Historyk o "Tajemnicy Westerplatte?: Nie ma tu bohaterów odlanych z brązu. Piją wódkę, kłócą się i boją

- "Tajemnica Westerplatte? narusza pewne tabu, kontestuje pomnikową szkolną wizję wydarzeń sprzed 74 lat, w których broniący Westerplatte nigdy nie piją wódki, nigdy nie sikają, nie kłócą się, nie są głodni - mówi TOK FM dyrektor Muzeum Historii Polskiej Robert Kostro o najnowszym filmie Pawła Chochlewa. - Ten obraz nie jest jednoznaczny. Stawia pytania. Jest głosem w powracającej wciąż dyskusji o sens walki skazanej na przegraną - dodaje.

Karolina Głowacka: W ten weekend do kin wchodzi "Tajemnica Westerplatte". Pana zdaniem jest zgodny z tzw. prawdą historyczną? A może to jest nieweryfikowalne?

Robert Kostro, dyrektor Muzeum Historii Polski: Oczywiście, jest tam pewna doza subiektywizmu, jak w każdej wizji reżyserskiej. Jeśli jednak chodzi o generalne realia, to są one prawdziwe. Także elementy dyskusyjne są oparte na źródłach, choć nieprzyjmowanych przez wszystkich historyków. Naukowcy po prostu nie we wszystkim są zgodni. Wiadomo, że istniał konflikt pomiędzy majorem Sucharskim a kapitanem Dąbrowskim - Sucharski był przeciwny kontynuowaniu walki po nalocie niemieckich bombowców 2 września, a Dąbrowski optował za jak najdłuższym trwaniem (Henryk Sucharski był komendantem Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte; Franciszek Dąbrowski jego zastępcą - red.).

Natomiast pewne szczegóły, jak np. kwestia epilepsji Sucharskiego, jego załamania się i niezdolności do faktycznego kierowania obroną, nie jest podzielana przez wszystkich historyków. Podobnie nie ma zgody w sprawie epizodu, jakim jest wywieszenie białej flagi 2 września. Te szczegóły pojawiają się w nowszych opracowaniach, takich jak artykuły Janusza Roszki i książka Mariusza Borowiaka.

Ponadto reżyser wprowadza wątki, które dramatyzują wydarzenia, które mają psychologiczny wymiar prawdopodobieństwa, aczkolwiek są chyba fikcją. Jeden z podoficerów, to zresztą bardzo ciekawa rola Mirosława Baki, sika na plakat "Silni, zwarci i gotowi", takim epizodem jest również bójka na wartowni nr 1 czy inny epizod, kiedy kilku żołnierzy idzie kąpać się nago w morzu i Niemcy do nich strzelają. Wreszcie jednym z najmocniejszych epizodów filmu jest rozstrzelanie dekowników. W istocie na Westerplatte zostało rozstrzelanych czterech żołnierzy za odmowę walki, ale okoliczności tego są nam nieznane. To są pomysły scenarzysty, które mają pokazać obrońców Westerplatte jako zwykłych młodych ludzi, którzy nie muszą trzymać się pomnikowych ról, jakie wyznacza im historia. Nie są wierną rekonstrukcją wydarzeń.

Czyli nie należy wozić autobusami dzieci do kin, aby oglądały go jako dokładną relację historyczną?

- To chyba nie jest najważniejszy problem, bo filmy fabularne mają to do siebie, że reżyser zawsze wprowadza pewną dozę fikcji. Natomiast zanim zapędzimy uczniów do kina, film wymaga analizy przez doświadczonych pedagogów, czy pewne sceny nie są zbyt drastyczne. Film raczej polecałbym starszej młodzieży niż dzieciom i na pewno wymaga komentarza nauczyciela. Obraz Różewicza ze scenariuszem Jana Józefa Szczepańskiego z lat 60. ("Westerplatte") jest bez wątpienia bliższy faktom, przynajmniej znanym w momencie powstania dzieła.

Grający w filmie Mirosław Baka jest przekonany, że po premierze "rozpęta się awantura". Pana zdaniem tak będzie? Czy jest to uderzenie w pomnikową historię obrony Westerplatte?

- Byłbym ostrożny ze stwierdzeniem, że podważa on mit, raczej pokazuje bardziej ludzki wymiar wojny. Nie pokazuje żołnierzy w formie pomnikowej, którzy jedyne, co robią, to dzielnie walczą. Są też sytuacje konfliktu, jest scena, gdzie pojawiają się karty pornograficzne, wreszcie jedną z kluczowych scen jest moment rozstrzelania dekowników i dramat podoficera, który musi wykonać ten rozkaz. Mocniej wyeksponowany jest konflikt Sucharski - Dąbrowski, który znamy już z filmu Różewicza.

Jest tu bez wątpienia podważenie mitu Henryka Sucharskiego, chociaż dla historyka jest to sprawa znana od ładnych kilkunastu lat. Na początku lat 90. pojawiły się artykuły, które kwestionowały rolę Sucharskiego; zwłaszcza kiedy została upubliczniona relacja Franciszka Dąbrowskiego. Dąbrowski złożył ją jeszcze w latach 60., ale zastrzegł publikację na 25 lat. To na podstawie tej relacji ukazało się kilka publikacji, które opowiadały o załamaniu psychicznym Sucharskiego.

Wielu wolałoby widzieć żołnierzy tamtych lat jak odlanych z brązu.

- W tym sensie ten film narusza pewne tabu, czy lepiej - szkolnej wizji: gdzie bohaterowie nigdy nie piją wódki, nigdy nie sikają, nie kłócą się, nie są głodni.

Dzieło nie jest jednoznaczne. Stawia pytania. Jest głosem w powracającej wciąż na nowo w polskiej historiografii i kulturze dyskusji o sens walki skazanej na przegraną. Pokazany jest konflikt Sucharskiego z Dąbrowskim jako konflikt dwóch racji, ale nie daje prostego rozstrzygnięcia, który miał rację.

Dobra rola Żebrowskiego dodaje wiarygodności Sucharskiemu, ale z drugiej strony jest on tam pokazany jako człowiek w gruncie rzeczy słaby. W pewnym momencie jego brak zdecydowania zaczyna irytować. Dlaczego on tak daje sobą pomiatać? Dlaczego daje sobą rządzić Dąbrowskiemu? I chociaż rola Dąbrowskiego (Robert Żołędziewski) jest dużo słabsza od Żebrowskiego czy Baki, to w końcu nabieramy do niego sympatii - jako do tego, który miał pewną wizję i determinację, kto chce ostro i zdecydowanie walczyć dalej i nie ulega wahaniom. Podkreślam - i myślę, że to jest wartość tego filmu - iż nie tworzy jednoznacznego obrazu, który z dowódców miał rację.

Zobacz wideo

TOK FM PREMIUM