Cała Polska żyła historią tygrysów zatrzymanych na granicy. Co się z nimi teraz dzieje?
Dramat tygrysów, które utknęły na polsko-białoruskiej granicy rozegrał się pod koniec października. Dziesięć kotów było przewożonych ciężarówką z Włoch do Dagestanu - w bardzo złych warunkach. Jeden z nich padł. Tygrysy zostały zatrzymane, ponieważ białoruscy celnicy zarzucili ich przewoźnikom, że nie posiadają odpowiednich dokumentów. Na pomoc kotom ruszyło poznańskie zoo, które odebrało je z granicy i otoczyło właściwą opieką.
- Tygrysy wciąż są u nas. Czekają, żeby wszystkie dokumenty, które są niezbędne do przekraczania granic w sposób legalny, a których nie posiadały - zostały zrobione. Poza tym należało im się te kilkanaście dni odpoczynku, odkarmienia i napojenia - mówiła w piątek w TOK FM dyrektorka poznańskiego ogrodu zoologicznego Ewa Zgrabczyńska. Podkreśliła, że zwierzaki w chwili odebrania ich z granicy były w okropnym stanie. - To były szkielety obciągnięte skórą, miały zapadnięte w czaszce oczy, wyglądało to przeraźliwie - wskazała.
W rozmowie z Agatą Kowalską Zgrabczyńska przyznała, że nie potrafi rozumieć, dlaczego ciężarówka z tygrysami tkwiła na granicy przez kilka dni. - Dla mnie to jest coś niesamowitego. (…) Zawiodły i procedury, i ludzie. W tym wypadku natychmiast po otwarciu tego samochodu i ujrzeniu zwierząt w tak dramatycznych warunkach ten transport powinien być zatrzymany - przekonywała. - Co by było, gdyby ten samochód miał stłuczkę? Gdyby podjechała policja, straż pożarna czy zwykli ludzie chcący pomóc i nagle otworzyłyby się klatki, które nam rozpadały się w rękach? - zastanawiała się.
>> Czytaj także: "Stan zdrowia zwierząt nie budził wątpliwości". Zaskakujące stanowisko inspekcji weterynaryjnej ws. tygrysów
"Potrzebne zmiany w prawie"
Historia z próbą nielegalnego transportu zwierząt przez Polskę zdarza się nie pierwszy i na pewno nie ostatni raz. Dlatego, jak przekonywała na naszej antenie Zgrabczyńska, konieczne są zmiany w prawie. Obecne przepisy - jej zdaniem - posiadają wiele "dziur", które "tego rodzaju akcje ratunkowe utrudniają czy wręcz uniemożliwiają".
Dopytywana, czy z całej tej historii ktoś wyciągnął wnioski i pojawiły się jakiekolwiek inicjatywy dające nadzieję na poprawę tej sytuacji, Zgrabczyńska wskazała, że najbardziej budująca dla niej była i jest reakcja zwykłych ludzi. - Kilkaset tysięcy osób wpłaciło pieniądze i wykazało zainteresowanie. Nasze posty trafiły do siedmiu milionów osób. Jeśli zawodzi gdzieś ta procedura urzędnicza, a budzi się tak wielka inicjatywa społeczna, to ja jestem zbudowana - powiedziała.
Dodała też, że z prośbą o pomoc i "wskazanie drogi" zwrócili się do niej też posłanki i posłowie. - Rozpoczynają się teraz inicjatywy ustawodawcze i próba zmiany przepisów, ale musi podziać się też pewnego rodzaju rewolucja światopoglądowa - wskazała.
Zgrabczyńska podkreśliła, że tygrysy zatrzymane na białoruskiej granicy były przewożone z cyrku, które często są źródłem dramatu dla wielu zwierząt. Dyrektorka poznańskiego zoo przekonywała, że w całej Europie powinien być wprowadzony zakaz widowisk cyrkowych z udziałem zwierząt. Nadmieniła, iż w wielu państwach (np. w Grecji) on już obowiązuje. - I Polska też musi się z tym zmierzyć - mówiła.
Tygrysy przechodzą w zoo w Poznaniu kwarantannę, po jej zakończeniu mają zostać przewiezione do azylu w Hiszpanii. Sprawie ich transportu przygląda się prokuratura.