Coraz mniej karetek zabiera ze sobą lekarza. "Ich kompetencje najczęściej nie są tam potrzebne"

Docelowo ma nie być lekarzy jeżdżących w karetkach. Są przesuwani do pracy np. na SOR-ach, bo tam jest największe zapotrzebowanie.

Coraz więcej dyrektorów szpitali decyduje się na  przekształcanie karetek specjalistycznych S (z lekarzem w zespole), na karetki podstawowe P (wyłącznie z ratownikami medycznymi). Wyjazdy karetek mają docelowo w większości odbywać się bez lekarza. Wyjątkiem są np. karetki neonatologiczne, gdzie lekarze wciąż będę jeździć. Ta zmiana budzi duże kontrowersje, ale część ekspertów przekonuje, że jest uzasadniona.

- Na miejscu zdarzenia lekarz i tak nie może użyć swoich umiejętności, nie przeprowadzi operacji, nie wykona tych czynności, które może wykonać w szpitalu. Na miejscu ocenia się stan pacjenta, udziela pierwszej pomocy, stabilizuje stan i transportuje do szpitala. I to jest w stanie zrobić ratownik medyczny - na antenie TOK FM mówiła Małgorzata Solecka, dziennikarka portalu Medycyna Praktyczna i miesięcznika "Służba Zdrowia".

Jak tłumaczyła, głównym powodem zmian jest to, że lekarzy brakuje, tam, gdzie są potrzebni - w szpitalach. A w karetce, gdy większość wezwań jest bezzasadnych, potencjał lekarzy się marnuje. 

- Kompetencje lekarza są w większości przypadków niepotrzebne w karetce, potrzebne są wiedza i umiejętności ratownika medycznego. Praca w zespołach wyjazdowych to bardzo ciężki kawałek chleba, którego większość lekarzy nie chce się podejmować. I dlatego w karetkach jeżdżą głównie lekarze w trakcie pierwszej specjalizacji oraz tacy, którzy są na emeryturze - dodała Małgorzata Solecka.

Funkcjonowanie systemu Państwowe Ratownictwo Medyczne (PRM) reguluje znowelizowana ustawa uchwalona w czerwcu 2018 r. Jej pierwsza wersja przewidywała całkowitą likwidację karetek S, czyli tych z lekarzem na pokładzie. Jej ostateczna wersja pozwala na wybór pomiędzy jedną a drugą opcją. W wielu miejscach karetek może jeździć więcej, od kiedy na pokładzie nie musi być lekarza. 

Często pojawia się jednak pytanie, czy ratownicy medyczni mają odpowiednie kwalifikacje do udzielenia pomocy na miejscu wezwania. 

- Zdecydowania większość ratowników medycznych jest wykształcona bardzo dobrze. Ci, którzy decydują się na wyjazd do Wielkiej Brytanii, mimo kiepskich kompetencji językowych, od razu dostają zatrudnienie - twierdzi Małgorzata Solecka. Zaznacza też, że mówimy o sytuacjach, gdzie szpital jest w zasięgu 10-15 min jazdy na sygnale.

Dziennikarka twierdzi, że problemem naszego społeczeństwa jest to, że sobie nie ufamy. -  Polacy nie wierzą, że ratownicy medyczni przyjadą i im pomogą. A ratownicy przestają wierzyć, że ci którzy wzywają, potrzebują ich pomocy - powiedziała w Analizach TOK FM.

Podała też, że na kilkanaście wyjazdów w trakcie dyżuru, ratownicy jeden, dwa razy robią to, co do nich należy, czyli ratują życie i zdrowie.

- Ludzie wzywają karetkę, bo termometr pokazał 37,5. Że wujek, dziadek się nie rusza, ratownik wchodzi, a ta osoba jest w sztok pijana - wymieniała.



TOK FM PREMIUM