"Przez cały tydzień narastała w Polsce atmosfera grozy". Maziarski o zadymach
Publicysta pisze dziś w "Gazecie Wyborczej" o zadymach, do których doszło przed wtorkowym meczem Polska-Rosja.
Maziarski nie ma pretensji do polskich kiboli, że zaczęli atakować Rosjan. Publicysta pisze: Właściwie trudno mieć pretensje, że sprowokowali zadymę. Taka już jest ich społeczna rola. Lekarz leczy, strażak gasi pożary, a kibol dymi. Niewiele rozumie ze współczesnego świata i boi się go - więc dymi. Zwłaszcza gdy się go odpowiednio nakręci, sprowokuje i zrobi odpowiednią atmosferę. A o to postaraliśmy się już my wszyscy. Nie kibole - politycy, komentatorzy, publicyści, redaktorzy, internauci - dodaje.
Smuda jak Piłsudski na okładce tabloidu i "Newsweeka". AP: to nakręcanie atmosfery>>
- Przez cały tydzień narastała w Polsce atmosfera grozy i oczekiwania na coś strasznego. Najpierw miało się to wydarzyć 10 czerwca na Krakowskim Przedmieściu, gdzie zbierze się lud smoleński, a później 12 czerwca, gdy przez ulice Warszawy będą czwórkami maszerować hordy bolszewików - pisze publicysta w "GW". - PiS wspierany przez prawicowych publicystów żądał zakazu maszerowania, władze uspokajały, że sytuacja jest pod kontrolą, bo w stan gotowości postawiono policję z kilku województw, straż graniczną, żandarmerię i wojsko (w domyśle samoloty F16 i hit eksportowy Bumaru - czołgi Twardy z aktywnym pancerzem). Nieprawicowe media też dołożyły swoje, wzmagając histerię hasłami w rodzaju "Rosja albo śmierć" i budując idiotyczne analogie między meczem futbolowym a Bitwą Warszawską 1920 roku - pisze Maziarski.
Stadionowe bydło? Tak. Ale Rosjanie też prowokowali [BLOG]
Piękni, uśmiechnięci, przyjaźni. Polscy kibice w obiektywie Niemca [ZDJĘCIA]>>