Przedwyborczy strach. Ministerstwo Zdrowia zamiata szpitalne długi pod dywan

Resort zdrowia nie podaje najświeższych danych dotyczących zadłużenia szpitali. Bo, jak oceniają eksperci, przed wyborami to bardzo niewygodny temat.
Zobacz wideo

"13,1 mld zł - tyle zgodnie z danymi statystycznymi Ministerstwa Zdrowia wynosiły zobowiązania ogółem samodzielnych publicznych zakładów opieki zdrowotnej według stanu na dzień 31 grudnia 2018 roku" - przyznaje resort zdrowia w odpowiedzi na pytanie "DGP" i TOK FM. Oznacza to, że w rzeczywistości długi szpitali były o 300 mln zł wyższe niż wynika z informacji prezentowanych na stronach internetowych resortu.

Oznacza to również, że w porównaniu z końcem poprzedniego roku wzrost zadłużenia przekroczył miliard złotych. Zdaniem ekspertów, nawet biorąc poprawkę na wysoki wzrost PKB i wyższe nakłady na zdrowie niż w poprzednich latach, dynamika jest niepokojąca.

Dlaczego nie ma danych o wynikach finansowych szpitali przynajmniej za I kwartał tego roku? Resort tłumaczy, że do systemu wpłynęły dodatkowe pieniądze i szpitale nadal przeliczają, ile środków jest w ich budżetach.

- Dane o zobowiązaniach szpitali w 2019 roku mogą jeszcze podlegać korektom. Ostatnia korekta danych za I kwartał będzie mogła zostać dokonana wraz ze sprawozdaniem za III kwartał. Po dokonaniu przez szpitale korekty niezwłocznie upublicznimy takie dane. W tych informacjach trzeba uwzględnić zmiany planu Narodowego Funduszu Zdrowia - nigdy wcześniej nie było tak dynamicznych wzrostów finansowania szpitali - tłumaczy Sylwia Wądrzyk, rzeczniczka MZ.

Zdaniem ekspertów, również tych związanych z samym resortem zdrowia, powody braku informacji są jednak inne. - Ministerstwo Zdrowia jest bardzo wstrzemięźliwe w "chwaleniu się" danymi, które nie są dla niego wygodne w okresie przedwyborczym - przyznaje były urzędnik resortu.

Według jednego z ekspertów to przedwyborczy strach. Rząd nie chce przekazywać danych, bo pokazałoby to rosnącą spiralę zadłużenia. Pierwszy raz od 2003 roku zadłużenie przekroczyło 13 mld zł. Jeszcze dekadę temu było to ok. 9 mld zł, w późniejszych latach wzrosło, ale oscylowało wokół 10 mld zł.

Ostatnio dane pokazały szpitale powiatowe. Nie czekając na sprawozdania resortu zdrowia, same postanowiły podsumować sytuację w 120 swoich placówkach. Okazało się, że od 2015 roku do połowy 2019 roku ich dług wzrósł o 500 mln zł. Pomimo starań MZ dynamika przyrostu zadłużenia nie spowalnia.

Jak podkreślają eksperci, sytuacja jest naprawdę poważna i dyrektorzy szpitali nie chcą jej upolityczniać, tylko szukają rozwiązań, które pomogłyby im wyjść na prostą. - Obecnie nie ma zachęt prawnych do łączenia się oddziałów i zmian w organizacji szpitali - mówi jeden z ekspertów. Według niego wskazana byłaby zmiana przepisów, która sprawiłaby, że szpitale na tym samym terenie nie musiały walczyć o ten sam kawałek tortu, czyli kontrakt z NFZ. To pozwoliłoby im porozumieć się, który zajmie się np. porodami, a który kardiologią. - W ten sposób powstawałyby ponadpowiatowe konsorcja - mówi ekspert.

Obecnie byłby to jednak temat niewygodny politycznie - mogłoby to być traktowane jako likwidacja szpitali.

Zdaniem Małgorzaty Gałązki-Sobotki z Instytutu Łazarskiego, należy zmienić definicję szpitala i szukać nowych rozwiązań, jeżeli chodzi o funkcjonowanie placówek powiatowych.

- Jeżeli nie zmieni się organizacja, to nie ma możliwości, żeby zadłużenie spadło. Już teraz widać, że rośnie spirala długów, która jest związana z jednej strony z podwyżkami wynagrodzeń, ale także innych kosztów działalności - mówi Sobotka. Dodaje, że najbardziej poszkodowani obecnie są dostawcy materiałów i usług do szpitali, bo te im nie płacą. Ale z czasem może się to coraz bardziej odbijać również na pacjentach.

Ministerstwo Zdrowia przekonuje, że zadłużenie dotyczy niewielkiej liczby placówek, bo największe długi ma około 20 -25 proc. szpitali. A ponad połowa może pochwalić się niezłą sytuacją finansową: zamknęły poprzedni rok na plusie. Jak wynika z analiz resortu, zadłużenie większe niż roczne przychody ma siedem podmiotów, a większych niż półroczne 40.

- Odsetek szpitali, które mają zobowiązania wymagalne (czyli termin płatności minął – red.), spadł z około 50 proc. w 2005 r. do 25 proc. w 2018 r. Liczba takich placówek w ostatnim roku się nie zmieniła. Tyle samo jednostek ma problemy z płynnością, ale zwiększa się skala ich problemów, stąd wzrost ogólnego zadłużenia - mówił wiosną 2019 r. wiceminister Sławomir Gadomski. Dodawał, że tylko w przypadku 9 proc. szpitali sytuacja finansowa w 2018 r. w porównaniu z poprzednim rokiem się pogorszyła. Jak jest w tym roku - tego już ministerstwo nie podaje.

W końcu ub.r. wartość zobowiązań wymagalnych, czyli takich, których termin płatności minął, wynosiła 1,6 mld zł. W 2005 r. wartość zobowiązań wymagalnych była najwyższa w historii.

Z przedstawionej w ubiegłym tygodniu analizy Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych i Szkoły Głównej Handlowej wynika, że liczba szpitali z problemami finansowymi rośnie: na 118 przepytanych w tym roku placówek, 107 notuje straty. Rok temu na 120 placówek - na minusie było 88.

Zdaniem ekspertów trend odnotowany w grupie szpitali powiatowych może obejmować również inne rodzaje placówek.

Ratunkiem dla sytuacji finansowej szpitali miała być reforma wprowadzona pod koniec 2017 roku - "sieć szpitali". Jednak według niedawno opublikowanego raportu Najwyższej Izby Kontroli, głównych celów nie osiągnięto: nie zmniejszyła się liczba pacjentów na izbach przyjęć, nie poprawiła się też dostępność do leczenia szpitalnego ani opieka specjalistów po ukończonej hospitalizacji. Za to pogorszyła się sytuacja finansowa szpitali.

Pobierz Aplikację TOK FM, słuchaj i testuj przez dwa tygodnie za darmo:

TOK FM PREMIUM