Kantor, Schulz, Witkacy, Mucha. Jak naczelnik poczty aukcję arcydzieł zrobił [ZDJĘCIA Z KATALOGU]

Nieznane obrazy mistrzów: Witkacego, Muchy, Schulza i Kantora wystawiła na aukcję mała galeria w Rybniku. Pokazaliśmy wykaz obrazów ekspertom. "Koszmarne falsyfikaty" - powtarzają. - Jest mały procent niepewności. Ale klienci i tak kupują - mówi nam organizator aukcji Tomasz Bodach, były naczelnik poczty, postać nietuzinkowa. W katalogu wszystkie dzieła mają w opisie zdanie-alibi: "wykazują cechy oryginalności".

4 lipca lokalna śląska prasa zamieszcza informację o zbliżającej się aukcji w Rybniku. "Do zlicytowania zostanie wystawionych blisko 80 dzieł bardziej i mniej znanych malarzy. Przykładami twórców, których obrazy będą przedmiotem aukcji, są Tadeusz Kantor, polski twórca awangardowy, Mihaly Munkascy, czołowy reprezentant realizmu na Węgrzech, Stanisław Ignacy Witkiewicz (Witkacy) - kontrowersyjny dramatopisarz, malarz. Ponadto pojawią się także dzieła Alfonsa Muchy i Wojciecha Siudmaka" - czytamy w "Nowinach". Miejsce aukcji to Galeria Malarstwa Europejskiego i Dom Aukcyjny w Rybniku.

Czy obrazy są autentyczne? - O tym później. Najpierw poznajmy właściciela galerii, to ciekawa postać.

Pocztowiec, biznesmen, filatelista, numizmatyk - Tomasz Bodach

Galeria Malarstwa Europejskiego i Dom Aukcyjny powstała późną wiosną w małym lokalu w centrum Rybnika. To tu 7 lipca mają być zlicytowane nieznane dzieła wybitnych malarzy. Założycielem galerii jest Tomasz Bodach, były naczelnik poczty w Gliwicach. Postać nietuzinkowa, znana nie tylko na Śląsku.

W kraju głośno zrobiło się o nim, gdy otworzył prywatną Miejską Pocztę Doręczeniową w Rybniku. Miał walczyć z monopolem Poczty Polskiej i pozakładać oddziały MPD w całym kraju. Materiał o nim wyemitowały m.in. Fakty TVN, a chętni do zakładania prywatnej poczty walili drzwiami i oknami. Minęło kilka miesięcy i niedoszli pocztowcy poczuli się wystawieni do wiatru. "Założyli stowarzyszenie i domagali się od Bodacha zwrotu 100 tys. zł. Bodach miał pobierać od nich tzw. opłaty licencyjne (od 2,5 tys. zł) i na tym kończyć współpracę" pisała "Gazeta" .

Wcześniej pocztowiec dał się poznać w środowisku kolekcjonerów znaczków. - Pan Bodach przyjechał kilka lat temu do Lecha Popielewskiego, naszego wieloletniego prezesa. I wziął w komis część jego wartościowej kolekcji, znalazł się w niej m.in. pierwszy polski znaczek na liście z 1860 r. Nigdy kolekcji nie zwrócił - opowiadał "Gazecie Wyborczej Poznań" Mirosław Klonowski, sekretarz toruńskiego oddziału Polskiego Związku Filatelistów. Zbiory warte co najmniej 200 tys. zł przepadły. Bodach przegrał proces, sąd nakazał mu zwrot zbiorów albo gotówki. Komornik niczego jednak nie zdążył wyegzekwować, bo Popielewski umarł.

Bodach zajmował się też numizmatyką. Przygotował monetę z karykaturą Dody - jednak i ta sprawa zakończyła się skandalem, kiedy o prawa do portretu wokalistki upomniał się autor karykatury. O sprawie informowała TVS .

"Fatalne. Nawet laik zauważy różnice!"

Teraz Bodach zaangażował się w handel dziełami sztuki. O jego galerii w superlatywach rozpisują się lokalne media - można oglądać obrazy, kupować, dla zainteresowanych organizowane są darmowe warsztaty renowacji dzieł sztuki.

7 lipca w galerii zorganizowana zostaje aukcja z obrazami mistrzów malarstwa europejskiego.

Wykaz obrazów z aukcji trafia do antykwariuszy w całym kraju, my też go dostajemy od jednego z nich. Antykwariusze, choć mieli do czynienia z niejednym falsyfikatem, nie dowierzają: - Z 80 dzieł oryginalne mogą być tylko obrazy nieznanych twórców ze Śląska!

W podobny sposób sprawę komentuje kilku właścicieli galerii sztuki w Polsce.

Na okładce katalogu jest obraz "Chrystus i Samarytanka" autorstwa XIX-wiecznego włoskiego malarza Giovanniego Fattoriego - kopia niezidentyfikowanego, prawdopodobnie średniowiecznego dzieła. Aby kupić "Chrystusa" w Rybniku, trzeba słono zapłacić - cena wywoławcza to 200 tys. zł.

- Możliwe, że obraz nie jest fałszywy. Ale to XIX-wieczna kopia. Jego cena jest kuriozalna! Takie kopie powstawały wtedy masowo w akademiach malarskich. W zależności od klasy tego typu obrazy sprzedawane są teraz za kwotę od 10 do 30 tys. zł - opowiada nam antykwariusz i właściciel jednej ze znanych w kraju galerii dzieł sztuki. - Może nie chodziło o sprzedaż, ale o zawyżoną wycenę. Ktoś chce później dać ten obraz pod zastaw, za pożyczkę, której nigdy nie zwróci - sugeruje.

Inną pozycję z katalogu - obraz Stanisława Ignacego Witkiewicza "Portret młodej kobiety" - przesłaliśmy do oceny Annie Żakiewicz z Muzeum Narodowego, która od lat zajmuje się spuścizną Witkacego. Akwarela wystawiona została na rybnickiej aukcji za 30 tys. zł.

- Rysunek jest fatalny: sztywny, nieudolny. Trzeba to położyć obok jakiegoś oryginału albo jego dobrej reprodukcji i nawet laik zobaczy różnice! - oburza się Żakiewicz.

Ekspertka punktuje błędy, które popełnił autor obrazu Witkacego. - Portret jest za mały (50 cm x 40 cm). Typowe wymiary to ok. 64 cm (do 70) x 46 cm (do 50). W sygnaturze jest TB + 3. Mała rzecz, ale jak wiadomo, diabeł tkwi w szczegółach. Powinno być: T.B (z kropką w środku, bo "T" to skrót od słowa "typ"), 3 jest bez sensu. Witkacy wpisywał cyfry do zapisania daty albo dni, tygodni, miesięcy, lat niepicia albo niepalenia - wtedy cyfra towarzyszy oznaczeniom NP lub NII [pi], a nie oznaczeniu typu! - dodaje Żakiewicz.

Pod ekspertyzą obrazu Witkacego w katalogu podpisał się Seweryn Aleksander Sas-Wisłocki, "krytyk sztuki". - W życiu nie słyszałam o tym "ekspercie" - mówi Żakiewicz. - Określenie "krytyk sztuki" też jest bez sensu, bo jako taki nie ma żadnych kwalifikacji, by opiniować obiekty antykwaryczne! Poza tym ten "krytyk" nie umie nawet liczyć, pisze o pięciu typach portretów Witkacego, a obok klasyfikuje je od A do D. W dodatku tych typów i tak było więcej - punktuje ekspert. - O podstawowych błędach faktograficznych nie wspomnę - ucina Żakiewicz.

"Cała masa błędów"

Na aukcji pojawiły się też obrazy Alfonsa Muchy (10 tys.) i Brunona Schulza (40 tys.). - Jeśli ktoś widział plakaty Muchy, to nieudolność, z jaką zrobiono akwarelę "Postać kobiety", będzie kłuła w oczy - mówi nam antykwariusz i właściciel galerii sztuki.

- Twarz nieładna, płaska i "budyniowata". To nie piękna femme fatale, która występuje u Muchy. Kolorystyka nie jest adekwatna do epoki, to jest zbyt ostre, surowe i nie pasuje do secesji. Można powiedzieć, że to współczesna pseudoestetyka i kolorystyka. Nie zgadza się też datowanie. Tu jest cała masa błędów - słyszymy.

Zobacz obraz z katalogu: Bruno Schulz "Portret Żyda">>

- Schulz przede wszystkim był świetnym rysownikiem. A to jest praca naiwnego amatora, niemającego pojęcia o rysowaniu, komponowaniu portretu. Przypomina raczej suweniry, takie portrety Żyda, które ludzie wieszają w domu na szczęście. Gdyby ktoś do mnie to przyniósł, absolutnie bym tego nie powiązał z Brunonem Schulzem. To raczej coś kupionego na pchlim targu - komentuje dla nas właściciel galerii.

Z kolei gdyby obraz Wojciecha Gersona, który znalazł się w katalogu, był autentyczny, byłoby to wydarzenie co najmniej na skalę kraju. - Jego akwarele są wyjątkowo drogie i unikatowe. To, co widzę, to prymitywny pastisz historycznych obrazów Gersona. Oryginalny obraz powinien kosztować minimum 100 tys. zł, a nie 19 tys. - słyszymy od naszego rozmówcy.

Słowa-klucze: "Obraz wykazuje cechy oryginalności"

Krytycy i eksperci mają też poważne zastrzeżenia do samego katalogu. Został w nim zastosowany wyjątkowo sprytny manewr. Każdy z "opisów eksperckich" prezentowanych obrazów zawiera tłustym drukiem: autora obrazu, jego nazwę, datę powstania; a sama opinia zaczyna się zdaniem-bezpiecznikiem: "obraz wykazuje cechy oryginalności". - To prawnicze słowa-klucze, dzięki którym można sprzedać kopię, bo nikt nie napisał wprost, że to autentyk - mówią eksperci, z którymi rozmawiamy.

- Na rynku jest mnóstwo falsyfikatów słabej jakości, rozpoznawalnych na pierwszy rzut oka, tak że trudno je właściwie nazwać falsyfikatami, to słabe kopie, pastisze, przedmioty do powieszenia na ścianie u kogoś, kto się kompletnie nie zna na sztuce. Jeżeli ktoś kupuje na targu staroci obraz za 300-500 złotych w przekonaniu, że kupuje atrakcyjne dzieło warte 15-20 tysięcy, to może sobie w tym wyobrażeniu ze spokojnym sumieniem pozostać. Gorzej, jeżeli w to uwierzy i będzie chciał ten obraz kiedyś sprzedać jako oryginał - mówi TOK FM Adam Chełstowski, biegły sądowy z zakresu malarstwa i ekspert Desa Unicum.

Brak profesjonalizmu w opiniach dzieł wystawionych na rybnickiej aukcji zauważy nawet laik. Teksty w ponad połowie składają się z życiorysu malarza. Nie brakuje zdań typu: "Obrazy Schulza ukazują się na rynku aukcyjnym bardzo rzadko, osiągają wysokie ceny oraz są poszukiwane przez kolekcjonerów polskich i zagranicznych".

Bodach: Klienci i tak kupują

Prof. Nowosielski: Kopista to też artysta. Dajemy na to papiery>>

O rybnickiej aukcji została powiadomiona policja (kto złożył zawiadomienie - tego policja nie chce powiedzieć). - Funkcjonariusze ustalili, że nie doszło do sprzedaży. Sprawy więc nie ma. Odstąpiliśmy od dalszych czynności - mówi Bogusława Poloczek z komendy policji w Rybniku.

Z prośbą o wyjaśnienie sytuacji zwróciliśmy się do Tomasza Bodacha, organizatora aukcji. - Mam na te obrazy wystawioną opinię krytyków sztuki i magistrów sztuki. Ja nie mam ani skończonego ASP, ani nie jestem ekspertem. Sprzedaję obrazy według opinii; jeżeli jej nie mam, to nie kryję tego i sprzedaję je bez ekspertyzy - tłumaczy.

- Opinię dzisiaj może wystawić każdy, a atest obrazu tylko osoby z uprawnieniami Ministerstwa Kultury - dodaje Bodach. I zastrzega, że na żadnej opinii nie jest napisane, że obraz jest w 100 proc. autentyczny, tylko że "wykazuje cechy oryginalności". - Klienci się nieraz mnie pytali, co to znaczy. Tłumaczyłem, że wszystko wskazuje, że obraz jest prawdziwy. Ale zawsze zaznaczam klientom, że istnieje pewien procent niepewności, obraz może nie być oryginalny. Mimo to klienci kupowali - opowiada.

Bodacha zapytaliśmy też, jak zdobył obrazy mistrzów. - Niektóre przyniesione są do mnie przez ludzi. Obrazy są w komisie, tak naprawdę każdy może przynieść do mnie obraz - wyjaśnia mężczyzna.

Bodach tłumaczy, że wejście policji na jego aukcję to sprawka konkurencji, czyli innej rybnickiej galerii. - Niepowodzenie ma coś wspólnego z moim konkurentem, który chodzi po mieście i rozpowiada, że obrazy są fałszywe i kradzione. Przy poprzedniej aukcji policja skonfiskowała mi 22 obrazy, ale po trzech tygodniach obrazy mi oddali i sprawę umorzyli - mówi.

TOK FM PREMIUM