"Rzeczpospolita" tłumaczy zwolnienia: Nadużyciem był sam tytuł artykułu

Rada nadzorcza wydawcy "Rzeczpospolitej" i jej właściciel Grzegorz Hajdarowicz nie zostawili suchej nitki na tekście "Trotyl na wraku tupolewa". Pracę w "Rz" stracą autor tekstu, redaktor naczelny i osoby odpowiadające za dział krajowy. - Ten tekst nie był w ogóle udokumentowany. Ogromnym nadużyciem był sam tytuł - napisał w oświadczeniu właściciel gazety Grzegorz Hajdarowicz. Bardzo łagodnie rzecz ujmując, wydawca "Rzeczpospolitej" w oświadczeniu mija się z prawdą - napisał na Twitterze Gmyz.

Po godz. 21 na stronach "Rz" ukazało się oświadczenie w tej sprawie. - Rada nadzorcza oraz właściciel wydawnictwa Grzegorz Hajdarowicz po przeprowadzonym postępowaniu uznali, że dziennikarze związani z publikacją nie mieli podstaw do twierdzenia, iż we wraku tupolewa znaleziono ślady trotylu i nitrogliceryny. Tekst uznajemy za nierzetelny i nienależycie udokumentowany - czytamy w oświadczeniu. To samo oświadczenie pojawiło się również dzisiaj w "Rzeczpospolitej" na pierwszej stronie.

Co sprawdziła rada nadzorcza?

Rada nadzorcza przeprowadziła w sprawie tekstu Gmyza postępowanie wyjaśniające. 31 października zarząd spółki przekazał dziennikarzowi dokumenty pozwalające mu zarówno na ochronę świadków, jak i pisemne zapewnienie o ochronie jego osoby w razie przyszłych procesów, jeśli okazałoby się, że rzetelnie zbierał materiały i posiada na to stosowne dowody. Wśród dokumentów było m.in. zapewnienie o ochronie informatorów, a dla ich bezpieczeństwa oświadczenia miały być zdeponowane w jednej z kancelarii adwokackich. Cezary Gmyz zobowiązał się do przedstawienia do 5 listopada do godz. 14 dokumentów, nagrań i wszelkich materiałów, na podstawie których napisał wyżej wymieniony tekst.

'Informatorzy odmówili złożenia dokumentów'

Z oświadczenia rady wynika, że Gmyz tych dowodów nie złożył. "Pan redaktor Cezary Gmyz - pomimo wcześniejszych zapewnień - nie przedstawił żadnych oświadczeń, stwierdzając, że informatorzy odmówili złożenia dokumentów (wcześniej Gmyz zapewniał, że informacje o trotylu ma z kilku źródeł - red.). (...) - Dostaliśmy te informacje jako absolutnie niewiarygodne, absolutnie bez żadnych podstaw do ferowania tego typu wniosków. I decyzja była jedna: sprawdzić, kto był odpowiedzialny za to i podziękować za współpracę osobom odpowiedzialnym za artykuł, który bezpodstawnie wywołał burzę emocjonalną w kraju - powiedział Radiu ZET Hajdarowicz.

- Niezależnie od tego, co ustali prokuratura na obecnym etapie wiedzy, publikowanie tytułu "Trotyl na wraku tupolewa" było ogromnym nadużyciem. Odpowiedzialność za to niezależnie od intencji ponosi zawsze red. naczelny, czyli w tym przypadku Tomasz Wróblewski" - czytamy w oświadczeniu wydawcy. Rada nadzorcza rekomenduje zarządowi rozwiązanie umów o pracę z Cezarym Gmyzem, Tomaszem Wróblewskim i odpowiadającymi za dział krajowy Bartoszem Marczukiem i Mariuszem Staniszewskim.

- Bardzo łagodnie rzecz ujmując, wydawca "Rzeczpospolitej" w oświadczeniu mija się z prawdą - skomentował oświadczenie na Twitterze Gmyz.

'Ten tekst nie powinien nigdy się ukazać'

Dodatkowo Grzegorz Hajdarowicz w oświadczeniu napisał, że tekst "trotyl na wraku tupolewa" nie powinien nigdy ukazać się na łamach "Rzeczpospolitej". "Z przeprowadzonego przeze mnie i radę nadzorczą postępowania wynika, że nie był on w ogóle udokumentowany. Uzyskane przez dziennikarzy informacje o cząstkach wysokoenergetycznych powinny być przekazane rzetelnie bez nadinterpretacji i uprzedzania wyników badań oraz analiz. Ogromnym nadużyciem był sam tytuł artykułu" - napisał Hajdarowicz .

Właściciel "Rz" przeprosił czytelników za to, że "nieprzemyślane działania kilku osób znów wywołały wojnę polsko-polską. Zapewniał, że "Rzeczpospolita" będzie wiarygodnym pismem.

TOK FM PREMIUM