Bił, dusił, napastował. "Zaświadczenie o pobiciu? 20 zł". Tak wygląda koszmar przemocy w domu
- Jak tu opowiedzieć o swoim życiu? - zastanawia się na początku rozmowy. Pani Małgorzata jest niewysoką, szczupłą kobietą. Mieszka w małej miejscowości pod Lublinem. Wzięła ślub w 1995 roku. Jak mówi, na początku było dobrze: wspólne plany, wspólne rozmowy, remont mieszkania.
Przemoc zaczęła się po urodzeniu pierwszego dziecka. - Gdy pojawiła się Kasia, bił mnie coraz bardziej. Zachowywał się tak, jakby był zazdrosny. Miał pretensje, że nie miałam czasu - mówi. Po dwóch kolejnych latach na świat przyszedł Przemek, dziś już nastolatek.
''Każdy powód był dobry''
I było to samo. Bił gdzie popadnie, zarówno jak był pijany, jak i wtedy, gdy był trzeźwy. - Każdy powód był dobry. Jak coś nie smakowało, rzucał talerzami, garnkami, jedzeniem.
Była jak służąca: musiała wstawać wczesnym świtem, by "panu i władcy" przygotować śniadanie, na stole musiała być gorąca kawa. To ona rąbała drzewo, paliła w piecu, chodziła po zakupy, prała, gotowała, sprzątała. A on popychał, uderzał, kopał. Nie przeciwstawiała się mężowi. - Ze strachu - mówi.
Początek 2012 roku. Ucieczka już na zawsze
W tak małej miejscowości przemocy nie da się ukryć. Wszyscy widzieli siniaki, rany, złamany nos. Nikt nie pomógł. Czasami pani Małgorzata uciekała do sąsiadki, słyszała rady: "Uwolnij się od męża-kata". Jednak dziś koleżanka nie chce zeznawać.
Kilka razy uciekała na dłużej. Mąż miał nawet sprawę za przemoc, dostał karę w zawieszeniu. - Wtedy trochę się zmienił. Obiecywał poprawę, przepraszał. Mówił, że będzie pomagać mi w domu i przy dzieciach, że nie będzie pił. Uwierzyłam. I rzeczywiście przez cztery miesiące było w miarę dobrze - opowiada kobieta.
"Przemoc zwykle wraca"
- To bardzo częsty mechanizm przemocy. Sprawca bije, a potem gdy widzi, że kobieta chce coś zmienić w swoim życiu, będzie przepraszał, obiecywał. Ale trzeba pamiętać, że najczęściej przemoc wraca. Jest bardzo duże prawdopodobieństwo - mówi psycholog Anna Okrutna, pod której opiekę trafiła nasza bohaterka.
Na początku roku, w styczniu, mężczyzna wrócił do domu późno w nocy. - Całą noc mnie bił, dusił, wyzywał, kopał, ciągnął za włosy. To był koniec. Nad ranem jak stałam, tak wyszłam. Nie zabrałam z domu nic - mówi przez łzy. Mąż próbował ją gonić.
Najbardziej bolesne: brak kontaktu z synem
Trafiła do Centrum Interwencji Kryzysowej, zamieszkała w ośrodku dla ofiar przemocy, potem w mieszkaniu interwencyjnym. Zorganizowano zbiórkę najpotrzebniejszych rzeczy. Z panią Agnieszką zamieszkały dzieci - Kasia i Przemek.
Przemek po kilku miesiącach, tak jak to się dzieje w wielu podobnych historiach przemocowych, wrócił do ojca. Kiedyś był zżyty z mamą, w czasie awantur zawsze stawał po jej stronie. - Ciągle się do mnie przytulał, dużo rozmawiał, a dziś jest z ojcem. Pojechał do niego na kilka dni na zakończenie roku szkolnego i napisał mi SMS-a, że nie wraca - mówi pani Małgorzata.
Kobieta nie może się z tym pogodzić. Jeździ do syna, ale może się z nim spotykać tylko w obecności ojca. - Chwilę się widzę z dzieckiem, a potem mąż mi robi awantury. A Przemek w ogóle nie chce rozmawiać - mówi kobieta. Zdaniem psychologów, wiele wskazuje na to, że ojciec mógł syna zmanipulować.
Dlaczego wcześniej nikt nie pomógł?
W małych miejscowościach ofiary przemocy mają najtrudniej. Nie ma ośrodków kryzysowych, nie ma psychologów. Trzeba jeździć i szukać. Ale jest przecież policja, ksiądz, lekarz. - Lekarka rodzinna widziała wiele razy, że byłam pobita. Kręciła głową i mówiła "Ja sama nic nie mogę poradzić". Ale radziła, bym w końcu coś z tym zrobiła - mówi pani Małgorzata. - Raz poprosiłam ją o zaświadczenie, że zostałam pobita. I usłyszałam, że to kosztuje 20 zł. Nie miałam przy sobie żadnych pieniędzy - dodaje.
- To niedopuszczalne - mówi Agnieszka Zielińska, szefowa Centrum Interwencji Kryzysowej w Lublinie. - Ustawa o przeciwdziałaniu przemocy wyraźnie wskazuje, że pomoc dla ofiar przemocy jest bezpłatna. I to nie podlega dyskusji - mówi Zielińska. Zaskoczyło ją coś jeszcze. Kobieta nie miała założonej Niebieskiej Karty (zakłada ją policja ofiarom przemocy). - Sytuacja była znana różnym służbom, które na tym terenie działały. A nie zrobiono nic, by przerwać przemoc i pomóc tej kobiecie. Przyzwyczajenie i rutyna wzięły górę - komentuje Zielińska.
Mąż już oskarżony, kobieta wychodzi na prostą. Powoli
Choć dowody były oczywiste, śledztwo w prokuraturze trwało wiele miesięcy. Pani Małgorzata ciągle słyszała "proszę się dowiadywać". Dopiero pod koniec października prokuratura przygotowała akt oskarżenia. - Prokuratura Rejonowa w Opolu Lubelskim skierowała akt oskarżenia przeciwko Bogusławowi K., zarzucając mu dokonanie przestępstwa z artykułu 207 Kodeksu Karnego, czyli fizycznego i psychicznego znęcania się nad żoną i małoletnimi dziećmi - mówi rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
- To dobrze, że jest w końcu akt oskarżenia, ale dlaczego od lutego do końca października nic się nie działo? Taka sytuacja osłabia ofiarę przemocy, kobieta traci rozpęd w swych działaniach, nie widzi poparcia ze strony wymiaru sprawiedliwości - komentuje szefowa Centrum Interwencji Kryzysowej.
Prokuratura tłumaczy, że winny jest sąd. - Przez prawie pół roku czekaliśmy na wyznaczenie przez sąd kuratora dla małoletniej pokrzywdzonej (córki). W tego rodzaju sprawie to konieczne - mówi rzecznik prokuratury.
"Chce się żyć" - mówi ofiara przemocy
Dziś pani Małgorzata razem z córką mieszka w Lublinie, pracuje w piekarni. Jest bardzo ciężko. Wynajmuje stancję, pieniędzy brakuje na wszystko. Kobieta bierze dyżury w nocy, w niedziele, w święta. Pomagają jej znajomi, których poznała w pracy. Ktoś dał sztućce, ktoś inny pościel, koleżanka przywiozła wersalkę.
Nasza rozmówczyni nie ma wątpliwości, że warto było wszystko zmienić. - Najważniejsze, że mam spokój. Wychodzę z domu do pracy, zamykam drzwi. Nie zastanawiam się, czy będzie awantura czy nie - mówi.
Zwraca uwagę na coś jeszcze: teraz nikt jej do niczego nie zmusza, jak chce to sprząta, a jak jest zmęczona kładzie się spać. - To jest inne życie. I w końcu chce mi się żyć - mówi przez łzy ofiara przemocy.
Jeśli ktoś chciałby pomóc pani Małgorzacie, prosimy o kontakt z autorką tekstu: anna.zablocka@tok.fm
Reportaż Anny Gmiterek-Zabłockiej na antenie TOK FM dziś po 18.
*Imiona bohaterki reportażu i jej dzieci zostały zmienione.
-
"Roszczeniowe zetki" rozwścieczyły pracodawców. "Rozwydrzone dzieci, które nie dorosły do pracy"
-
Dlaczego Rosjanie wysadzili zaporę? Gen. Różański wskazuje na krymski trop. "Może stać się pułapką"
-
Wojna w Ukrainie. Rosjanie wysadzili zaporę w Nowej Kachowce. Trwa ewakuacja ludności
-
Sąd Najwyższy zdecydował w sprawie ułaskawienia Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika
-
Iga Świątek wygrała z Łesią Curenko. Ukrainka skreczowała. Polka w kolejnej rundzie French Open
- Japońskie roboty, koreańskie chipy. Technologiczny wyścig o palmę pierwszeństwa
- "Będą ciskane gromy". Kwiatkowski wyjaśnia, co wydarzy się po decyzji w sprawie Kamińskiego i Wąsika
- Michał Dworczyk na spotkaniu Campusu Polska. Nitras się tłumaczy. "Wytłumaczyłem mu kulturalnie"
- Chińczycy strącili najbogatszego człowieka świata. To zły prognostyk dla gospodarki
- Stopy procentowe. Jest najnowsza decyzja Rady Polityki Pieniężnej