Prawicowe media wiedzą przed premierą. "Film National Geographic to manipulacja"

Prawicowi dziennikarze są oburzeni, że nikt ich nie zaprosił na pokaz filmu "National Geographic" nt. katastrofy w Smoleńsku. Choć nie widzieli filmu, już wiedzą, że jest on "zmanipulowany" i "zrobiony tak, jakby redaktorem naczelnym "NG" był sam rzecznik rządu Paweł Graś".

Wczoraj dziennikarze przedpremierowo mogli obejrzeć odcinek serii "National Geographic" "Katastrofa w przestworzach", opowiadający o katastrofie smoleńskiej. W telewizji film "Śmierć prezydenta" zostanie nadany w niedzielę o godz. 21.

- To był najbardziej tajemniczy pokaz dla dziennikarzy, o jakim słyszałem - oburza się w serwisie wPolityce.pl Jan Pospieszalski. I sugeruje, że widocznie "autorzy filmu mają coś do ukrycia", skoro nie zaprosili na pokaz prasowy ani jego, ani całej listy dziennikarzy.

"Kryterium doboru źródeł mnie śmieszy"

O kogo chodzi? - Nie została zaproszona Asia Szymańska, która sprawą "Smoleńska" zajmowała się z ramienia Telewizji Trwam (...). Nie wiedzieli też o pokazie ani Katarzyna Pawlak, ani Samuel Pereira, ani Igor Szczęsnowicz z "Gazety Polskiej Codziennie" (...). Nie było Michała Karnowskiego ani nikogo z tygodnika "wSieci", ani z portalu wPolityce.pl. Nie zaproszono także nikogo z mojego programu "Bliżej" - ubolewa Pospieszalski.

Film "Śmierć prezydenta". Tak świat zapamięta katastrofę w Smoleńsku?>>

Producenci filmu podkreślają, że chcieli opowiedzieć o wypadku "z punktu widzenia polskiej komisji", która badała sprawę. W filmie mowa jest zarówno o błędach popełnionych przez polską załogę samolotu, jak i rosyjskich kontrolerów lotu.

To też oburza Pospieszalskiego. Bo dlaczego w filmie nie wzięto pod uwagę ustaleń specjalistów smoleńskiego zespołu Antoniego Macierewicza. - Czy autor reżyser z Kanady będzie decydował, które ciała w Polsce są oficjalne, a które nieoficjalne? To kryterium jest absurdalne i mnie po prostu śmieszy - kwituje Pospieszalski.

Niezależna.pl: Podtrzymują wersje MAK, choć naukowcy...

Przed filmem ostrzega też związany z "Gazetą Polską" serwis Niezalezna.pl: - Twórcy filmu podtrzymują wersję Tatiany Anodiny, zakładającą, iż powodem katastrofy był błąd pilotów i "pancerna brzoza", chociaż według naukowców współpracujących z zespołem parlamentarnym Antoniego Macierewicza samolot rozpadł się w powietrzu w wyniku dwóch wybuchów, a uderzenie w drzewo nie mogło spowodować oderwania skrzydła - przypominają swoim czytelnikom.

Marek Pyza z wPolityce.pl, jak sam pisze: "pyta wprost". "Czy ci specjaliści od katastrof lotniczych z "National Geographic" przytulili dofinansowanie swojej inscenizacji od odpowiednich czynników w Polsce i w Rosji?".

W innych tekście portalu czytamy o manipulacji. "Film zrobiony jest tak, jakby redaktorem naczelnym" National Geographic "był sam rzecznik Graś we własnej osobie. Twórcom gratulujemy odwagi i pasji w poszukiwanie prawdy. Takiej samej, jaką miała Tatiana Anodina".

"Nie angażujemy się w politykę"

Producenci filmu, Alex Bystram i Ed Sayer, podkreślili po pokazie filmu, że oparli się na ustaleniach zawartych zarówno w raporcie rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK), jak i w raporcie polskiej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (tzw. komisji Millera). Twarzą filmu wbrew spekulacjom nie jest Tatiana Anodina, przewodnicząca Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK). Rosjanka nawet nie pojawia się na ekranie.

Producenci pytani, dlaczego nie wykorzystali teorii ekspertów Macierewicza m.in. o wybuchach i o tym, że brzoza nie mogła uciąć skrzydła samolotu, przekonywali: - Musimy pozostać wierni marce i widzom "National Geographic". Opowiadamy historię, nie patrząc, jak jest dla niektórych trudna. Są tacy, którzy chcą wykorzystać nasz film politycznie. Nie będziemy tego komentować, nie angażujemy się w politykę - mówił Sayer.

Zobacz wideo

TOK FM PREMIUM