"Patomorfolodzy siedzieli przed prosektorium, Rosjanie do niczego nie dopuszczali" - lekarz przerywa milczenie
Książek do Moskwy pojechał 11 kwietnia 2010 r. na polecenie ówczesnej minister zdrowia Ewy Kopacz. - Miałem poczucie, że minister Kopacz chce dużo zrobić, że chce pomóc. Ale wiem też, że to, co tam się działo, złamało ją, przerosło. Jak wszystkich - mówi w wywiadzie dla najnowszego numeru "Wprost".
- Dostaliśmy informację, że będziemy się zajmowali rodzinami ofiar. Baliśmy się tylko, że jest nas pięciu na jakieś 200 osób. Pamiętam żonę rzecznika praw obywatelskich Janusza Kochanowskiego, która informowała nas o przebytych chorobach męża, jego znakach szczególnych. Była przekonana, że to, co mówi, może przyspieszyć identyfikację zwłok. A my przecież nie zdawaliśmy sobie sprawy, że będziemy pomagali przy identyfikacjach, że będziemy w chłodniach, w prosektorium, wszędzie - mówi.
"Nic nie wiadomo, patomorfologów brak. Ministrowie nocą zwołali spotkanie"
Według Książka Rosjanie nie mogli skończyć sekcji do 11 kwietnia, bo trwały one jeszcze przez kilka dni po przyjeździe medyków. - Polscy patomorfolodzy lecieli tam z myślą, że "wszystkie ciała będą gotowe do okazania i identyfikacji". - Mówiło się, że rodziny będą wchodziły, rozpoznawały, wychodziły i wracały do Polski. Że ciała do trumien i do Polski... - wspomina.
Tymczasem po dojeździe do Moskwy zabrano wszystkim paszporty i oddano dopiero po dwóch dniach. Lekarzy wraz z rodzinami przewieziono do hotelu i dano kolację. - Część rodzin chciała jechać, identyfikować swoich bliskich, nikt nie chciał spać. Ale nic nie było wiadomo. Techników, patomorfologów nie było. Późną nocą minister Arabski i minister Kopacz zwołali spotkanie. Rodzinom dano sutą kolację - bliny z kawiorem - i kazano czekać - mówi tygodnikowi.
"Okazało się, że Rosjanie do niczego nie dopuszczają"
Negatywnie wspominał proces identyfikacji ciał. - Poszedłem z mężem i matką jednej z ofiar na tzw. przesłuchanie. Siedzi taki chłopak, prokurator. Zaczyna pytać o dane personalne, ale po rosyjsku, a tłumacza nie ma. Przez 15 minut pisze rosyjskimi bukwami adres zamieszkania najpierw męża ofiary, potem matki. Zanim dochodzi do pytań przydatnych do identyfikacji, mija co najmniej godzina. Cały jeden dzień na tym był stracony - mówi.
Patomorfolodzy w tym czasie siedzieli przed prosektorium. - Siedzieli na drewnianej ławie, przed nimi biurko, na biurku sprzęt m.in. do badań DNA. I czekanie. I nic nie wiadomo, bo nic nie było uzgodnione. Oni byli poinformowani, że będą pomagali w sekcjach, w pobieraniu materiału genetycznego, w identyfikacjach. To są specjaliści wysokiej klasy, a okazało się, że Rosjanie do niczego nie dopuszczają. Cały poniedziałek tak siedzieli. I cały poniedziałek trwało dogadywanie, żeby w końcu weszli do tego prosektorium - opowiada.
"Żonie powiedziałem, że wszystkich jeszcze będą ekshumować"
Książek ratował ludzi z wielu wypadków, ale, jak mówi, nigdy wcześniej nie widział tylu ciał i takiej tragedii". Podczas pobytu w Moskwie on i inni lekarze "byli jak w amoku i spali po godzinę lub dwie na dobę".
- Nie, nie mówiliśmy nic przez dwa i pół roku. Tak się umówiliśmy między sobą, że nic. Nawet razem z kumplami, z ratownikami nie rozmawialiśmy o tym, co widzieliśmy tam, w Moskwie. To była taka... Ech, nie będę przeklinał... Wie pani, kiedy w czwartek 15 kwietnia przyjechałem do domu, to do żony powiedziałem: "Wiesz, Aga, jeszcze wszystkich będą ekshumować" - dodaje w rozmowie z "Wprost".
-
To nie broni jądrowej Putina należy się bać. Gen. Komornicki wskazuje "największe zagrożenie" dla Polski
-
Zakaz sprzedaży nowych aut spalinowych. "Niemieckie koncerny na wygranej pozycji"
-
Kaczyński "nie prowadzi zdrowego trybu życia". "Słabo się czuje". A "frakcje zaczynają wyłazić spod dywanu"
-
Szokujące rekolekcje w Toruniu. Kobieta poniżana przed ołtarzem. Będzie wniosek do prokuratury
-
Ogromny żółw jaszczurowaty złapany pod Warszawą. To gatunek niebezpieczny dla ludzi
- Sałatka jarzynowa nigdy nie była tak droga. Przed nami Wielkanoc "najdroższa w historii"
- "Skandal i zdrada". Na MKOL spadają gromy po decyzji ws. rosyjskich i białoruskich sportowców
- Dwa domy, ale jedno dzieciństwo. Rozstanie rodziców nie musi być traumą
- Lichocka pozwała Budkę. Chodzi o jej słynny gest. Sąd podjął decyzję
- "Kobiety w IT. "W zeszłym roku 70 proc. awansowało" - przyszłość wygląda obiecująco