Rewizje, oskarżenia o kradzież, norma 25 towarów na minutę na kasie. Tak się pracuje w hipermarkecie w Polsce [WYWIAD]

Przeszukania pracowników po końcu zmiany, czy nic nie ukradli. Zastraszanie, że jeśli sklep zanotuje stratę, to pracownicy dostaną po kieszeni. Wielka sieć supermarketów godzi się na rozmowy ze związkami dopiero po protestach. Czy supermarkety w Polsce to oaza "dzikiego kapitalizmu"? O tym, jak wygląda praca w nich, portal Gazeta.pl rozmawia z Piotrem Krzyżaniakiem, związkowcem z Inicjatywy Pracowniczej.

W informacjach przesłanych na Alert24 internauci skarżą się nam na łamanie praw pracowników w supermarketach. Powtarzają się przypadki przeszukiwania pracowników przez ochronę, straszenie zwolnieniem z pracy, zmuszanie do nadgodzin za absurdalnie niskie stawki i groźby, że "jeśli sklep będzie miał straty, to potrącą im je z pensji".

19 lutego zakończyły się rozmowy przedstawicieli związków zawodowych z zarządem Tesco Polska. Według związkowców szansa na porozumienie pojawiła się, "bo pracodawca zmienił postawę". Tesco obiecało usiąść do rozmów - według związkowców - dopiero po protestach. Dziś Związek Zawodowy NSZZ "Solidarność" przy Tesco Polska sp. z o.o. na konferencji w Krakowie wyliczył postulaty pracowników : podwyżka płac, zmniejszenie [norm] ilości skanowanych [w określonym czasie] produktów i transakcji z ClubCard.

Czy rzeczywistość pracy w polskich supermarketach właśnie tak wygląda? Czy praktyki rodem z dziewiętnastowiecznych fabryk to codzienność pracowników wielkich sklepów? O warunkach pracy w supermarketach w Polsce A.D. 2013 rozmawiamy z Piotrem Krzyżaniakiem, radykalnym związkowcem z Inicjatywy Pracowniczej.

Michał Gostkiewicz, Gazeta.pl: Dotarły do nas sygnały, że w supermarketach pracownikom sprawdza się kieszenie, czy aby nic nie ukradli, a ludzi zmusza się do pracy po kilkanaście godzin dziennie i straszy potrąceniem strat sklepu z pensji. Czy to się różni od warunków, w jakich pan pracował?

Piotr Krzyżaniak, Inicjatywa Pracownicza*: - Nie pracuję już w supermarketach, ale sądzę, że ogólne schematy stosowane wobec pracowników przez pracodawców niewiele się zmieniły - i metody pacyfikowania działalności związkowej też. Jeśli chodzi o przeszukania: tam, gdzie ja pracowałem, była zasada obowiązująca kasjerów, że nie mogą mieć żadnych swoich pieniędzy, wchodząc na halę. To na wypadek, gdyby było manko w utargu - żeby nikt nie został posądzony o kradzież. A manka zdarzały się często. Przeszukania też były.

W Auchan było losowe - losowało się czerwone lub niebieskie kapsle. Czerwony oznaczał kontrolę przez ochronę. Wiele zależało od ochroniarza - jedni byli OK, inni naruszali nietykalność cielesną ludzi, wkładali ręce do kurtki itp. Zwykle jednak badano specjalnym urządzeniem do wykrywania metali, ale wyciągać trzeba było portfele, torebki.

Pełna rewizja jak na policji i założenie, że pracownik na pewno coś ukradł?

- Tak. Nadużywano tutaj uprawnień, ochrona wchodziła w uprawnienia policjantów - których nie miała.

Czy z pana doświadczeń wynika, że często ta kontrola bywała zasadna?

- Nie. Często to było czepianie się bzdur. Raz jedna kobieta wychodziła ze sklepu, tuż przed nosem ochroniarzy, ze zwiędłym kwiatem doniczkowym - dostała go od osób z działu kwiatowego. Była z tego zrobiona wielka afera, że wynosi towar, a to była rzecz, która zostałaby zutylizowana. W Almie, gdzie też pracowałem, przeterminowane rzeczy, które i tak nie zostałyby sprzedane, pracownicy sobie brali, żeby nie poszły do zgniatarki. Ale potem poszła fama, że ochrona uczestniczy w "złodziejskim" procederze.

Że "kradli" rzeczy, które były przeznaczone do wyrzucenia?

- Tak. Tam była taka maszyna, nazywa się kompaktorem. Pakuje się tam rzeczy i ona to po prostu gniecie. I tam trafiały rzeczy przeterminowane o jeden dzień, a gdy szły święta - to nawet takie, których termin jeszcze się nie skończył. O takich "kradzieżach" właśnie słyszałem. Mnie też oskarżono o kradzież - miałem rzekomo ukraść bony towarowe na kilka tysięcy złotych zaraz po tym, jak z innymi związkowcami przeprowadziliśmy pikietę przed Auchan w Zielonej Górze.

Udowodnili panu coś?

- Nie. Z pracy mnie zwolniono, miałem przeszukanie, nic nie znaleziono. Zresztą to łatwo sprawdzić: zarzucili mi kradzież bonów opiewających na kwotę z groszami - a na takich bonach nigdy nie ma groszy. Nie udostępnili wyciągów dziennych z kasy - pokazali jakąś kartkę z tabelką kwot. Policja umorzyła postępowanie.

Wyobraża pan sobie jeszcze powrót do pracy w supermarketach?

- Mam nadzieję, że w celach badawczych w związku ze studiami. Ale trudno powiedzieć - równie dobrze mogę skończyć studia i nie znaleźć pracy. A co do mobbingu, o którym pan wspomniał...

Właśnie: ludzie do nas piszą, że pracownicy są straszeni, że jak sklep będzie miał straty, to obetną im z pensji.

- Mobbing jest bardzo rozpowszechniony, tzn. każdy wie, że jest taka forma łamania praw pracowniczych. Studiuję prawo i pracownicy zgłaszali się do mnie i im pomagałem, ale często podciągali pod tę kategorię coś, co mobbingiem nie było.

Za to różne formy dyskryminacji są powszechne, ale często trudno znaleźć podstawę do skargi. Np. klasyczna dyskryminacja za płeć aż tak często nie występuje. Za to zdarza się, że pracownik, który stara się jakoś działać na rzecz załogi, ląduje na celowniku.

I co się robi, jak się go "temperuje"? Pana trzy razy wyrzucili.

- Najczęściej się go po prostu zwalnia. Temperować nie trzeba. Przepływ siły roboczej jest ogromny. Zdarzały się sytuacje - ale o tych tylko słyszałem - jak w Auchan ludzie opowiadali, że musieli podpisać lojalkę o tym, że nigdy nie założą związku zawodowego ani do takiego nie wstąpią.

Przychodzą do pana ludzie po porady prawne. Co opowiadają?

- Zawsze to jest podobny scenariusz: powstaje nowy sklep, zatrudnieni pracownicy dostali właśnie pracę, więc nie mają większych obiekcji. Jeśli są jakieś problemy, to liczą, że one znikną po jakimś czasie. Parę miesięcy później okazuje się, przy przedłużaniu umów, że np. ich nadzieje na podwyżkę były płonne.

Ile się średnio dostaje na wejście i na jakie umowy zatrudniają?

- Wynagrodzenie minimalne albo bardzo do niego zbliżone. Czyli teraz pewnie ok. 1500 zł. Umowy - czasowe. Są dwie podstawowe grupy osób w większości marketów jak Tesco, Auchan: część ludzi jest tam regularnie zatrudniona, a część z agencji pośrednictwa pracy [czyli w praktyce mają umowę z agencją, a nie ze sklepem - red.]. To działa tak, że sklep zgłasza zapotrzebowanie na konkretnych pracowników - imiennie - i się jedzie do konkretnego marketu. A innym razem do innego.

Jak wygląda szkolenie pracownika supermarketu? Rozumiem, że zanim pracownik usiądzie na kasie, uczą go, co ma robić?

- Ta praca wydaje się prosta, ale wymaga wprawy i doświadczenia.

A jak ktoś jest zupełnym nowicjuszem?

- Mnie posadzili na kasie, w pół godziny inny pracownik mi pokazał, co i jak...

Pół godziny i już pan idzie na kasę?

- No tak. Potem miałem nadzór, który siedział w kasie obok. I pierwszy dzień był trudny, myliłem się, było manko na koniec, ale mi go nie policzyli. A potem, jak okazało się, że mam do tej pracy jednak jakiś dryg, to sklep coraz częściej zaczął zgłaszać zapotrzebowanie na mnie w agencji. Potem to już niemal na stałe regularnie uwzględniali mnie w grafiku.

Czy kasjerzy dostają więcej i czy zależy to od ich wydajności?

- Kasjerów się monitoruje, liczą się piknięcia kasy przy czytaniu kodu kreskowego, nie pamiętam dokładnie, ale norma wynosiła około 25 produktów na minutę. To nie była jakaś strasznie wyśrubowana norma.

Tak po ludzku pytając, to ta norma jest do zrobienia? Da się wytrzymać te 8 godzin?

- Pod koniec czuje się silne wyczerpanie. Kiedyś obliczono, że optymalny czas na kasie to 6 godzin.

Tak jest tylko w Auchan?

- Spotkałem się z tym też w innych marketach.

Co grozi, jak się nie wyrabia?

- Jak ktoś przez długi czas się nie wyrabia, to sklep po prostu takiego człowieka zwalnia.

Jak szefowie supermarketów reagują na przejawy inicjatyw obronnych pracowników kwestionujących warunki pracy? Czy zdarzyło się, żeby by "góra" pozytywnie odpowiedziała na głosy "dołu"?

Reakcja zależy bardzo mocno od osób na wyższych stanowiskach. Jak ja zgłaszałem jakieś postulaty, to zdarzało się, że ekipa kierownicza się dzieliła. Jedni starali się być fair wobec pracowników, inni nie.

Jak się rozbija taką grupę pracowniczą?

- Bierze się jednego pracownika i faworyzuje, a innych gani. Tu często wykorzystywany jest system nagród i nagan. Wielokrotnie w Auchan ten pracownik, który zachowywał się tak, jak życzyło sobie kierownictwo, był stawiany jako wzór innym. Zarzucano pracownikom, że marudzą, mówiono, że w naszym markecie i tak jest dobrze w porównaniu do innych, przypominano, że gdzie indziej kasjerzy siedzieli w pieluchach.

Poszedł pan na studia prawnicze i pomaga pan teraz pracownikom, którzy przychodzą po pomoc.

- Tak. Przychodzą także ze sklepów samoobsługowych, ale mniejszych. W takich sklepach jest inaczej - mniej pracowników i relacje z kierownictwem wyglądają zupełnie inaczej. Ale sprawy się powtarzały - też oskarżano pracowników o narażanie przedsiębiorstwa na straty.

Rozumiem że to najłatwiejszy sposób żeby "załatwić" takiego pracownika?

- Najłatwiejszy - i działa w dwie strony. Daje podstawę do zwolnienia i późniejszego wykazywania w sądzie, że się miało do tego podstawy, a z drugiej strony - do wykazania przed resztą załogi, że człowiek był nieuczciwy.

Ludzie to kupują?

- Tak, zwłaszcza nowi, nieobyci pracownicy. Z drugiej strony ludzie nie są stworzeni do walki, wolą raczej budować sobie życie na pewnym gruncie. Pracować.

***

Piotr Krzyżaniak działa w radykalnym Ogólnopolskim Związku Zawodowym Inicjatywa Pracownicza. Pracował w trzech supermarketach i hipermarketach - Auchan, Tesco i Alma. W każdym zakładał związki zawodowe i trzykrotnie został za to zwolniony z pracy.

TOK FM PREMIUM