Spóźniona reakcja Ministerstwa Nauki. "Możliwa likwidacja uczelni"

Przez ostatnie dwa lata Ministerstwo Nauki otrzymało przynajmniej 11 skarg na działanie warszawskiej uczelni im. Giedroycia. Zareagowało dopiero dziś, dzień po tym, gdy wyszło na jaw, że czesne studentów za nowy rok akademicki zajmie komornik. Dopiero teraz resort chce odebrać uczelni uprawnienia i nie wyklucza jej likwidacji. Obiecuje też studentom pomoc w przeniesieniu na inne uczelnie. Nie wiadomo jednak, czy i ile będą musieli zapłacić za nowe studia.

O szokującej sytuacji w Wyższej Szkole Komunikowania i Mediów Społecznych im. Jerzego Giedroycia informowaliśmy wczoraj . Studenci tej niegdyś jednej z lepszych niepublicznych uczelni w Warszawie dowiedzieli się, że ich czesne zostanie w całości przejęte przez komornika, gdyż uczelnia jest poważnie zadłużona. Nie przeszkodziło to jednak władzom uczelni w prowadzeniu rekrutacji na nowy rok.

- Po kontroli przeprowadzonej w tej szkole, z której wnioski właśnie zostały zatwierdzone oraz wobec bardzo niepokojących sygnałów ze strony studentów, ministerstwo zdecydowało się podjąć wobec uczelni zdecydowane kroki - mówi Gazecie.pl rzecznik ministerstwa Bartosz Loba. - Rozpoczęliśmy postępowanie w sprawie odebrania szkole uprawnień i cofnięcia pozwolenia, które może zakończyć się nawet likwidacją uczelni. Wynika to z konieczności zabezpieczenia praw i interesów studentów, a także umożliwienia im skutecznego dokończenia studiów - dodaje. Zdaniem Loby każdy student będzie musiał zdecydować o swoim dalszym kształceniu. - Uczynimy wszystko, aby pomóc pod względem organizacyjno-formalnym. Już teraz można zgłaszać swoje pytania i wnioski drogą elektroniczną na specjalną skrzynkę: studenci@nauka.gov.pl - mówi. Ministerstwo będzie się starać o przejęcie studentów przez wszystkie - publiczne i prywatne - uczelnie, które prowadzą wydziały aktorskie.

"Daliśmy się oszukać"

Warszawski Żoliborz, w ogródku jednej z kawiarni spotykam się z założycielami szkoły, która niegdyś była jedną z najlepszych uczelni prywatnych. Barbara Okulicz-Sługocka, wieloletnia dziennikarka Polskiego Radia, jej mąż Ryszard i ich wspólnik, Kazimierz Długosz - to oni kilkanaście lat temu założyli "Giedroycia". Podczas spotkania założyciele uczelni opowiadają o jej historii, przyznają też, że popełnili kilka błędów. - W którymś momencie po prostu byliśmy zbyt naiwni. Uwierzyliśmy, że sprzedajemy uczelnię w ręce ludzi, którzy chcą ją rozwijać, którzy wiedzą o jej zadłużeniu i zobowiązują się do jego zlikwidowania - mówi Sługocka. Sprzedaży uczelni dodatkowo towarzyszyły dramatyczne dla jej założycieli wydarzenia - w kwietniu 2009 roku syn Barbary i Ryszarda Sługockich zginął tragicznie przed swoim domem w Dziekanowie.

Dług większy niż myśleliśmy

Z informacji, do których dotarliśmy, wynika, że dług szkoły to nie tylko 4,5 mln dla Polimeksu Hotele, ale też ponad 5,5 mln zł, które uczelni pożyczył Spółdzielczy Bank Rzemiosła i Rolnictwa w Wołominie. Bank był partnerem uczelni i wspierał powstawanie - jeszcze przed sprzedażą szkoły - wydziału aktorskiego.

W porozumieniu zawartym pomiędzy założycielami uczelni a jej nowymi właścicielami, ci drudzy zobowiązali się do pilnego spłacenia głównych zobowiązań i rozwijania uczelni.

"Protesty spływały od ponad dwóch lat"

Po sprzedaży uczelni sytuacja była coraz gorsza. W środku roku akademickiego rozpoczęto remont, tydzień przed końcem sesji zamknięto bibliotekę, księgozbiór wywieziono z uczelni. W związku z coraz gorszą sytuacją finansową wykładowcom obcinano pensje, wielu z nich odeszło z uczelni.

Zaniepokojeni studenci, wykładowcy, byli rektorzy, założyciele uczelni - oni wszyscy pisali do ministerstwa, informując o nieprawidłowościach, o braku wystarczającej liczby pracowników. W latach 2010-2011 do ministerstwa wpłynęło przynajmniej kilkanaście skarg. Na wiele próśb o wyjaśnienia uczelnia nie odpowiadała resortowi.

Dzisiejsze decyzje ministerstwa to echa kontroli, która odbyła się w maju tego roku. Resort potrzebował czterech miesięcy na analizę sytuacji w "Giedroyciu", a decyzję odnośnie do przyszłości tej szkoły i, co najważniejsze, jej studentów podjął niecały tydzień przed rozpoczęciem roku akademickiego. Może gdyby wnioski pojawiły się szybciej, chętni na studia aktorskie nie musieliby płacić wpisowego i opłat za egzamin wstępny.

TOK FM PREMIUM