Wojewoda lubelski "przeprosił" organizatora Marszu Równości. Przy okazji powtórzył słowa o "dewiacji, zboczeniu i wynaturzeniu"

Wojewoda Przemysław Czarnek przeprosił organizatora Marszu Równości za swoje słowa, które padły w kontekście marszu i osób homoseksualnych. I... powtórzył, że jest przeciwnikiem promocji "dewiacji, zboczeń i wynaturzeń" oraz "ideologii LGBT i marszów równości".
Zobacz wideo

Organizator pierwszego lubelskiego Marszu Równości, który odbył się w październiku 2018 roku, Bartosz Staszewski pozwał wojewodę lubelskiego Przemysława Czarnka za zniesławienie. Chodziło o słowa  wypowiedziane przez samorządowca na kanale You Tube, w którym stwierdził, że wydarzenie „promuje zboczenia, dewiacje i wynaturzenia”.

Bartosz Staszewski domagał się od wojewody przede wszystkim słowa "przepraszam". Mówił o tym od początku sprawy. Teraz już wiadomo, że takie słowo padnie – to wynik ugody uzgodnionej między stronami.

W ugodzie zawarte jest całe stanowisko, do którego wygłoszenia zobowiązuje się Przemysław Czarnek. Jest w nim mowa o tym, że nigdy nikogo nie chciał dyskryminować ani obrażać. „Jest mi niezmiernie przykro, że moje słowa wywołały negatywne oceny co do moich intencji” – to fragment stanowiska. I dalej: "Wszystkich, w szczególności Pana Bartosza Staszewskiego, którzy z tego powodu poczuli się urażeni - przepraszam”. 

Choć w całym procesie chodziło głównie o słowo „przepraszam” i ono w ugodzie pada, wojewoda po wyjściu z sali rozpraw ogłosił, że to on jest tutaj zwycięzcą. – Moja forma ugody została zaakceptowana, w ograniczony sposób, przez pana Bartosza Staszewskiego i sprawa została umorzona. Nie ma już oskarżonego. Z niczego się nie wycofuję. Pozostaję przeciwnikiem promocji zboczeń, dewiacji i wynaturzeń, a zwolennikiem małżeństwa opartego na związku kobiety i mężczyzny – argumentował Przemysław Czarnek.

- Najważniejsze są przeprosiny. My oczywiście nie oczekujemy, że pan wojewoda zmieni swoje poglądy co do Pisma Świętego, Katechizmu Kościoła Katolickiego, chociaż uważamy, że one nie są trafne. I Katechizm, i Pismo Święte – w mojej prywatnej ocenie – nakazuje, by wszystkich ludzi szanować i nikogo nie dyskryminować – odpowiedział wojewodzie pełnomocnik Bartosza Staszewskiego, mecenas Bartosz Przeciechowski.

Wojewoda przeprasza, ale triumfuje 

W czwartek po południu na kanale YouTube wojewody pojawił się krótki filmik dotyczący ugody. Co ciekawe, Przemysław Czarnek powtórzył, że odniósł zwycięstwo, bo Staszewski przyjął jego formę ugody. - W której z niczego się nie wycofuje i powtarzam, wszystko to, co mówiłem. Nie wycofuje się w szczególności z faktu, że jestem przeciwnikiem promocji dewiacji, zboczeń i wynaturzeń, a zwolennikiem promocji małżeństwa kobiety i mężczyzny – mówi na nagraniu wojewoda.

Dalej dodał, że nie akceptuje "obnoszenia się ze swoją seksualnością po ulicach" oraz że jest przeciwnikiem "ideologii LGBT i marszów równości". Wojewoda podkreślił, że jego zwycięstwo polega na tym, że "jako wolny człowiek, może śmiało, zgodnie z naszym sumieniem posługiwać się tym, co jest zapisane w Piśmie Świętym i w Katechizmie Kościoła Katolickiego".

Po tym oświadczeniu Przemysław Czarnek przystąpił do odczytania z ekranu telefonu komórkowego "wykonania ugody w sprawie z oskarżenia prywatnego Pana Bartosza Staszewskiego",  w którym padają sformułowania, o których pisaliśmy wyżej. 

 

Drugi proces

To był już drugi proces w sprawie słów lubelskiego wojewody, które dotyczyły Marszu Równości. Za pierwszym razem sąd zdecydował sprawę umorzyć. Sędzia Bernard Domaradzki przyznał co prawda, że słowa wojewody mają wydźwięk ewidentnie negatywny, ale jednocześnie uznał, że są dopuszczalne w ramach wolności słowa.  

Bartosz Staszewski odwołał się od tamtej decyzji. Sąd odwoławczy zdecydowanie się z umorzeniem nie zgodził. - Sąd pierwszej instancji nie podjął żadnej próby dokonania oceny, czy wypowiedź oskarżonego stanowiła przestępstwo, a jeśli tak, to jakie. Nie może być tak, że a priori przesądzamy o tym, czy dane zachowanie wyczerpuje znamiona przestępstwa, czy też nie; w zasadzie nie mając żadnego materiału dowodowego - tłumaczył sędzia Artur Ozimek. 

"Wolność słowa nie oznacza prawa do obrażania kogokolwiek"

- Gdyby nie ten proces i później orzeczenie sędziego Artura Ozimka,  nigdy nie otrzymalibyśmy tych przeprosin. Wolność słowa nie oznacza prawa do obrażania kogokolwiek. Tam się kończy wolność słowa, gdzie osoba, która wypowiada te słowa, zaczyna kogoś obrażać, czy znieważać. Warto chodzić do sądów, aby bronić swoich racji. Te przeprosiny to zwycięstwo wszystkich osób LGBT+ nad PIS-owską propagandą – mówi Bartosz Staszewski.

Przez cały proces wojewodę na sali rozpraw wspierały osoby reprezentujące środowiska katolickie. Zawsze było ich przy nim kilka lub kilkanaście. Przychodziły do sądu z plakatami, odwołującymi się do rodziny, Kościoła i wiary. Na ich transparentach pojawiały się  m.in. hasła „Szacunek dla każdego – tak, promowanie rozwiązłości seksualnej – nie”; „Przyszłość świata idzie przez rodzinę”; „Dziękujemy za obronę rodziny”; „Jestem za małżeństwem, rodziną i życiem”; „Nie! Dla promowania rozwiązłości seksualnej”.

Chcesz wiedzieć więcej? Posłuchaj!

TOK FM PREMIUM