Gmyz o dr. inżynierii, który "zagiął go" w TOK FM: "Jego zarzuty są po prostu debilne"
"Zarzuty dr. Szewczyka są po prostu debilne, co mu grzecznie tłumaczyłem. Zaś moje słowa 'mnie pan tutaj zagiął' to ironia", " Przebieg mojej rozmowy w TOK FM został totalnie zmanipulowany przez wyborcza.pl (gazeta.pl - red.). Proponuję odsłuchanie całego nagrania " - napisał dziś na swoim profilu na Twitterze Gmyz.
Były dziennikarz "Rz" i autor głośnej publikacji "Trotyl we wraku tupolewa" rozmawiał z dr. inżynierii Grzegorzem Szewczykiem w zeszłym tygodniu na antenie radia. Ekspert zadzwonił do programu, bo - jak później tłumaczył Dziennikowi.pl - "szlag go trafiał", bo Gmyz "mówił rzeczy, które w ogóle nie są zgodne z rzeczywistością".
"Analiza instrumentalna jest zawsze analizą niedokładną"
- Sprawa jest poważna, nie można jej potraktować w sposób zdawkowy. Nigdzie nie znalazłem stężenia tego domniemanego trotylu - oświadczył na wstępie doktor inżynierii. Zapytany o stężenie trotylu Gmyz odpowiedział ogólnikowo, mówiąc o "ilościach mniej niż śladowych lub śladowych", na co Szewczyk wtrącił: - Zaraz, czy to były PPM-y, czy to były dziesiątki PPM-ów czy setki?... PPM-y to parts per million - uściślił słuchacz.
- Muszę powiedzieć, że mnie pan tutaj zagiął - przyznał Gmyz. Jak dziś twierdzi, miała to być "ironiczna uwaga".
Dalej specjalista, który - jak sam mówił - tematem zajmuje się od 30 lat, wyjaśnił, że "analiza instrumentalna jest zawsze analizą 'about', niedokładną. Końcowa analiza to analiza laboratoryjna". To dlatego prokurator Ireneusz Szeląg w trakcie konferencji prasowej nie mógł wykluczyć, że na wraku były cząsteczki wysokoenergetyczne, bo nie było jeszcze analizy laboratoryjnej.