Mroczna strona nauki. Bulwersujące badania w zaciszu laboratoriów
Amerykanina Thomasa Edisona bez cienia wątpliwości można uznać za pioniera współczesnej nauki i genialnego wynalazcę, któremu świat zawdzięcza bardzo wiele. Wystarczy choćby wspomnieć wymienną żarówkę, fonograf czy lodówkę. Wśród zrealizowanych przez niego pomysłów znalazło się jednak i krzesło elektryczne. I to właśnie z tym śmiercionośnym przedmiotem związana jest pewna niechlubna historia, która sprawiła, że na pięknym życiorysie Edisona pojawiła się poważna skaza.
Wszystko zaczęło się od rywalizacji Edisona z innym wielkim amerykańskim wynalazcą i przedsiębiorcą Georgem Westinghouse'em, który był wielkim propagatorem elektrowni i sieci przesyłowych prądu zmiennego. Chciał wprowadzić je do powszechnego użycia i - co za tym idzie - sporo zarobić. Taki scenariusz był nie w smak Edisonowi, który pracował nad alternatywnym systemem opartym na prądzie stałym. Był on jednak o wiele droższy i nie tak wydajny jak ten Westinghouse'a. Edison postanowił więc zdyskredytować rywala.
W maju 1888 roku Edison przeczytał w gazecie informację o śmiertelnym porażeniu prądem zmiennym młodego chłopca i od tamtej pory zaczął przedstawiać swój system jako bezpieczniejszy. W dość osobliwy zresztą sposób - jego asystent Harold Brown przeprowadzał bowiem publiczne pokazy, podczas których za pomocą "złego prądu" uśmiercał zwierzęta.
Niedługo później Edison zaproponował władzom więzienia Auburn w stanie Nowy Jork wykonanie specjalnego krzesła służącego do egzekucji. Tym razem na podstawie rozwiązania Westinghouse'a, który bezskutecznie próbował sprzeciwić się całemu przedsięwzięciu.
Pierwszej egzekucji tego typu dokonano w sierpniu 1890 roku na Williamie Kemmlerze. Spodziewano się, że przepuszczając przez ciało skazańca tysiące woltów, uda się go szybko zgładzić. Tak się jednak nie stało i nieszczęśnik umierał, a raczej gotował się aż 8 minut. Informacja o tym wydarzeniu lotem błyskawicy rozprzestrzeniła się wśród opinii publicznej.
Wielu ludzi zaczęło winić za katusze, jakie przeszedł Kemmler, Westinghouse'a - przy okazji ukuto nawet określenie "zwestinghousować kogoś". Thomas Edison co prawda wygrał bitwę (ugodził w wizerunek rywala), lecz - jak okazało się wkrótce - przegrał wojnę. Prąd zmienny był po prostu lepszym i tańszym rozwiązaniem.
Co ciekawe, po pewnym czasie Edison zreflektował się i uznał zwalczanie konkurencyjnego systemu za największy błąd swojego życia. Stał się także zagorzałym przeciwnikiem kary śmierci.
Dawca życia i śmierci
Jeszcze bardziej niejednoznaczną i tragiczną postacią był niemiecki chemik Fritz Haber. Jego dokonania na polu nauki budzą zarówno podziw, jak i odrazę. Pionierska synteza amoniaku z azotu i wodoru, którą obmyślił w swoim berlińskim laboratorium w pierwszej dekadzie XX wieku, zrewolucjonizowała światowe rolnictwo. Amoniak zaczęto wykorzystywać bowiem na masową skalę do produkcji nawozów sztucznych, dzięki którym było możliwe zwiększenie upraw roślinnych. Z każdego wytworzonego w niemieckich fabrykach kilograma nawozów do kieszeni Habera wpływało 1,5 feniga, co pozwoliło mu zgromadzić w krótkim czasie ogromny majątek.
Kiedy jednak w 1914 roku wybuchła I wojna światowa, Haber pokazał gorszą stronę swojej natury. Na ochotnika zaciągnął się w szeregi niemieckiej armii i zajął się rozwijaniem broni chemicznej. Aby przełamać impas w działaniach zbrojnych na froncie zachodnim, zaproponował rozpylenie cięższego od powietrza, silnie trującego chloru, który osiadał w okopach wroga. Pierwszy atak tego typu przeprowadzono 22 kwietnia 1915 roku w okolicach belgijskiego Ypres. W jego wyniku śmierć w strasznych męczarniach poniosło 350 żołnierzy alianckich. Sam Haber został natomiast awansowany do stopnia kapitana.
"Sukces" ten zmotywował go do dalszej pracy nad środkami chemicznymi o działaniu duszącym, parzącym, paraliżującym i oślepiającym. Cel, jaki sobie postawił, był jasny - zniszczyć wroga każdym możliwym sposobem. Haber zapłacił jednak za swoje działania najwyższą cenę - stracił żonę Klarę, która popełniła samobójstwo, nie mogąc się pogodzić z tym, że jej ukochany mąż wynalazł nowy rodzaj śmierci.
Faktem jest, że gazy bojowe zabiły tysiące żołnierzy podczas I wojny, jednak - wbrew nadziejom chemika - nie doprowadziły do jej wygrania przez Niemców. Co ciekawe, Haber w 1918 roku został uhonorowany Nagrodą Nobla w dziedzinie chemii za syntezę amoniaku, mimo że figurował na liście potencjalnych zbrodniarzy wojennych. Nigdy jednak nie postawiono go w stan oskarżenia. Dlaczego? Powód był prosty - Francuzi i Brytyjczycy też prowadzili badania nad bronią chemiczną.
Towarzysze małpoludy
Eksperymenty, jakich dopuszczali się sowieccy naukowcy w okresie rządów Józefa Stalina i za jego przyzwoleniem, wywołują gęsią skórkę i niedowierzanie. Część z nich nie tylko nie miała nic wspólnego z etyką, lecz także zdrowym rozsądkiem. Najlepszym na to dowodem była próba skrzyżowania człowieka z małpą.
Zadania stworzenia hybrydy o ponadprzeciętnej sile i inteligencji podjął się Ilja Iwanow - profesor biologii i ekspert od sztucznego rozrodu, któremu do 1924 roku udało się z sukcesem skrzyżować myszy ze szczurami, krowy z bizonami, a nawet osły i zebry. W 1925 roku Iwanow dostał od władz "grant" w wysokości 10 tys. dolarów (równowartość dzisiejszego miliona dolarów), dzięki któremu mógł zająć się realizacją swojego największego marzenia. Projekt nadzorem objęło NKWD.
W pierwszej kolejności biolog udał się do Paryża, żeby obserwować pracę chirurga rosyjskiego pochodzenia Serge'a (a właściwie Siergieja) Woronowa, o którym zrobiło się głośno na świecie za sprawą przeszczepów jąder małp człekokształtnych podstarzałym krezusom marzącym o wiecznej młodości. Wkrótce obaj naukowcy postanowili dokonać sztucznego zapłodnienia męskim nasieniem szympansicy o imieniu Nora. Zwierzę nie zaszło jednak w ciążę. Przyczyn nieudanej próby obaj upatrywali w zaawansowanym wieku Nory. Dlatego w 1926 roku Iwanow wyruszył do Gwinei, gdzie małp było pod dostatkiem.
Gdy kolejne podejścia nie przynosiły oczekiwanych efektów, biolog postanowił zmienić strategię - zapładniać lokalne kobiety nasieniem pobranym od naczelnych. Kiedy francuskie władze kolonialne dowiedziały się o jego zamiarach, został zmuszony do opuszczenia afrykańskiego kraju. Po powrocie do Gruzji wraz z zapasem małp kontynuował swoje eksperymenty, a w 1929 roku udało mu się nawet znaleźć pięć ochotniczek z Ligi Młodych Komunistów, gotowych poświęcić się dla dobra sowieckiej nauki.
Dobra passa Iwanowa skończyła się rok później, gdy popadł w niełaskę Stalina i został zesłany do Kazachstanu, gdzie zmarł w 1932 roku. Dlaczego tak się stało? Prawdopodobnie dlatego, że ostro sprzeciwił się odesłaniu części małp do Moskwy i wykorzystaniu ich jako dawców organów dla wysoko postawionych członków partii.
Uniwersyteckie więzienie
W 1971 roku grupa amerykańskich psychologów z Uniwersytetu Stanforda pod kierownictwem Philipa Zimbardo postanowiła przeprowadzić dość niecodzienny eksperyment. Eksperyment, który mimo upływu lat wciąż budzi wiele emocji i jest omawiany na zajęciach przez studentów nauk społecznych na całym świecie. Na czym polegał? Otóż 24 ochotników, którzy odpowiedzieli na ogłoszenie zamieszczone w lokalnej gazecie, miało wcielić się w role strażników i więźniów.
Młodzi mężczyźni przed wpuszczeniem do zainscenizowanej na zakład karny i monitorowanej 24 godziny na dobę piwnicy wydziału psychologii zostali dokładnie prześwietleni pod kątem przeszłości kryminalnej i szeroko pojętego zdrowia - fizycznego i psychicznego. Byli to tzw. normalni ludzie, których tysiące mijamy każdego dnia na ulicy.
Jaki był cel eksperymentu? Zimbardo wierzył, że pozwoli on odtworzyć rzeczywiste relacje pomiędzy strażnikami a ich podopiecznymi i określić przyczyny brutalnych zachowań, które w więzieniach są standardem. Był on zaplanowany na dwa tygodnie, lecz został przerwany już w szóstym dniu. Dlaczego? W kolejnych dobach psychologowie obserwowali bowiem nakręcającą się spiralę negatywnych społecznie zachowań, w których przodowali obdarzeni władzą "strażnicy".
Już w pierwszych 24 godzinach pojawiła się z ich strony przemoc werbalna. Potem było już tylko groźniej. Kiedy "więźniowie" wszczęli bunt przeciwko złemu traktowaniu, ich "opiekunowie" zaczęli stosować argumenty siłowe. Niepokornych delikwentów dyscyplinowano, zamykając ich w tzw. dziurze, czyli klaustrofobicznym pomieszczeniu, bez dostępu światła. Kazano im także odgrywać uwłaczające godności ludzkiej scenki seksualne.
Zimbardo nie dostrzegł, że sam zbyt zaangażował się w eksperyment, który na dodatek wymknął mu się spod kontroli. Dopiero naciski jego przyszłej żony, psycholog Christiny Maslach, która wskazała na niemoralny aspekt doświadczenia i jego destrukcyjny wpływ na psychikę biorących w nim udział osób, doprowadziły do przedwczesnego finału. Aż strach pomyśleć, jak potoczyłby się stanfordzki eksperyment więzienny, gdyby nie reakcja Christiny.
* Szokujące eksperymenty, które wymknęły się spod kontroli. Sylwetki naukowców, którzy przekroczyli wszelkie granice moralne i zasady etyki zawodowej, postępując w myśl zasady "cel uświęca środki". Wszystko to znajdą widzowie w programie "Mroczna strona nauki" na kanale Discovery Science. Emisja w środy o godz. 22.30.