Wszyscy tak dobrzy czy my tak słabi? Dlaczego polscy naukowcy przegrywają walkę o granty?

Młodzi polscy naukowcy sromotnie przegrywają w walce o europejskie granty. UE rozdała w tym roku 800 mln euro. Tylko jeden projekt z Polski zyskał uznanie. - To chyba świadczy o wielkiej słabości naszej nauki - oceniał w TOK FM Piotr Cieśliński z ?GW?. Jedynym szczęśliwcem z Polski, który zrealizuje swój projekt za unijne pieniądze, jest zajmującą się kulturą aztecką dr Justyna Olko.

Sukces dr Justyny Olko z Uniwersytetu Warszawskiego jest tym większy, że na granty w naukach humanistycznych przeznaczone jest zaledwie 17 proc. kwoty, którą dysponuje Europejska Rada ds. Badań Naukowych. - Te granty jest więc znacznie trudniej zdobyć - podkreślała dr Olko w rozmowie z TOK FM.

Celem projektu, który zyskał uznanie unijnych urzędników, jest rekonstrukcja i poznanie mechanizmów przekazu kulturowego między Europą a Ameryką od XVI wieku przez okres kolonialny aż po współczesność.

"Milion euro na Azteków" PRZECZYTAJ

Naukowcy z zespołu dr Olko szukają zmian zachodzących w żywym do dziś języku oraz kulturze Indian Nahua, ale również w języku hiszpańskim i kulturze iberoamerykańskiej. Indianie Nahua żyją dziś przede wszystkim w Meksyku.

Marzenia można realizować

- Moim marzeniem zawsze było to, aby w Polsce móc realizować projekty na najwyższym poziomie. Z udziałem najwybitniejszych specjalistów na świecie. Nie jest ważne, czy te badania prowadzimy w Hiszpanii, USA czy Polsce. Jeśli zbierzemy odpowiednio profesjonalny zespół, to możemy stworzyć warunki, żeby realizować tematy, które wydają się nam interesujące. Dlaczego więc nie w Polsce? - pytała dr Justyna Olko w "Komentarzach Radia TOK FM".

Dzięki 1,3 mln euro z unijnej kasy, na przykład, do Polski będą mogli przyjechać studenci - Indianie Nahua i kształcić się u nas.

Dlaczego jest tak źle

Badaczka z UW jest jedynym naukowcem z Polski w gronie 536 osób, które dostały w tym roku granty z ERC. Wcześniej nie było wcale lepiej. Polscy naukowcy od lat są na szarym końcu europejskiej listy.

Jak wyliczył Piotr Cieśliński z "Gazety Wyborczej", wśród sfinansowanych przez ERC 3 tys. projektów dla indywidualnych badawczych zaledwie 12 pochodziło z Polski.

- To świadczy o wielkiej słabości naszej nauki. To są granty dla młodych obiecujących naukowców. I nie możemy się tłumaczyć zaszłościami. Tym że polska nauka stoi w PRL-u - stwierdził dziennikarz "GW" w "Komentarzach Radia TOK FM".

Polacy nie tylko rzadko dostają granty. Nasi naukowcy nawet niespecjalnie starają się je uzyskać. - Wysyłamy mniej wniosków niż malutka Dania. A pieniądze, które dzieli UE są naprawdę duża. Prawdopodobnie w przyszłym roku będzie to 13 mld euro. To znacznie więcej niż cały budżet polskiej nauki. Wygląda to tak, jakby nam nie zależało - ocenił Cieśliński.

Wygrywają niepokorni

Zdaniem dziennikarza "GW" jedną z głównych przeszkód, jaka odstręcza naukowców z Polski od składania wniosków jest biurokracja. - Polski naukowiec, jeśli chce się starać o grant, praktycznie musi to zrobić sam. A wypełnienie wniosku to nie jest prosta sprawa. Warto mieć profesjonalny zespół, który się tym zajmuje. A na polskich uczelniach tego nie ma - mówił Piotr Cieśliński.

Nawet naukowcy, którzy zdobyli dofinansowanie narzekają na unijna biurokrację. Ale przekonują, że tę przeszkodę można pokonać. I wymogi formalne nie są najważniejsze w walce o pieniądze.

- Więcej pracy wymaga przygotowania pomysłu, uzasadnienie, skomponowanie projektu badawczego - podkreślał dziennikarz "Gazety Wyborczej", który rozmawiał z polskimi naukowcami, którzy wygrali bój o pieniądze z UE.

Wg Cieślińskiego łączą ich nie tylko wybitne osiągnięcia naukowe. Ale także pewne cechy charakteru. - To niepokora, bunt przeciwko instytucjom, starszym kolegom. To są ludzie, którzy zobaczyli trochę świata, pracowali na zagranicznych uczelniach. Zobaczyli, jak tam robi się naukę. I wiedzą, że aby zrobić coś ciekawego, potrzeba uporu, niepokory i ryzyka.

A to stawia ich w opozycji do większości polskiego środowiska naukowego.

- Najczęściej jest tak, że jak ktoś dostaje posadę na uczelni, to ma zapewniony bezpieczny żywot aż do emerytury. Musi tylko pokonywać kolejne szczeble kariery naukowej. To nie wymaga żadnych wielkich odkryć, publikacji. A na Zachodzie tak nie jest - naukowcy muszą być bardziej mobilni - podkreślał Piotr Cieśliński.

TOK FM PREMIUM