Blokada stron rządu i prezydenta, a na Twitterze kpiny: "Ale blog Kasi Tusk działa... Uff"

W sobotni wieczór gruchnęła wiadomość, że ruch Anonymous zhakował strony internetowe prezydenta, premiera, Sejmu i Ministerstwa Kultury. Miał to być protest przeciwko planom podpisania przez polski rząd kontrowersyjnej ustawy ACTA. Użytkownicy Twittera mieli za to nie lada używanie. "Sobotnia noc. Na TT lepsza balanga niż w realu" - kwitował komentator "Faktu", Łukasz Warzecha.

Wieczorem w sobotę przestała działać strona Sejmu. Później strony Ministerstwa Kultury, Kancelarii Premiera i Prezydenta. Zasługę "zhakowania" państwowych witryn internetowych przypisali sobie hakerzy z grupy Anonymous , którzy protestują przeciwko rządowym planom podpisania międzynarodowego porozumienia antypirackiego ACTA. Wszystkie strony stronny są już czynne, ale przez media społecznościowe zdążyła przetoczyć się fala gorących dyskusji.

"Blog Kasi Tusk działa... Uff"

Wątek zablokowanych stron cieszył się wyjątkowo dużą popularnością wśród dziennikarzy i komentatorów zwłaszcza na Twitterze. Jedni dramatyzowali: "Nasza internetowa ojczyzna znalazła się nad przepaścią", "Trzeba przyznać, że dość drastycznie nam uświadomiono nieudolność polskich służb w dziedzinie bezpieczeństwa cybernetycznego. Leży. Szkoda", inni szydzili: "Blog Kasi Tusk działa. Uff".

Zdecydowanie jednak dominowali ci drudzy, wśród których większość postanowiła wykorzystać sytuację do powyzłośliwiania się pod adresem rządu i jego szefa, Donalda Tuska.

"Donald każe kastrować internautów"

"Strona rządu i sejmu nie działa, ale z pewnością państwo zdaje egzamin" - napisał Michał Szułdrzyński z "Rzeczpospolitej". Wtórował mu znany bloger, Paweł Rybicki, który dużo mniej przebierał w słowach: "To się Donald wścieknie. Każe kastrować internautów", "Już wkrótce wraki polskich stron rządowych zostaną przykryte wiatą" czy "Katastrofa stron rządowych została spowodowana przez błąd pilotów".

"Sobotnia noc. Na TT lepsza balanga niż w realu" - cieszył się z kolei Łukasz Warzecha z "Faktu". Mimo tego zabawowego nastroju na Twitterze nie zabrakło też i takich, co znaleźli powody do narzekania, np. Samuel Pereira z "Gazety Polskiej": "Anonymous dali ciała. Twitterowe profile Grasia, Hołdysa i Sikorskiego działają bez zarzutu".

"Od jutra internet będzie na kartki"

Dostało się dość mocno także Bronisławowi Komorowskiemu, choć jego strona internetowa najszybciej powróciła do życia. Masowo przypominano na Twitterze, że prezydent podpisał nowelizację umożliwiającą wprowadzenie stanu wojennego w odpowiedzi na "cyberatak". "Padła strona prezydenta. Jutro nie będzie teleranka", "Od jutra internet będzie na kartki" - kpił Samuel Pereira z "Gazety Polskiej".

"To nie żadne anonimusy, tylko Pan Prezydent wysyła do sejmu projekt ustawy zeskanowany w kolorze i 600 dpi" - "retweetował" z kolei Łukasz Warzecha. Jeszcze inni z udawaną troską "łączyli się z prezydentem w bulu i w nadzieji" na szybkie uporanie się z problemem.

Dzieło "średnio zdolnego pseudohakera"?

Tylko niewielka część komentatorów odnosiła się do wydarzeń wieczoru z większym dystansem. "Nie rozumiem podniecenia. Atak DDoS nawet na stronę ABW to średnio zdolny pseudohaker jest w stanie wymodzić. Żaden wyczyn" - pisała redaktorka dziennika "Polska The Times", Arlena Sokalska. "Jak się chętni na bilety na euro 2012 rzucili, to był właściwie taki sam atak na stronę UEFA. Skutek: serwer odrzuca wszystkich" - przypomniała w kolejnym "tweecie".

"Polacy mają jednak wielki potencjał. W ciągu kilkunastu minut wszyscy stali się specami od hackowania stron" - wyzłośliwiał się z kolei Dominik Uhlig "Gazety Wyborczej". Tymczasem jeszcze inni dziennikarze od komentowania przeszli do razu do konkretów - jak Krzysztof Skórzyński z "Faktów" TVN: "OK, pytanie zupełnie serio - jeżeli jest tu jakiś haker proszę o kontakt na DM!"

Nie tylko Palikot. Oni przyznali się do palenia skrętów >>

TOK FM PREMIUM