Cezary Gmyz wyrzucony z "Rzeczpospolitej". Pracę straci też Tomasz Wróblewski

Cezary Gmyz stracił pracę w "Rzeczpospolitej". Dziennikarz śledczy "Rz" był autorem tekstu "Trotyl na wraku tupolewa", który doprowadził do burzy politycznej w kraju. Zwolnione zostanie także kierownictwo dziennika. Rada nadzorcza wydawnictwa zarekomendowała rozwiązanie umowy m.in. z redaktorem naczelnym Tomaszem Wróblewskim.

Rada nadzorcza Presspubliki rekomendowała zarządowi spółki rozwiązanie umów z redaktorem naczelnym Tomaszem Wróblewskim, jego zastępcą Bartoszem Marczukiem i szefem działu krajowego Mariuszem Staniszewskim - poinformowano w oświadczeniu na stronie internetowej "Rz". "Nie mieli podstaw do stwierdzenia, iż we wraku tupolewa znaleziono ślady trotylu i nitrogliceryny" - napisali w oświadczeniu rada oraz właściciel wydawnictwa Grzegorz Hajdarowicz.

Gmyz zwolniony dyscyplinarnie

Zwolnienie Gmyza to efekt spotkania dziennikarza z zarządem i radą nadzorczą spółki Presspublika - wydawcy dziennika. Spotkanie odbyło się o godzinie 16. Próbowaliśmy się skontaktować z Gmyzem. "Nie mogę teraz rozmawiać" - odpisał SMS-em. Pełniący obowiązki naczelnego "Rz" Andrzej Talaga powtarzał tylko: "Bez komentarza".

Gmyz potwierdził informację o swoim zwolnieniu w rozmowie z prawicowym portalem niezalezna.pl. - Miałem wrażenie, że decyzja została podjęta jeszcze przed posiedzeniem rady nadzorczej, dlatego jeszcze w zeszłym tygodniu złożyłem rezygnację. Nie została ona jednak przyjęta, ale dzisiaj zwolniono mnie dyscyplinarnie. Rozmawiając z radą nadzorczą wydawnictwa, wiedziałam, że decyzja została podjęta znacznie wcześniej - powiedział Cezary Gmyz. Według nieoficjalnych informacji Gmyz został zwolniony za "ciężkie naruszenie obowiązków".

Gmyz w przeszłości pracował m.in. w "Życiu Warszawy", "Życiu", "Wprost", redakcji ekumenicznej TVP. Od 2007 roku pracował w "Rzeczpospolitej".

Po trotylu

"Rzeczpospolita" w ubiegłym tygodniu napisała, że we wraku Tu-154M znaleziono ślady trotylu i nitrogliceryny. Autorem tekstu był Cezary Gmyz. Wybuchła burza medialna i polityczna. Prokuratura wojskowa zaprzeczyła, że są takie ustalenia, wskazała, że znalezione ślady mogą oznaczać obecność substancji wysokoenergetycznych, ale też ślady wielu innych substancji. Dopiero badania laboratoryjne będą mogły być podstawą do twierdzenia o istnieniu bądź nieistnieniu śladów materiałów wybuchowych - replikowała prokuratura.

Redaktor naczelny do dyspozycji zarządu

W środę do dyspozycji rady nadzorczej oddał się Tomasz Wróblewski , redaktor naczelny "Rzeczpospolitej".

Dwa dni później na stronie dziennika pojawiło się oświadczenie prezesa zarządu Grzegorza Hajdarowicza i rady nadzorczej ws. artykułu "Trotyl we wraku tupolewa". Zarząd pisał, że wszczął postępowanie wyjaśniające. "W ciągu najbliższych dni z najwyższą starannością zbadamy wszystkie aspekty związane z wyżej wymienioną publikacją, a wyniki swoich prac przedstawiamy opinii publicznej" - było napisane w oświadczeniu. Zarząd pisał też o możliwych konsekwencjach, które mogą dotyczyć Cezarego Gmyza i Tomasza Wróblewskiego. "Jesteśmy przekonani, że w przypadku potwierdzenia źródeł informacji oraz zasadności publikacji powinniśmy chronić zarówno źródła osobowe, jak i samych dziennikarzy. Jednak jeśli okaże się, że nie dochowano standardów wykonywania zawodu dziennikarza, a tym samym wprowadzenia w błąd czytelników "Rzeczpospolitej", osoby za to odpowiedzialne poniosą daleko idące konsekwencje" - napisał zarząd.

W ostatnich dniach wielokrotnie pojawiały się opinie, że ewentualne konsekwencje przede wszystkim powinien ponieść redaktor naczelny "Rz".

Pomyliliśmy się?

Przypomnijmy: wieczorem po ukazaniu się artykułu gazeta wydała oświadczenie : "Pomyliliśmy się, pisząc dziś o trotylu i nitroglicerynie. To mogły być te składniki, ale nie musiały. Aby ostatecznie przekonać się, czy to materiały wybuchowe, okazuje się, że potrzeba aż pół roku badań laboratoryjnych". Zostało ono potem zmienione. Kluczowe sformułowanie "pomyliliśmy się" zniknęło. Zostały tylko słowa: "Nie można jednoznacznie stwierdzić obecności trotylu i nitrogliceryny. To mogły być te składniki, ale nie musiały". Zmianę oświadczenia wywalczył Gmyz. - Po rozmowie ze mną redakcja "Rzeczpospolitej" usunęła ze swego oświadczenia słowa "pomyliliśmy się" i uważam to za satysfakcjonujące. Myślę, że zebrany przeze mnie materiał pokazuje, że wysoce prawdopodobne jest, iż wykryte substancje to trotyl i nitrogliceryna - mówił Gmyz portalowi niezalezna.pl.

TOK FM PREMIUM