Pół dnia na zdementowanie tekstu "Rz"? Eksperci: Niedopuszczalne. Śledczy zareagowali, jak mleko się rozlało
Służby państwowe czekały pół dnia na zdementowanie rewelacji "Rzeczpospolitej" na temat znalezienia śladów trotylu i nitrogliceryny na wraku prezydenckiego samolotu. Aż do godz. 13.30 ani rząd, ani prokuratura nie wydały w tej sprawie żadnego oświadczenia.
"Skandaliczne" - tak w Presserwisie zachowanie władz ocenił Sylwester Latkowski, dziennikarz "Wprost". Wtórował mu na swoim blogu Tomasz Sekielski: "Prokuratura znowu potwierdziła, że ma gigantyczne problemy z komunikacją w sprawie katastrofy prezydenckiego samolotu".
Sytuacja może dziwić tym bardziej, że prokuratura wiedziała wcześniej o publikacji dziennika i mogła się do niej odpowiednio przygotować. Rzecznik prokuratora generalnego Mateusz Martyniuk tłumaczył nawet, że Prokuratura Generalna prosiła "Rz" o wstrzymanie publikacji materiału, by szokujące doniesienia - według opozycji potencjalnie prowadzące nie tylko do przewrotu krajowego, ale i międzynarodowego - można było najpierw zweryfikować.
NPW: Za późno? Inna godzina nie wchodziła w grę
Rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej nie widzi jednak problemu w tym, że tak długo zajęło jej ogłoszenie swojego stanowiska. Według płk. Zbigniewa Rzepy konferencja prasowa wcale nie odbyła się za późno. - Konferencja została wyznaczona na tę porę, bo inna godzina nie wchodziła w grę i tyle. Płk Szeląg jest szefem całej prokuratury wojskowej i miał dużo rzeczy wcześniej do zrobienia. Przed konferencją było sporo przygotowań - wyjaśnia nam rzecznik.
Pytany, czy wcześniej nie można było zatem wydać choćby krótkiego oświadczenia z démenti ws. doniesień "Rz", aby zatrzymać medialno-polityczną karuzelę, odpowiada zniecierpliwiony: - Nie rozumiem, o co chodzi. Prokuratura wydała stanowisko obszerne, klarowne i jasne. Czego jeszcze państwo oczekują?
Odpowiadamy, że oczekujemy, iż prokuratura nie będzie pozwalała, aby brak jej reakcji doprowadzał do chaosu medialno-politycznego. Rzecznik NPW uważa jednak, że takie oczekiwania są... równoznaczne z próbą wmanewrowania prokuratury w politykę. - Jesteśmy organem apolitycznym i nie będziemy robić czegoś ze względu na którąkolwiek z opcji politycznych - ucina dyskusję płk Rzepa.
"Chłopcy z prokuratury zareagowali, jak mleko się rozlało"
Z rzecznikiem prokuratury zdecydowanie nie zgadzają się eksperci. - W przekazie medialnym najistotniejsze jest to, kto ustala ramy rozumienia sytuacji, które z kolei wyznaczają perspektywę i sposób interpretacji faktów. W mediach często trwa wyścig, kto pierwszy te ramy ustali - tłumaczy dr Jacek Wasilewski, wykładowca UW i konsultant z zakresu konstruowania przekazów społecznych.
- Tymczasem rząd i prokuratura pozwoliły Jarosławowi Kaczyńskiemu w tak niewiarygodnie ważnej sprawie zawładnąć przekazem medialnym. Przekaz prezesa PiS był zresztą bardzo spójny: powiedział, że wie, co się dzieje, dlaczego, i co należy zrobić. To było naturalne, że większość osób była skłonna przyjąć jego wersję wydarzeń - dodaje Marek Matkowski, psycholog biznesu i konsultant.
Według obu specjalistów reakcja prokuratury powinna była być natychmiastowa. - Po pierwsze, kiedy prokuratura dowiedziała się, że "Rzeczpospolita" ujawni mocno wrażliwe dane, powinna była przygotować sobie kilka scenariuszy działania i uderzyć albo wcześniej, albo dokładnie w tej samej chwili co "Rz", wydając choćby krótki komunikat, w którym zapewnia, że panuje nad sytuacją - wyjaśnia dr Wasilewski.
Jak mówi Matkowski, każda dobra reakcja na kryzys powinna składać się z trzech elementów - z oświadczenia, że ma się plan działania, wyrażenia współczucia osobom poszkodowanym przez sytuację i zapewnienia, że do zajęcia sprawą zasiądzie się natychmiast. - Wczoraj zabrakło wszystkich tych elementów. W każdej porządnej firmie to byłoby niedopuszczalne - wzdycha psycholog biznesu. - Widać, że chłopcy z prokuratury postanowili jakoś zareagować dopiero w momencie, kiedy mleko już się rozlało. I wrażenie, które po sobie zostawiają, jest takie, że próbują coś ukryć - wtóruje mu wykładowca UW.
"Tusk od działania woli czekanie. Boi się prowokacji"
Temperaturze awantury wczoraj na pewno nie pomógł też rzecznik rządu . Według "Rz" Donald Tusk wiedział, że na wraku prezydenckiego samolotu znaleziono trotyl i nitroglicerynę. Paweł Graś tymczasem przyznał tylko w programie "Polityka przy kawie", że Tusk ostatnio często spotykał się z prokuraturą, ale nie wie, w jakiej sprawie. Rzecznik dodał, że doniesienia dziennika są "bulwersujące" i musi się nimi zająć prokuratura.
Według dr. Rafała Chwedoruka ta reakcja osoby odpowiadającej za komunikację rządu z mediami na kryzys była dalece niewystarczająca. - Obawiam się jednak, że odpowiedź, iż beztroski rząd gdańskich liberałów woli zajmować się harataniem w gałę niż rządzeniem, nie jest odpowiedzią wystarczającą - mówi nam politolog.
- Problem jest dużo poważniejszy. Tusk udowodnił już, że potrafi reagować w sytuacjach kryzysowych, jak w przypadku afery hazardowej. Od kilku tygodni jednak widać, że od działania woli czekanie - ocenia dr Chwedoruk. Według eksperta szef rządu obawia się reagować na doniesienia, które mogły zostać wypuszczone w celu skompromitowania go i udowodnienia, że premier faktycznie nie rządzi.
- Reagując wyprzedzająco, rozminowując jedną minę, może się bowiem natknąć na kolejną, dużo groźniejszą. W obozie rządzącym jest grupa, która sabotuje działania Tuska. Wystarczy spojrzeć na wczorajszą stonowaną reakcję Kancelarii Prezydenta - wskazuje politolog.
"Polacy powinni wyjść na ulice i żądać odwołania rządu"
Tymczasem tak późna reakcja organów państwowych na nierzetelny artykuł zaserwowany przez "Rz" oznaczała, że dziennikarze, politycy i krewni ofiar katastrofy smoleńskiej mieli kilka dobrych godzin na snucie domysłów, wygłaszanie coraz bardziej nieprawdopodobnych teorii i ferowanie wyrokami. Tylko do południa padło kilka wezwań do dymisji "ostatecznie skompromitowanego rządu" i garść wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego o "zbrodni" i "mordzie", do których miało dojść 10 kwietnia 2010 r. pod Smoleńskiem.
A na tym wcale się nie skończyło. Prawicowi dziennikarze, z Bronisław Wildsteinem na czele, zaczęli wręcz nawoływać do wszczęcia rozruchów społecznych. Publicysta "Rz" napisał tekst zatytułowany "Polacy powinni wyjść na ulice i żądać odwołania rządu", który jednak po konferencji prasowej NPW szybko zniknął ze strony internetowej dziennika . W podobnie tajemniczych okolicznościach ze strony PiS wyparowało omówienie doniesień "Rz" zatytułowane krótko i dobitnie: "To już pewne: zginęli w zamachu".
-
Co z kontrofensywą Ukrainy po wysadzeniu zapory? Gen. Bieniek wskazuje opcje i mówi o "wściekłości Putina"
-
"Roszczeniowe zetki" rozwścieczyły pracodawców. "Rozwydrzone dzieci, które nie dorosły do pracy"
-
Dlaczego Rosjanie wysadzili zaporę? Gen. Różański wskazuje na krymski trop. "Może stać się pułapką"
-
Sąd Najwyższy zdecydował w sprawie ułaskawienia Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika
-
Co Andrzej Duda przekazał w orędziu? Było m.in. o Polsce w UE i nowym pomyśle prezydenta
- Wyniki Lotto 06.06.2023, wtorek [Lotto, Lotto Plus, Multi Multi, Kaskada, Mini Lotto, Ekstra Pensja, Ekstra Premia]
- W zoo w Nowej Kachowce "zginęły niemal wszystkie zwierzęta". "Na zalanych ulicach sarny, bobry i łąbędzie"
- Japońskie roboty, koreańskie chipy. Technologiczny wyścig o palmę pierwszeństwa
- "Będą ciskane gromy". Kwiatkowski wyjaśnia, co wydarzy się po decyzji w sprawie Kamińskiego i Wąsika
- Michał Dworczyk na spotkaniu Campusu Polska. Nitras się tłumaczy. "Wytłumaczyłem mu kulturalnie"