Wojewoda lubelski o społeczności LGBT: "zboczeńcy". KUL, na którym wykłada, nie widzi podstaw, by go ukarać
Rzecznik dyscyplinarny Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego na polecenie rektora badał, czy wojewoda lubelski, a jednocześnie wykładowca akademicki Przemysław Czarnek popełnił przewinienie dyscyplinarne. Chodziło o słowa wypowiedziane w kontekście homoseksualizmu, środowisk LGBT i lubelskiego Marszu Równości, w których wojewoda apelował o zaprzestanie "promowania zboczeń, dewiacji i wynaturzeń".
O ukaranie wojewody wnioskował prof. Jakub Urbanik, prawnik z Uniwersytetu Warszawskiego, który przygotował specjalny list w tej sprawie - list, pod którym w internecie podpisało się ponad tysiąc osób, wśród nich m.in. profesorowie Monika Płatek i Marcin Matczak. Naukowcy napisali, że wojewoda mógł popełnić delikt dyscyplinarny.
Kary dla wojewody-akademika nie będzie
Rzecznik własnie umorzył postępowanie wyjaśniające, uznając, że nie ma podstaw do wniosku o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego. "Nie zdołano potwierdzić, iż dr hab. Przemysław Czarnek publicznie zaprzeczał powszechnie przyjętym wartościom konstytucyjnym, jakimi są poszanowanie praw mniejszości i zakaz dyskryminacji (...)" - czytamy w decyzji prof. KUL, Waldemara Bednaruka. Rzecznik nie potwierdził też, że Przemysław Czarnek posługiwał się mową nienawiści ani że głosił zdania niezgodne z prawdą naukową (na co zwracali uwagę autorzy listu).
- Z dużym niepokojem przyjąłem decyzję rzecznika dyscyplinarnego KUL, w szczególności zaś martwi mnie jej uzasadnienie. Rzecznik właściwie ani razu nie odniósł się do podnoszonego przeze mnie stwierdzenia, że pan dr hab. Przemysław Czarnek mówi o części polskiej populacji (społeczności LGBT - przyp. red.), używając terminów powszechnie uznawanych za obraźliwe, to znaczy nazywa osoby LGBT "zboczeńcami". W opinii rzecznika, nie narusza to praw człowieka, nie godzi w prawdę naukową. Rzecznik mówi natomiast o wolności wypowiedzi - mówi prof. Jakub Urbanik.
Z decyzji rzecznika jasno wynika, że oparł się w dużej mierze na... wyjaśnieniach samego wojewody, który "jednoznacznie zapewniał, iż nie zamierzał nikogo urazić i jest gotów przeprosić konkretne osoby, które poczuły się urażone jego wypowiedziami". Tyle tylko, że jedną z takich osób jest organizator Marszu Równości, Bartosz Staszewski, który pozwał wojewodę za zniesławienie. Sprawa jeszcze się toczy, a on do dziś żadnych przeprosin się nie doczekał, choć właśnie na nich najbardziej mu zależało.
Deklaracją rzekomych przeprosin i tym, że rzecznik dyscyplinarny w nią uwierzył, zaskoczony jest też prof. Jakub Urbanik. - Wojewoda nie zwrócił się w tej sprawie ani do mnie, ani do nikogo z sygnatariuszy czy sygnatariuszek listu, nie usunął też swojego okropnego, dyskryminującego, wykluczającego filmiku z internetu - tłumaczy prof. Jakub Urbanik. Jest zdziwiony uzasadnieniem decyzji rzecznika KUL, który napisał w niej m.in., że wojewoda - odnosząc się do Marszu Równości - wyraził swój sprzeciw "wobec epatowania postronnych osób (szczególnie dzieci) zachowaniami, strojami, gestami, czy postawami, które obserwowane na ulicach innych miast podczas takich marszów wywoływały szok i zgorszenie znacznej części społeczeństwa".
- Rzecznik mówi to w sytuacji, gdy dokładnie wiadomo, jak lubelski Marsz Równości wyglądał. To było radosne święto równości, które próbowali zakłócić chuligani - na szczęście nieskutecznie, dzięki fantastycznej postawie policji. Nie było tam żadnych aktów znieważających czy gorszących osoby postronne. I to naprawdę przykre, że rzecznik dyscyplinarny - podobnie jak wojewoda - prawnik, opowiadają się po stronie wykluczania części społeczeństwa - mówi Jakub Urbanik.
Zapowiada, że w odpowiedzi na umorzenie postępowania ponownie napisze list do rektora KUL. - Będę argumentować, że typ postępowania i argumentacja rzecznika nie mają uzasadnienia w faktach i w prawdach naukowych - dodaje Jakub Urbanik.
A sam wojewoda? Zamieścił na Twitterze krótki wpis:
Za "dewiacje" i "zboczenia" do sądu
Słowa wojewody o "zboczeniach" i "dewiacjach" znalazły swój finał w sądzie. Chodzi o proces wytoczony wojewodzie przez organizatora marszu, Bartosza Staszewskiego za zniesławienie. Co prawda w pierwszej instancji sąd sprawę umorzył uznając, że nie chce być "cenzorem debaty publicznej". Ale sąd drugiej instancji tę decyzję uchylił i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania. Pierwsza rozprawa w ponownym procesie - już w poniedziałek, 8 kwietnia.