"Dobra wiedza chroni przed pedofilią i mam na to dowody". Projekt ustawy uderzającej w edukację seksualną rozłożony na łopatki

Hipoteza o związku między wiedzą o seksualności a pedofilią się potwierdza. Osoby skazane za tę czynność miały bardzo wyraźne braki edukacyjne - mówiła w audycji "OFF Czarek" prof. Maria Beisert, prawnik, psycholog, seksuolog. Ekspertka dokładnie przeanalizowała najbardziej kontrowersyjny zapis projektu ustawy o przeciwdziałaniu seksualizacji dzieci.
Zobacz wideo

W Sejmie, w czasie posiedzenia, które kontynuowane było już po wyborach parlamentarnych, pojawił się obywatelski projekt zakładający m.in. nowelizację Kodeksu karnego tak, by zakazać "seksualizacji i demoralizacji dzieci".

W przepisach ma się pojawić zapis przewidujący zagrożenie karą więzienia dla kogoś, kto "publicznie propaguje lub pochwala podejmowanie przez małoletniego obcowania płciowego". W sytuacji, gdy ma się to dziać w związku z edukacją, kara może sięgnąć trzech lat więzienia. W uzasadnieniu projektu można przeczytać m.in.: "Odpowiedzialne za 'edukację' seksualną środowiska wchodzą do kolejnych placówek oświatowych w Polsce, rozbudzając dzieci seksualnie oraz promując wśród uczniów homoseksualizm, masturbację i inne czynności seksualne". 

- Mam wrażenie, jakby ustawodawca abstrahował od tego, czym jest rozwój seksualny dziecka, kiedy się zaczyna i jak przebiega. Ustawodawca ma zamiar traktować dziecko tak, jakby wszystkie dokonania w dziedzinie medycyny, psychologii i seksuologii były nieważne, jakby nie istniały. O to mam pretensję - mówiła w audycji "OFF Czarek" prof. Maria Beisert, prawnik, psycholog, seksuolog, kierownik Zakładu Seksuologi Społecznej i Klinicznej Wydziału Psychologii i Kognitywistyki Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. I cierpliwie wyliczała niedomagania projektu, którym rzutem na taśmę zajął się Sejm (i będzie się zajmował nadal, ponieważ jako projekt obywatelski nie podlega on zasadzie dyskontynuacji - czyli nie trafia do kosza wraz z końcem kadencji parlamentu). 

Niewiedza sprzyja pedofilii

Prof. Beisert projekt ustawy i motywację, która pojawiła się w jego uzasadnieniu, odniosła do prowadzonych przez siebie badań. Prawdopodobnie nieznanych autorom zapisów. - Zależność między wiedzą a ryzykiem wejścia w zachowania pedofilne jest zbadana. I możemy powiedzieć, że dobra wiedza chroni przed pedofilią i mam na to dowody - powiedziała na antenie TOK FM. W 2007 roku wystąpiła do Narodowego Komitetu Nauki z prośbą o grant na badania na ten temat i faktycznie je przeprowadziła.

- Hipoteza o związku między wiedzą o seksualności a pedofilią się potwierdziła. Okazało się, że osoby, które były skazane za tę czynność, miały bardzo wyraźne braki edukacyjne. Edukacja seksualna była niestosowana albo było za nią uważane coś innego. W wysokim stopniu korzystały z pornografii, czyli źródeł, które wcale nie edukują, a niszczą seksualność. Korzystały z udziału w zachowaniach seksualnych innych, czyli własnych rodziców, np. podglądając ich. Nie korzystały z odpowiednich lektur, rozmów z rodzicami, kontaktu z nauczycielem czy edukatorem. Zależność między rodzajem źródła a zachowaniem tego człowieka była znacząca statystycznie - tłumaczyła. I podkreśliła wniosek: "Ograniczenie edukacji seksualnej grozi wzrostem tych niebezpiecznych i patologicznych zachowań".

- Jeśli edukujemy właściwie, to dajemy szansę danej osobie, żeby wiedziała i znała normy, i umiała je stosować. A jeśli edukujemy dziecko, pokazujemy, jak się chronić przed zjawiskami, które są patologią. Dziecko wie, jak rozróżnić normę od patologii. Nie musi tylko liczyć na nas, ale uczymy je, żeby umiało liczyć samo na siebie - dodała. I powiedziała wprost, że założenie, iż niewiedza chroni człowieka, jest fałszywe. - Wiedza to nie jest nakłanianie do tego, żeby z tej wiedzy korzystać. Uczymy dzieci wyborów. Jeśli próbujemy penalizować, musimy się liczyć z wyraźnymi ograniczeniami autonomii, człowiek przestanie myśleć, wybierać, przestanie być samosterowny - wskazywała.  

Wszystkie dzieci do jednego worka

Ekspertka podkreślała również, że projektodawcom zabrakło wiedzy na temat rozwoju dziecka. - A dobra znajomość rozwoju seksualnego dziecka jest konieczna, żeby określić, na jakie treści jest gotowe, a na jakie nie. Gdy ustawodawca mówi o dziecku, to tak jakby zapomniał, że inne potrzeby ma dziecko do 3. roku życia, inne do 6. roku życia, a inne w okresie późnego dzieciństwa. Tak jakby kategoria "dziecko" zrównywała potrzeby niemowlęcia i 12-latka - zwracała uwagę. 

A tymczasem w pojęciu na temat seksualności dzieci wiele zmienił chociażby Zygmunt Freud. Od 1905 roku mamy więc stanowisko, zgodnie z którym dziecko jest istotą seksualną. - Koncepcja, że dziecko jest niewinnym aniołem i istotą aseksualną już dawno się skompromitowała. Skompromitowała się też koncepcja kontroli apetencji,w której zakłada się, że człowiek do pewnego momentu nie powinien przejawiać zainteresowań, a potem powinien przejawiać pełen zestaw kompetencji. Od jakiegoś momentu je mamy, nie wiadomo skąd, a do jakiegoś momentu nie mamy, tłumimy je wręcz - tłumaczyła. I dodała, że projekt ustawy zakłada, że dzieci do 18. roku życia - bo do tego momentu, zgodnie z prawem, człowiek jest dzieckiem - nie powinny interesować się seksualnością, a po 18. urodzinach i odebraniu dowodu osobistego powinny nagle - nie wiadomo skąd - posiąść całą wiedzę na ten temat.  

Zdaniem ekspertki, to negowanie dorobku medycyny, psychologii i seksuologii. - Człowiek jest seksualny od momentu, gdy do komórki jajowej wnika plemnik, bo wtedy powstaje płeć chromosomalna. Już wtedy mówimy, że człowiek jest istotą płciową. W czasie życia płodowego rozwija się kilka rodzajów płci i kiedy dziecko się rodzi, nadajemy mu płeć metrykalną. Jego seksualność rozwija się w sposób, który trudno nazwać liniowym, ale na pewno nie tak, że ono przestaje być seksualne i nagle się budzi w wieku 18 lat albo jeszcze później - dodawała. 

Dlatego, jak mówi, są koncepcje, które zakładają dopasowanie edukacji do cyklu życia. Zgodnie z nimi odpowiedniej wiedzy wymagają zarówno małe dzieci, jak i seniorzy. Edukacja seksualna jest o tyle różna od innych dziedzin, że jest intymna. Dlatego tak ważne jest, kto przekazuje informacje, czy są to osoby kompetentne. I tu pojawiają się pytania rodziców, na które - zdaniem prof. Beisert - należy odpowiedzieć wystawieniem przygotowanych do tej roli edukatorów. 

  • A co z pomysłem, by to rodzice edukowali seksualnie swoje dzieci? Czy ta koncepcja ma jakieś wady?
  • Kto może być kompetentnym edukatorem seksualnym?
  • Czy rozmowa o tym, że dzieci się masturbują jest seksualizacją?

Chcesz poznać odpowiedź na te pytania? Podobał Ci się tekst? Posłuchaj CAŁEJ rozmowy Cezarego Łasiczki. Zrobisz to wygodnie w Aplikacji TOK FM. Zainstalują i testuj przez dwa tygodnie, ZA DARMO:

TOK FM PREMIUM