Nie żyje Remigiusz Muś. Był na pokładzie Jaka-40 w Smoleńsku

Nie żyje chorąży Remigiusz Muś, technik pokładowy Jaka-40, który wylądował na smoleńskim lotnisku godzinę przed katastrofą Tu-154m. Policja wstępnie wykluczyła ?udział osób trzecich?. Wstępne oględziny wskazują, że chorąży popełnił samobójstwo.

- Informację dostaliśmy w nocy. Wstępne oględziny z udziałem prokuratora wykluczyły udział osób trzecich - powiedział nam rzecznik stołecznej policji Mariusz Mrozek.

Sprawą śmierci chorążego zajmuje się prokuratura w Piasecznie, a nadzoruje ją Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Jej rzecznik - Dariusz Ślepokura powiedział nam, że żona chorążego znalazła ciało męża w sobotę około 23.30 w piwnicy ich domu w Piasecznie. Chorąży najprawdopodobniej popełnił samobójstwo. Kobieta zawiadomiła pogotowie i policję. Lekarz stwierdził zgon. - Nie ujawniono żadnych śladów na ciele, że w zdarzeniu uczestniczyły inne osoby - mówi prokurator Ślepokura. Dodał, że jutro zostanie zarządzona sekcja zwłok tragicznie zmarłego.

Remigiusz Muś był już na emeryturze. Miał 42 lata. W śledztwie w sprawie katastrofy prezydenckiego tupolewa był przesłuchiwany w charakterze świadka. Muś w wywiadach twierdził , że kontroler z wieży w Smoleńsku zezwolił załodze prezydenckiego samolotu na zejście do wysokości 50 m - podczas gdy z opublikowanego stenogramu wynika, że kontroler miał zezwolić na zejście do 100 metrów.

Muś twierdził, że już po wylądowaniu Jaka-40, pozostając w kabinie, słyszał przez radio rozmowę między załogą Tu-154 i kontrolerem i słyszał wyraźnie, że kontroler miał zezwolić na zejście do "wysokości decyzji" 50 m, na której załoga miała zdecydować, czy wyląduje. Według Musia również załoga Jaka dostała zgodę na zejście do 50 m, podobnie jak załoga rosyjskiego Iła z funkcjonariuszami ochrony, który po nieudanej próbie lądowania odleciał na inne lotnisko.

Edmund Klich, polski przedstawiciel przy Międzypaństwowej Komisji Lotniczej (MAK), w lipcu 2010 roku nie chciał komentować tych wypowiedzi. - Czytałem tę rozmowę (z technikiem z Jaka). Nie wiem, czemu to ma służyć. Bez komentarza - powiedział Klich. Pytany, czy czymkolwiek da się uzasadnić twierdzenie, że kontroler z wieży w Smoleńsku wydał załodze Tu-154 pozwolenie na zejście do wysokości 50 m, Klich odparł: - Dokumenty na to nie wskazują. Żadne.

TOK FM PREMIUM