Doping w amatorskim sporcie. "Producenci dopalaczy weszli do świata odżywek"

Szacunkowo 10-15 procent osób startujących w amatorskich zawodach sportowych stosuje substancje niedozwolone. Często mogą nie zdawać sobie sprawy z tego, a także nie wiedzieć, jakie ryzyko niesie ze sobą zażywanie takich specyfików.
Zobacz wideo

Polska Agencja Antydopingowa opublikowała informację o jednym ze środków, który dostępny jest w ogólnej sprzedaży - ma wspomagać sprawność fizyczną i spalanie tłuszczu. Sęk w tym, że specyfik zawiera substancje zabronione w zawodowym sporcie: metylheksanaminę oraz klenbuterol. Ponadto klenbuterol nie został nawet wymieniony w składzie produktu. 

Dopalacz w odżywce

Nie tylko to jest jednak problemem. Michał Rynkowski, dyrektor Polskiej Agencji Antydopingowej, tłumaczył w TOK FM, że metylheksanamina, która ma krótkotrwałe działanie, może wywoływać bardzo negatywne efekty. Jak podkreślił ekspert, potwierdzone zostały nagłe przypadki zgonów ze względu na jej przyjmowanie. 

- To jest dopalacz, to jest narkotyk. Tego nie powinno być w obrocie. Widać, że producenci i osoby, które tym handlują, też weszły do świata odżywek i nie jest to też zjawisko szczególnie nowe. Największą liczbę odżywek, które zawierały metylheksanaminę, mieliśmy w 2012 roku. Teraz ten trend w jakiejś mierze wraca - podkreślił.

Czytaj też: Król dopalaczy usłyszał wyrok. Sieć jego sklepów działała w kilku miejscowościach

Dodał, że osoby amatorsko trenujące mogą często nie zdawać sobie sprawy z zagrożeń, jakie niesie za sobą stosowanie tego typu środków. -  A są to substancje, które mogą wywoływać i wywołują negatywne skutki uboczne - mówił, wyjaśniając, że długotrwałe stosowanie klenbuterolu może prowadzić do zaburzeń hormonalnych oraz schorzeń kardiologicznych. 

Przypomniał, że z poświęconego tej tematyce raportu NIK wynika, iż 50 proc. preparatów poddanych analizie nie zawierało deklarowanych substancji albo zawierały inne. Wykryto w nich też substancje zabronione w sporcie, metale ciężkie, były również przypadki występowania w nich bakterii. - To pokazuje, że to nie jest wcale bezpieczny rynek - mówił. Dodał także, że niekiedy stosowanie odżywek w przypadku zawodowych sportowców kończyło się ich dyskwalifikacją, ponieważ okazywało się, że zażywane przez nich preparaty zawierały coś więcej, niż deklarowali ich producenci.

Doping jako problem zdrowia publicznego

Prowadzący program Przemysław Iwańczyk zwrócił uwagę na komentarze, które pojawiły się pod postem Polskiej Agencji Antydopingowej, informującym o zakazanych substancjach znajdujących się w składzie preparatu na spalanie tłuszczu. Internauci wydawali się być zdecydowanie zachęceni do jego używania. 

Gość TOK FM tłumaczył, że wydaje się, iż pod postem odezwali się głównie amatorzy, którzy korzystają z siłowni i klubów fitness dla utrzymania sylwetki, zwiększenia siły.

Czytaj też: Każdego dnia nawet 10 osób truje się dopalaczami. Czy nowe przepisy pomogą walczyć z uzależnieniem?

Podkreślił, że sądząc po komentarzach, można mówić o ignorancji i nieświadomości. - To pokazuje, jak konieczne jest szersze spojrzenie na problem dopingu, nie tylko jako problem sportu zawodowego, ale także zdrowia publicznego - zaznaczył. 

Amatorzy nie wstydzą się dopingu?

Jak tłumaczył ekspert, szacunkowo 10-15 proc. osób biorących udział w amatorskich zawodach sportowych sięga po środki zakazane. Nie zawsze świadomie. - W tym wszystkim pokutuje brak odpowiedniej edukacji o tym, co powinno się stosować, jak zdrowo uprawiać sport, jak się zdrowo odżywiać - wyjaśniał. 

Choć gość TOK FM zaznaczył, że niektórzy amatorscy sportowcy nie kryją się z tym, że zażywają substancje w sporcie niedozwolone. - Jeżeli chodzi o niektóre sztuki walki, to zawodnicy otwarcie przyznają się do tego, że stosują substancje zabronione w sporcie. Głównie jest to środowisko kulturystów, fitnessu i sztuk walki właśnie - wymieniał, choć podkreślił, że nie chce nikogo stygmatyzować. 

Chcesz wiedzieć więcej? Posłuchaj!

TOK FM PREMIUM