja Przybyła, to skutek kilku publikacji nt. inwigilacji dziennikarzy przez prokuraturę wojskową. Zaczęło się od tekstu w "Rzeczpospolitej" o tym, że prokuratorzy ściągnęli billingi i sms-y dziennikarzy (tvn24.pl oraz "Rz") opisujących kulisy śledztwa smoleńskiego. Potem prokuratura zaczęła się tłumaczyć, że szukała jedynie źródła przecieku.

Informację o tym, że śledczy z wojskowej prokuratury w Poznaniu ściągnęli billingi dziennikarzy z sześciu miesięcy 2010 r. podała pod koniec grudnia "Rzeczpospolita". Chodziło o Cezarego Gmyza z "Rz" oraz Macieja Dudę z tvn24.pl. Obaj pisali o katastrofie smoleńskiej. W listopadzie 2010 r. publikowali artykuły o tym, że kontrolerzy z lotniska w Smoleńsku zmienili swoje zeznania.

Pasionek spotkał się z CIA

Prokuratura, która nie podawała oficjalnie, że kontrolerzy zmienili zeznania, uznała więc, że nastąpił przeciek. Podejrzewała, że informatorem dziennikarzy jest Marek Pasionek z Naczelnej Prokuratury Wojskowej w Warszawie. Samego Pasionka zawieszono i wszczęto śledztwo w sprawie jego kontaktów z mediami oraz przekazywania informacji o postępowaniu smoleńskim przedstawicielom władz USA. Ta sprawa została umorzona przez Prokuraturę Okręgową w Warszawie.

Prokuratura inwigilowała dziennikarzy

I to właśnie cywilna prokuratura powiadomiła w grudniu dziennikarzy, że Żandarmeria Wojskowa (na zlecenie wojskowej prokuratury z Poznania) ściągnęła od operatorów sieci komórkowych billingi z ich połączeniami oraz z numerami telefonów, na które wysyłali SMS-y. Co ważne, obaj przesłuchiwani wcześniej dziennikarze odmówili podania swoich źródeł informacji.

Po ujawnieniu sprawy płk Mikołaj Przybył mówił, że informacje podane przez "Rz" są nierzetelne, a w części nieprawdziwe. Jak dodał, w toku śledztwa poddano analizie połączenia, jakie wykonywał z telefonu służbowego prokurator Pasionek, i inne połączenia telefoniczne wykonywane przez prokuratorów posiadających informacje stanowiące tajemnicę śledztwa.

"Sprawdzaliśmy billingi prokuratorów, a nie dziennikarzy"

- Prokuratura sprawdzała wyłącznie billingi prokuratorów i występowała o dane użytkowników lub właścicieli telefonów, z którymi ci prokuratorzy się kontaktowali. W momencie występowania do operatora o takie dane, prokurator prowadzący sprawę nie miał pojęcia, czy rozmówcą sprawdzanych osób byli dziennikarze. Chcę podkreślić, że sprawdzaliśmy billingi prokuratorów, a nie dziennikarzy - bronił się pod koniec grudnia płk Przybył.

Nie może być mowy o inwigilacji?

Jak wyjaśnił, normalną procedurą technologiczną w przypadku weryfikacji numerów, jest tzw. sprawdzanie krzyżowe. - Sprawdzane są numery, z którymi łączył się prokurator, jednocześnie sprawdzane jest, czy dany numer uzyskał połączenie z numerem prokuratora. Tak to się normalnie odbywa od strony technologicznej, by wykluczyć jakiekolwiek pomyłki. Prokuratura nigdy nie występowała o billingi wskazanych imiennie dziennikarzy, nie może być mowy o ich inwigilacji - powiedział.

Gmyz: Jest płyta z moimi billingami

Cezary Gmyz z "Rz" twierdzi, że wbrew twierdzeniom prokuratury wojskowej, prokuratorzy nie sprawdzali wyłącznie billingów śledczych zajmujących się sprawą katastrofy smoleńskiej. - W aktach postępowania jest płyta z moimi billingami uzyskanymi od operatora. Mam też kopie pism, z których wynika, że prokuratorzy zostali poinformowani do kogo należy telefon. Nazwa abonenta nie pozostawiała wątpliwości co do tego, że chodzi o dziennikarza - zaznaczył Gmyz. Dodał, że złoży w sprawie zażalenie do sądu oraz zawiadomienie o podejrzeniu przekroczenia uprawnień przez wojskowych prokuratorów.

- Prokuratura przekroczyła uprawnienia biorąc moje billingi, ponadto prokuratorzy wojskowi z Poznania nie mieli prawa badać wątku rozpowszechniania przez dziennikarzy informacji ze śledztwa dotyczącego katastrofy smoleńskiej bez zezwolenia - powiedział Gmyz.

W obronie honoru prokuratorów

- W dniu dzisiejszym staję w obronie honoru prokuratorów wojskowych i sędziów wojskowych, których określa się jako nieprzydatnych i anachronicznych - mówił tuż przed próbą samobójczą płk. Przybył. - W mojej ocenie należy odejść od systemu statystyki i liczenia spraw przypadających na głowę prokuratora czy sędziego, a zacząć liczyć pieniądze, jakie traciło i traci państwo polskie na skutek przestępstw popełnianych przez zorganizowaną przestępczość o charakterze gospodarczym, żerującą na budżecie Wojska Polskiego i w tym zakresie rozliczać z działalności wojskowy wymiar sprawiedliwości" - mówił podczas konferencji płk Przybył.

Chwilę potem poprosił o 5 minut przerwy i wyprosił dziennikarzy. Kilkanaście sekund później w sali, gdzie został Przybył padł strzał. Pułkownik przeżył. Jest obecnie w szpitalu.

TOK FM PREMIUM