Inspektor weterynarii zerwała rozmowy z aktywistami ws. krów z Deszczna. "Absolutny brak woli współpracy"
Na wtorkowe przedpołudnie w Gorzowie Wielkopolskim zaplanowane było spotkanie Powiatowego Inspektora Weterynarii z Biurem Ochrony Zwierząt, które od początku angażuje się w sprawę ratowania stada krów z Deszna, które skierowano do egzekucji.
Jak informuje reporter TOK FM Sebastian Wierciak, który był na miejscu, spotkanie zostało przerwane, a aktywiści z BOZ wyproszeni. - Spotkanie zakończyło się tym, że pani inspektor nagle weszła do pokoju i wyprosiła nas. Powiedziała, że musi wyjść, bo ma ważne polecenia służbowe i kazała nam po prostu wyjść - mówiła naszemu reporterowi jedna z uczestniczek spotkania.
Aktywiści zaznaczają, że jechali ponad 100 kilometrów "specjalnie po to, aby coś ustalić". - To jest brak absolutnej woli jakiejkolwiek współpracy - podkreśliła rozmówczyni Sebastiana Wierciaka. Jej zdaniem, pani inspektor "podważa decyzję ministra rolnictwa, który uznał, że krowy powinny zostać przy życiu". - Pani inspektor stoi na stanowisku, że decyzja o ich zabiciu jest prawomocna - stwierdziła. Jak dodaje reporter TOK FM, urzędniczka nie chce rozmawiać z mediami na temat krów. Tymczasem aktywiści planują nadal koczować w miasteczko namiotowym w okolicach Deszczna.
Badanie krów z Deszczna
We wtorek na stronie internetowej Głównego Inspektoratu Weterynarii zamieszczona została uchwała Rady Sanitarno-Epizootycznej ws. stada krów z Deszczna. W komunikacie wskazano, że Rada rekomenduje Głównemu Lekarzowi Weterynarii, aby wszystkie zwierzęta w stadzie zostały zakolczykowane i "niezwłocznie zbadane" pod kątem gruźlicy, enzootycznej białaczki bydła czy brucelozy.
"Do czasu oznakowania zwierząt oraz uzyskania wyników badań urzędowych w kierunku wyżej wymienionych jednostek chorobowych zwierzęta powinny pozostawać w miejscu aktualnego przebywania stada w ścisłej izolacji od innych zwierząt. W przypadku ujemnych wyników badań urzędowych, można rozważyć możliwość przemieszczenia stada w całości do siedziby docelowej, wskazanej przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi" - dodano.
Rada rekomenduje ponadto, by owa docelowa siedziba zapewniła im profesjonalną obsługę oraz żywienie. Powinna być też wyposażona w odpowiednie pomieszczenia, gwarantujące spełnienie podstawowych warunków dobrostanu zwierząt. Nowe miejsce ma być ogrodzone - umożliwiające okresowe, swobodne przebywanie zwierząt na zewnątrz budynków inwentarskich.
Krowy z Deszczna. Nie ma zgody na swobodne przebywanie na pastwiskach
W rekomendacjach wskazano, że nowa "siedziba" krów z Deszczna nie może pozwolić na swobodne przebywanie bydła na terenach łąk i pastwisk położonych poza ogrodzeniem. Ponadto nie będzie można: przemieszczać stada w całości lub w części poza siedzibę docelową z wyjątkiem zwierząt przeznaczonych do uboju i utylizacji; rozmnażać zwierząt drogą krycia naturalnego lub sztucznej inseminacji; wprowadzać do łańcucha żywnościowego produktów pochodzenia zwierzęcego oraz mięsa pozyskanego ze zwierząt tworzących stado.
Rada Sanitarno-Epizootyczna dodała, że ewentualne uzupełniające badania stada powinny być wykonane już w docelowej, nowej siedzibie, gdzie będzie ono przebywało. Z komunikatu wynika ponadto, że podstawowe badania stada bydła z Deszczna powinny się zakończyć za około pół roku.
Krowy na razie przetrzymywane są w miejscowości Ciecierzyce. Stado liczy około 180 sztuk różnej płci i wieku. Od wielu lat krowy żyły na wolności i wypasały się na polach rolników. Są to zwierzęta niezarejestrowane i nie były pod opieką weterynaryjną.
Rolnik chce zabrać krowy do siebie
Pod koniec października ubiegłego roku powiatowy lekarz weterynarii w Gorzowie Wielkopolskim wydał decyzję, "na mocy której właściciel zwierząt został zobowiązany do zabicia 170 sztuk bydła". Ta decyzja została podtrzymana przez głównego lekarza weterynarii. Po licznych protestach w sprawę ratowania krów włączyli się również politycy. Ostatecznie szef resortu rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski zapewnił, że krowy z Deszczna nie trafią do uboju, zostaną odizolowane w jednym z państwowych gospodarstw.
Zdaniem aktywistów, którzy zaangażowali się w obronę krów, wywiezienie ich do gospodarstwa państwowego to nie jest dobry pomysł. Przekonują, że zwierzęta mogą nie mieć tam zapewnionych dobrych warunków i apelują, aby znaleźć inne rozwiązanie. Tym bardziej, że cały czas aktualna jest oferta, jaką złożył Witold Bieschke. Rolnik chce, by zwierzęta trafiły na teren chroniony w Czarnocinie w Zachodniopomorskiem. Jak mówił dwa tygodnie temu w TOK FM, jest gotów ponieść koszty związane z transportem, badaniem weterynaryjnym krów i kolczykowaniem zwierząt.
DOSTĘP PREMIUM
- Zła wiadomość dla kierowców. "Nawet 9-10 złotych za diesla na polskich stacjach"
- Ojciec walczy na wojnie, matka pilnuje resztek dobytku. Ukraińscy nastolatkowie w Polsce. "Te dzieciaki nie mają nic"
- Polacy rezygnują z wyjazdu na ferie, a w Zakopanem właściciele hoteli zaniżają ceny. "Absolutne kuriozum"
- "Centrum Gnębienia Pracownic". Czy najstarsza fundacja feministyczna przetrwa? "Nowakowska wytoczy działa"
- "PiS siedzi i zmienia paczki popcornu". Wiceszef Polski 2050 o kłótniach na opozycji i kulisach feralnego głosowania
- Do trzęsień ziemi można się przystosować. "W Turcji widziałem budynki 'murowane' z pustych puszek"
- Premier o aferze "Willa plus": Były tysiące fundacji pozbawionych wsparcia. Staramy się te szanse wyrównywać
- Pijana turystka biegła po trasie kolejowej w Zakopanem. Pokłóciła się z mężem
- PiS dofinansuje SOR-y, ale tylko tam, gdzie ma poparcie. "Wyborcy opozycji nie zasługują na dobrą opiekę medyczną"
- "Putin działa trochę jak dealer narkotykowy". Morawiecki tłumaczy, dlaczego Europa dała się uwieść Rosji