Brutalne pobicie, przepychanki - tak z kupcami z Centralnego rozprawiła się ochrona [WIDEO Z ZAJŚCIA]

Z czwartku na piątek grupa blisko 200 zamaskowanych ochroniarzy próbowała brutalnie i - jak twierdzą uczestnicy - bezprawnie wyrzucić kupców z ich lokali na stołecznym Dworcu Centralnym. Udała się ?eksmisja? trzech z 11 sklepów i pobity został przy tym jeden z najemców. - Nikt nikogo siłą nie wyciągał - zaprzeczało Warszawskie Przejście Podziemne. Część zajścia udało się jednak udokumentować i nagrania pokazują coś zupełnie innego.

- Staraliśmy się zachować zimną krew i nagrać wszystko, co tylko mogliśmy. Wiedzieliśmy, że później te nagrania, zdjęcia będą naszym jedynym ratunkiem - mówi Gazeta.pl Marzena Pszczółkowska, która wynajmuje jeden z 11 spornych lokali na Dworcu Centralnym. Ich najemcy od miesięcy praktycznie w nich mieszkają, aby zapobiec nałożeniu im blokad na drzwi przez dzierżawcę. Protestują, bo WPP drastycznie podniosła czynsze , niektórym nawet o 400 proc.

Na nagraniach widać leżącego na betonowej posadzce pobitego mężczyznę, którym wstrząsają silne drgawki, przepychanki kupców i osób postronnych z ochroniarzami i dyskusje z policjantami, którzy odmawiają wylegitymowania się i interweniowania w sytuacji, jak zajmowane są dworcowe lokale.

Interwencja ochrony w galerii handlowej w podziemiach Dworca Centralnego

"Dlaczego karetka zjawiła się na miejscu jeszcze przed akcją?"

Akcja zaczęła się po godz. 3 w nocy w piątek . Według relacji kupców, którzy od kilku miesięcy protestują przeciwko drastycznej podwyżce czynszów, w podziemiach zjawiło się nawet do 200 mężczyzn. Na mundurach nie mieli żadnych naszywek, twarze schowali za kominiarkami. Zablokowali wszystkie schody, aby nikt nie mógł wyjść na powierzchnię.

- Nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Najpierw siłą dostali się do sklepu Świat Piżam. Pewnie otworzyli drzwi wytrychem. W środku była jedna pracownica - opowiadał "Gazecie Wyborczej" Grzegorz, jeden z przedsiębiorców. - Wyprowadzili ją. Obstawili lokal, żeby nikt już nie mógł się do niego dostać. Potem spakowali jej towar w kartony - dodał.

Oprócz tego zajęte zostały jeszcze dwa lokale razem z całym towarem. Jak mówi Marzena Pszczółkowska, na zewnątrz czekały trzy kontenery firmy przewozowej oraz karetka. - Wyglądało na to, że świetnie się do całej akcji przygotowali. Ciekawe tylko, dlaczego na miejscu jeszcze przed całym zajściem zjawiła się karetka - zastanawia się.

"Złamali mu cztery żebra, uszkodzili kręgi. Policja nie reagowała"

Karetka okazała się być potrzebna dopiero później. Jeden z kupców, pan Andrzej, został bowiem, jak mówią świadkowie zdarzenia, brutalnie pobity. Ma złamane cztery żebra i uszkodzone kręgi szyjne. Pani Marzena mówi, że samego incydentu nie udało się nagrać, bo kiedy mężczyzna był bity, otoczyło go kilkudziesięciu ochroniarzy, przez których nic nie dało się zobaczyć. Sfilmowano za to moment, jak nieprzytomny pan Andrzej leży na ziemi i wstrząsają nim drgawki.

- Mąż jest diagnozowany w szpitalu. Jest w gorsecie, ma coś z kręgosłupem szyjnym - potwierdziła "GW" jego żona, Hanna Wiśniewska. - Najgorsze jest to, że przez cały czas tej akcji na miejscu było kilku funkcjonariuszy z komisariatu kolejowego. Nie reagowali. Przyglądali się - wspominała kobieta.

Marzena Pszczółkowska przyznaje, że było przynajmniej kilkanaście prób powiadomienia o zajściu policji. Jak mówi, na policji jednak nikt nie chciał przyjąć zgłoszenia. - Po kolejnej bezskutecznej próbie zaczęliśmy prosić rozmówców o imię i nazwisko, żebyśmy mogli złożyć skargę. Nikt nam swoich danych nie podał. To samo było na dworcu, gdzie policjanci praktycznie przed nami uciekali i nikt nie chciał się wylegitymować - opowiada. Jedna z rozmów z dworcowymi policjantami została nagrana.

Zobacz wideo

"Nikt nikogo siłą nie wyciągał. Nie było żadnej brutalnej akcji"

- Nie mieliśmy zgłoszenia, by ktoś był siłą wyciągany z lokalu - twierdził z kolei w rozmowie z "GW" asp. Mariusz Mrozek, rzecznik stołecznej policji. - Było za to zgłoszenie, że ochroniarze są w kominiarkach. Policjanci poinformowali ich, że jeśli chcą prowadzić swoje czynności, muszą zdjąć kominiarki, i tak się stało - dodał.

Doniesieniom kupców zaprzecza także przedstawicielka WPP. - Nikt nikogo siłą nie wyciągał. Nie było żadnej brutalnej akcji - zapewniała Małgorzata Fucik, pełnomocniczka firmy. - Działamy zgodnie z prawem i realizujemy prawo zastawu opisane w art. 670 Kodeksu cywilnego. Jeżeli najemca nie płaci czynszu krócej niż rok, wynajmujący ma prawo na poczet roszczeń wziąć w zastaw jego towar - tłumaczyła.

Tymczasem, jak wyjaśnia w przesłanym Gazeta.pl oświadczeniu prawnik dr Mirosław Pawelczyk, WPP nie miała prawa brać w zastaw niczego. "Działania te podjęte zostały pomimo braku dysponowania przez "WPP Sp. z o.o." Sp. k. tytułem wykonawczym nakazującym opuszczenie przedmiotowych pawilonów handlowych oraz nieobecności organów uprawnionych do dokonywania tego typu czynności (komornik, organ administracyjny uprawniony do prowadzenia egzekucji administracyjnej)".

Pozwy przeciwko kupcom. Pozew przeciwko wynajmującemu

WPP oświadczyło, że 15 czerwca najemcom skończyła się umowa i od tego czasu zajmują lokale nielegalnie. Firma złożyła przeciwko kupcom zawiadomienie do prokuratury z tytułu przebywania w cudzym lokalu bez zgody jego właściciela. Skierowała też do sądu pozwy przeciwko kupcom.

Postępowanie wszczęła też w imieniu najemców Kancelaria Radcy Prawnego Dr Mirosław Pawelczyk: "Kancelaria wszczęła postępowania mające na celu wzruszenie w trybie nadzwyczajnym mające na celu uchylenie przedmiotowych decyzji i wyeliminowanie negatywnych skutków wydanych decyzji. Korzystając również z przysługującego kupcom prawa do wystąpienia na drogę postępowania sądowoadministracyjnego celem weryfikacji wspomnianych decyzji, wszczęte zostało przed sądem administracyjnym postępowanie w tym przedmiocie".

Zobacz wideo

TOK FM PREMIUM