Torańska nigdy nie rozmawiała na klęczkach. Do Jaruzelskiego: - Co? Dygocik się pojawił?! [FRAGMENTY]
"Ja, My, Oni", to właśnie wydany wywiad rzeka, a właściwie rozmowa rzeka (Torańska nigdy nie nazywała swoich rozmów "wywiadami"). Tyle że tym razem mistrzyni "rozmowy" stanęła w roli osoby odpowiadającej na pytania. A rozmowę przeprowadziła Małgorzata Purzyńska, dawna podopieczna Torańskiej. Pytała swoją mentorkę o jej warsztat i o to, jak udało jej się przekonać największe figury polskiego komunizmu do wyznań, na które nie zdobyli się publicznie nigdy wcześniej - i nigdy później.
Teresa Torańska, autorka takich pozycji z wywiadami jak "Oni", "My", "Byli", "Są. Rozmowy o dobrych uczuciach" czy "Śmierć spóźnia się o minutę", zdobyła chyba każde możliwe dziennikarskie wyróżnienie. Zmarła 2 stycznia 2013 r.
Poniżej prezentujemy fragmenty z rozmowy - książki z nią i o niej.
Wersję elektroniczną książki można kupić TUTAJ
Promocja książki "My", Warszawa 1995 r. Fot. z archiwum Leszka Sankowskiego
Do Kwaśniewskiego: "Torańska mówi! To niedopuszczalne..."
We wstępie do wywiadu dawny współpracownik Torańskiej w "Dużym Formacie" Mariusz Szczygieł objaśnia jej dziennikarski fenomen tym, że "Teresa nie miała żadnego lęku przez postaciami, które budzą respekt. Nigdy nie rozmawiała na klęczkach". "Była już po autoryzacji swojego słynnego wywiadu z generałem Wojciechem Jaruzelskim, ale rozmówca wciąż miał jakieś wątpliwości. Targi o każde zdanie trwały jeszcze przez telefon w redakcji. Ta rozmowa nie była łatwa, więc staraliśmy się być w dziale cicho. I nagle słyszymy, jak Teresa mówi do Jaruzelskiego: - Co? Dygocik?! Dygocik się pojawił?" - wspomina Szczygieł.
To dla niego dowód, że Torańska każdego potrafiła potraktować "wyrozumiale i zwyczajnie": "Takie zwyczajne traktowanie przeżył nasz kolega z działu Tomasz Kwaśniewski, który ma takie samo nazwisko jak prezydent. W niedzielne popołudnie zadzwoniła do niego Teresa i Tomek nie zdążył jeszcze jej powiedzieć "Cześć, Tereska" (mówiliśmy tak do niej od czasu słynnego filmu), a już usłyszał, jak Teresa zaczyna krzyczeć na prezydenta Kwaśniewskiego: - Panie prezydencie, Torańska mówi! No ja muszę to panu powiedzieć, że to niedopuszczalne, żeby pan... Nie mogłam wytrzymać i musiałam zadzwonić - i tak dalej do momentu, kiedy Tomek wbił się w jej monolog i okazało się, że to nie głos Aleksandra".
Z Leszkiem Balcerowiczem w 2005 r. Fot. z archiwum Leszka Sankowskiego
Torańska o Urbanie: "Bałam się że zrobi ze mnie idiotkę"
Pewien młody człowiek zrobił ze mną rozmówkę do pisma "Z dnia na dzień" chyba, w której zapytał: "A czy z Urbanem nie chce pani porozmawiać?". "Urban to, co ma do powiedzenia, sam pisze" - ucięłam. I jeszcze powiedziałam coś złośliwego, że on nie potrzebuje spowiednika czy kogoś takiego. A! Już wiem: powiedziałam, że nie potrzebuje akuszerki.
I Urban do mnie napisał, że potrzebuje. To był długi, elegancki list, w którym podał numer telefonu i podkreślił, że takiej akuszerki jak ja pragnie. Wpadłam w panikę, czy potrafię. Bo on jest bystrzak. Wiedziałam, że rozmowa z nim może być dla mnie pułapką - on chce zwyczajnie zaistnieć i zrobi ze mnie idiotkę, przerobi na szaro. Mniej więcej wiem, jaki on jest, ale czy jestem w stanie odkryć go w rozmowie? - myślałam - powyciągać z niego tę jego próżność, chełpliwość, inteligencję, ale również cynizm?
Po chyba dziesięciu spotkaniach, podczas których bardzo uważnie go słuchałam, bez żadnych uszczypliwości z mojej strony, on patrzył na mnie z pewnym zaskoczeniem i myślał - jestem przekonana, że tak myślał - "Jak ona pracuje, ta kobieta? Jak ona mogła tych 'Onych' zrobić, jeśli zupełnie nie radzi sobie z materią?". Kiedyś na moje kolejne: "Ale jeszcze musimy się spotkać", odpowiedział: "Gdybym pracował jak pani, na życie bym nie zarobił". "Ja mam małe potrzeby" - odpowiedziałam, zresztą zgodnie z prawdą. Może to śmieszne w dzisiejszych czasach, lecz nigdy nie piszę dla pieniędzy.
Potem usiadłam do pisania. Trwało to pół roku. Przez pół roku myślałam wyłącznie o Urbanie. Kiedy go sobie poukładałam w głowie i przeczytałam wszystko, co było możliwe, łącznie z jego konferencjami prasowymi, poszłam do niego jeszcze ze dwa razy, żeby uzupełnić konkretne rzeczy, na przykład: "Czy pan jest inteligentny? W czym pańska inteligencja się wyraża?". (...) Ostatni raz poszłam do niego, gdy ukazał się jego felieton o papieżu. Uważałam, że muszę na niego zareagować. "Nie potrzeba autoryzacji. Zrobi to pani dobrze" - powiedział na koniec rozmowy.
Torańska o szczerości wobec rozmówców...
Jest taka generalna uwaga, gdy idzie się rozmawiać - trzeba być szczerym, nie oszukiwać. Powiedzieć: "Ale ja się z panem nie zgadzam". "Czy pan myśli, że ma rację?". Nie możesz udawać, że masz takie same poglądy. Ale cały czas pilnujesz, jaka jest temperatura rozmowy, żeby ten ktoś cię nie wyrzucił. Berman w którymś momencie powiedział: "To komu mieliśmy oddać władzę? Mikołajczykowi?". Przytaknęłam: "No". "Co za 'no'?" - krzyknął. Myślałam, że mnie wyrzuci. Dostał piany. Na stole leżały mandarynki, chwyciłam jedną: "Może zjemy na połowę?". Żeby wyciszyć jego złość, odwrócić uwagę.
Ale przecież i ciebie ogarniają emocje. Był taki moment, bałam się, że nie wytrzymam. Berman był wierzącym komunistą. Pytam: "Jak to? Pana starzy towarzysze siedzą w więzieniu, a pan się tym nie interesował? Byli torturowani, a pan nie zareagował?". "Nie wierzyłem w to" - odpowiedział. "Trzeba było pójść i sprawdzić!" - cisnę. "Gadało się"- on na to. Cytuję mu: takie tortury, takie tortury, takie tortury. Nieprzemakalny. Wyszłam do łazienki, bo czułam, że zwariuję. Umyłam twarz zimną wodą.
Teresa Torańska w Lizbonie, w 2009 r. Fot. z archiwum Leszka Sankowskiego
...i o tym, że nigdy nie chadzała z nimi na kolację
Robiłam rozmowę z Urbanem, rozmawiałam u niego w redakcji. Pół roku chodziłam do niego, więc była też zima, śnieg, i on mi zaproponował: "Czy pani napije się koniaku?". "Z przyjemnością" - odpowiedziałam. I wypiłam ze dwa razy po kieliszku. Pierniczki w czekoladzie wyjadałam, bo były bardzo dobre. Kawa, herbata - nic więcej nie było. Potem miałam czat internetowy, już po ukazaniu się rozmowy z Urbanem. Padło pytanie: "Czy była pani z nim na kolacji?". "A czym panią częstował?". Odpowiedziałam zgodnie z prawdą: "Wypiłam dwa razy po kieliszku koniaku", i od razu sobie pomyślałam: jak dobrze, że nie byłam. Nie mogłam kłamać, bo odezwałby się Urban i powiedział: "Jak to? Zaprosiłem panią na kolację". Ale nawet nie miałam takiej propozycji, ponieważ zachowuję się w ten sposób, że nie upoważniam do tego, by wchodzić w bractwo. To mam w sobie. Jesteśmy blisko psychicznie z bohaterem, ale nie ma upoważnienia do tego, by mnie podejmować. I nie ma dalszego ciągu.
Torańska o swoich pozostałych zasadach
Złapałam z nimi [rozmówcami do książki "Oni" - red.] kontakt psychiczny. Oni nabrali do mnie zaufania. Byłam otwarta na ich racje. Nie przychodziłam w roli prokuratora ani sędziego. Chciałam ich wysłuchać. Sprawiało im radość - w pustym emeryckim życiu - że przychodzę. Że mogą z siebie zrzucić ciężar wieloletniego milczenia. A mnie rozpierała ciekawość.
Ja podchodzę do tekstu w sposób emocjonalny i chłodny jednocześnie. W 1983 roku, gdy papież był z pielgrzymką, jeździłam za nim i pisałam tekst. Zrobiłam taki tekst - jedna msza. Wtedy płakałam, pisałam, płakałam, chodziłam w szlafroku po mieszkaniu i mało co jadłam, tak przeżywałam. A jednocześnie ciągle ten dystans: trzeba poprawić. Nie! To nie jest to. Rozumiesz? Nerwy, emocje, szarpanina i ten żelazny chłód - to przejście jest niedobre, tekst się załamuje, nudne, tu trzeba podnieść temperaturę, a tam uspokoić.
Podstawą sukcesu jest moim zdaniem praca. I żeby nie umrzeć młodo, zdążyć coś zrobić. Umiejętność sprzedawania się jest dobra na krótką metę.
75-lecie rewolucji październikowej w Waszyngotnie, 1992 r. Fot. z archiwum Leszka Sankowskiego
***
Książka "Ja, My, Oni" ukazała się właśnie nakładem Agory. Można ją kupić w Empikach, na www.kulturalnysklep.pl a w wersji elektronicznej - TUTAJ .
12 marca o godz. 19 we Wrzeniu Świata w Warszawie odbędzie się także spotkanie poświęcone Teresie Torańskiej i książce. Udział w nim wezmą autorka książki Małgorzata Purzyńska oraz Leszek Sankowski, mąż niedawno zmarłej dziennikarki.
-
Ogródek działkowy lekiem na galopujące ceny warzyw i owoców? "Są oferty i za 150 tys. albo 200 tys. złotych"
-
Katolicka "sekta" w Częstochowie. "Wieczorem wybuchały krzyki dzieci, płacz i odgłosy uderzeń"
-
Dawid Kubacki przekazał informacje o stanie zdrowia żony, Marty. "Dla nas to pierwsze zwycięstwo"
-
"Profesorek na śmieciarce". Od 16 lat uczy w szkole, a teraz dorabia przy wywozie śmieci. "Podbudowuję się"
-
Posłanka PiS nie wykluczyła sojuszu z Konfederacją. "Wcześniej takich deklaracji nie było"
- Przywódca zbrodniczego reżimu był "przydatny" Janowi Pawłowi II. W tle "sponsoring" Kościoła
- Watykan aktualizuje ważne procedury. Chodzi o pedofilię w Kościele katolickim
- Zmiana czasu na letni. To już tej nocy. Ważne ostrzeżenie
- Klimatyczna bomba tyka i "może nas wessać". "Robimy sobie ten kryzys za własne pieniądze"
- Skazany za napaść na Polaków w Rimini domaga się ponownego procesu