"Ja bym prosił, żeby to umorzyć!" Straż miejska: "Wiceprezydent tylko wyraził prośbę..." [WIDEO]
Sprawę opisała katowicka "Gazeta Wyborcza" . Do Straży Miejskiej w Siemianowicach zadzwoniła sekretarka wiceprezydenta Bochenka, domagając się połączenia z komendantem, który akurat był nieobecny. Zastępca prezydenta miasta musiał się w tej sytuacji zadowolić rozmową z kierownikiem straży.
"Rozmowa" z Marcinem Biłką przypominała jednak bardziej przekazanie dyspozycji, po których wiceprezydent natychmiast się rozłączył: "Jakby pan sobie zapisał [w tym momencie pada sygnatura sprawy - red.], ja bym prosił, żeby to umorzyć! Ja widzę, że wy specjalnie chcecie sprowadzić pana K. do parteru i powiem tylko tyle, że mi się to nie podoba. Spróbujcie nad tym pomyśleć. Już rozmawiałem z komendantem i widzę, że wniosków żadnych żeście nie wymyślili".
"Prośba niekoniecznie jest próbą wywierania nacisku"
Zastępca komendanta straży miejskiej Piotr Ichniowski nie widzi jednak ani w tonie, ani w treści powyższych instrukcji nic niestosownego. Jak mówi, według niego nie można się w tym dopatrywać żadnego wywierania presji przez wiceprezydenta. - Prośba niekoniecznie jest próbą wywierania nacisku - objaśnia.
I dodaje: - Pana prezydenta Bochenka znam od sierpnia ubiegłego roku. Mówi w specyficzny sposób. Być może ktoś, kto go nigdy wcześniej nie słyszał, kto z nim wcześniej nie rozmawiał, mógłby w ten sposób to oceniać. Ja tego w ten sposób nie oceniam.
"Sugerowanie prowokacji to marna próba ochrony Bochenka"
Sam ratusz broni się w nieco bardziej oryginalny sposób. W oświadczeniu przysłanym "GW" można przeczytać m.in., że w ciągu ostatnich lat z urzędu miasta i podległych mu jednostek wiele razy wyciekały różne informacje. Telefon wiceprezydenta Bochenka był więc tylko prowokacją, mającą na celu sprawdzenie, czy "sprawa mandatu dla pana K." też z urzędu wypłynie.
Inny ogląd na tę sprawę ma Grzegorz Wójkowski, szef stowarzyszenia Bona Fides, które monitoruje pracę samorządów. W rozmowie z "Gazetą" wyjaśnił, że wiceprezydent złamał prawo, niezależnie od tego, czy jego telefon był prowokacją, czy nie. Sam jednak przyznał, że według niego "udawanie, że to prowokacja, jest marną próbą ochrony wiceprezydenta".