Wygląda na to, że w Elbie pomagaliście dzierżawcy - Helsińska Fundacja do policji [RAPORT]

Helsińska Fundacja Praw Człowieka opublikowała raport nt. interwencji policji 16 marca w squacie Elba. Wg Fundacji są ?przypuszczenia, że funkcjonariusze policji faktycznie asystowali właścicielowi zajętej nieruchomości oraz wynajętej przez niego firmie ochroniarskiej w eksmisji squatu Elba?. Fundacja wysłała już do komendanta stołecznego list z prośbą o wyjaśnienie tej wątpliwości i podanie przepisów prawa, na podstawie których działała policja.

16 marca do squatu Elba przy ul. Elbląskiej w Warszawie wkroczyła policja - po wezwaniu od dzierżawcy terenu. Interwencja trwała przez kilka godzin, od ok. 14.00 do ok. 20.00, naprzeciw policji stanęło ok. 150 squattersów i ich znajomych. Nie chcieli oni opuścić terenu na prośbę dzierżawcy.

Zobacz wideo

Akcję obserwowały dwie grupy pracowników Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka - pierwsza od ok. 14.00 i druga od 17.40 do 20.00. Sporządzili oni raport, w którym zarzucają policji cztery błędy. Przede wszystkim to, że wciąż nie wiadomo, na jakiej podstawie policjanci wkroczyli do Elby - wg Fundacji policja najpewniej wystąpiła jako asysta właściciela posesji.

"Podstawy prawne działań Policji nie zostały wyjaśnione. Można odnieść wrażenie, że Policja pomagała właścicielowi w samowolnej eksmisji. Ponadto squattersi twierdzili, że Straż Miejska wycofała się, jak tylko uzyskała informację, że właściciel nie posiada tytułu wykonawczego" - czytamy w raporcie. Fundacja wysłała w tej sprawie list do komendanta stołecznego - czytaj >>>

Kolejne trzy wątpliwości dotyczą zachowania funkcjonariuszy. Fundacja podkreśla, że użycie środków przymusu bezpośredniego - pałek i gazu - mogło być nieuzasadnione, policjanci odmawiali okazania legitymacji, a niektórzy z nich pracowali w cywilu. Policja utrudniała też pracę obserwatorów i dziennikarzy dokumentujących zdarzenie.

Pełna treść raportu Helsińskiej Fundacji - czytaj >>>

Obserwatorzy opisują trzy starcia squattersów z policją do godz. 17. Funkcjonariusze użyli gazu i innych środków obrony koniecznej na początku interwencji, jak i później, gdy "obrońcy squatu" zaczęli forsować siatkę ogradzającą teren: "Policjanci, którzy stali po drugiej stronie siatki, używali pałek i gazu. Gaz był używany od razu, gdy ktoś dotykał siatki, co wydawało się niezasadne. Jeden z obrońców odniósł niewielkie obrażenia, prawdopodobnie wskutek użycia wobec niego gazu. Prawdopodobnie odwieziono go do szpitala. W tym czasie pojawiła się też informacja, że policjantka odniosła obrażenia nogi i została przewieziona do szpitala".

Fundacja podkreśla, że policjanci nie reagowali na inwektywy rzucane w ich stronę przez squattersów, ale i odmawiali im i samym obserwatorom okazania legitymacji.

W raporcie pojawiają się też uwagi nt. utrudniania przez policję obserwacji i prób zniechęcenia pracowników Fundacji do pracy. Doszło do tego ok. 17.00: "Jeden z policjantów w cywilu kazał obserwatorom opuścić miejsce wydarzeń - proszony o wylegitymowanie się, odmówił. Inny powiedział, że obserwatorzy mają do wyboru: albo zostać za taśmą razem z obrońcami, albo wyjść poza teren działań Policji (ok. 80 m od barykady). Obserwatorzy wyszli, ale w konsekwencji zza taśmy końcowej nie widzieli tego, co się dzieje w miejscu, gdzie byli obrońcy".

Policja usunęła fotografów

Kolejna grupa obserwatorów nie dostała od policji zgody na przejście przez taśmę, bliżej miejsca, gdzie byli squattersi i od jednego z policjantów usłyszeła, że to "ich problem", że nie widzą zgromadzenia i że "trzeba było przyjść wcześniej". "Jednocześnie Policja zaczęła wyprowadzać fotoreporterów oraz osoby z aparatami fotograficznymi. Były one spisywane i wypraszane poza taśmę. Wyprowadzeni zostali również niektórzy demonstranci. Niektóre osoby były wynoszone przez Policję" - czytamy.

W poniedziałek squattersi przenieśli się do budynku nieczynnej poradni chorób płuc i gruźlicy w centrum Warszawy, skąd zostali usunięci na prośbę właściciela. Dziś dwóm zatrzymanym tam squattersom postawiono zarzuty naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza. Jeden z mężczyzn - Jan O. - usłyszał również zarzut znieważenia słownego policjanta.

Japoński "statek widmo" odnalazł się po drugiej stronie Pacyfiku >>

TOK FM PREMIUM