Posmoleńską histerię stworzyły rosyjskie służby? "Widać palce FSB, widać prorosyjskie siły, które brały udział w bitwie o krzyż"

W Poranku Radia TOK FM Grzegorz Rzeczkowski, dziennikarz "Polityki" opowiadał o swojej nowej książce pt. "Katastrofa posmoleńska. Kto rozbił Polskę?". Jak mówił, rosyjskie służby w katastrofie smoleńskiej dostrzegły szansę na osłabienie polskiego państwa i skłócenie społeczeństwa.
Zobacz wideo

W swojej najnowszej książce pt. "Katastrofa posmoleńska. Kto rozbił Polskę?" dziennikarz śledczy "Polityki" - Grzegorz Rzeczkowski - przedstawia tezę, że "wbrew temu, co sadziliśmy do tej pory, smoleńska histeria nie wybuchła za sprawą PiS czy Antoniego Macierewicza". Dziennikarz wskazuje, że została ona z jednej strony sprowokowana przez związane z partią Jarosława Kaczyńskiego środowisko młodych narodowców, z którego wywodziła się grupa byłych harcerzy z ZHR, skupionych wokół Michała Dworczyka i Mateusza Morawieckiego. Z drugiej strony, "grunt pod szaleństwo, które rozpętało się później za sprawą zespołu Macierewicza i miesięcznic smoleńskich" mieli przygotować radykalni narodowcy o inklinacjach prorosyjskich. Rzeczkowski zaznacza w książce, że rosyjskie służby w katastrofie smoleńskiej dostrzegły szansę na osłabienie polskiego państwa i skłócenie społeczeństwa. "Wiele faktów wskazuje na to, że to działanie miało charakter wieloletni i zróżnicowany" - pisze dziennikarz. 

Jak mówił Grzegorz Rzeczkowski w Poranku Radia TOK FM, zaskakujące było dla niego, w jaki sposób "to wszystko się odbyło". - Że doszło do zamachu nie w Smoleńsku - jak twierdzi Antoni Macierewicz i jego kompani - ale na Krakowskim Przedmieściu już kilka dni po katastrofie. Gdy wydawało nam się, że katastrofa wywoła ogólnonarodowe katharsis, że dojdzie do ogólnonarodowego pojednania (...). Tymczasem na Krakowskim Przedmieściu pojawili się już wtedy ludzie, których cele były zdecydowanie inne - tłumaczył. 

- Czy to była operacja, czy sytuacja? - pytał swojego gościa Jacek Żakowski. - Najpierw była sytuacja, potem była operacja. Operacja wpływu - stwierdził Rzeczkowski, przywołując rozmowy ze swoimi informatorami z polskich służb, którzy twierdzą że w pierwszych dniach po katastrofie współpraca między nimi a Rosjanami była bliska, a nawet serdeczna. - Nagle, po kilku, kilkunastu dniach coś się zmieniło. Tryby tej maszyny rosyjskiej zaczęły pracować w swoim starym sowieckim utartym rytmie. To znaczy, pojawiły się jakieś prowokacje, pojawili się fizyczni prowokatorzy, którzy zaczęli przychodzić, a to do ambasady polskiej w Moskwie, a to do Polskiej Komisji Badania Wypadków Lotniczych z jakimiś fantastycznymi teoriami na temat katastrofy.  Pojawiły się tak zwane wrzutki - opisywał. 

- Wyobrażam sobie taką sytuację i na podstawie tego, co zebrałem, czego się dowiedziałem, myślę, że to jest scenariusz bliski prawdzie, że na Łubiance przeanalizowano sytuację - tam pracują doskonali eksperci od Polski - i zauważono, że Jarosław Kaczyński poszukuje winowajcy tego wszystkiego, że w swojej żałobie chciałby przerzucić winę na kogoś innego (...). No i ktoś postanowił tę złość wykorzystać - ocenił gość TOK FM. 

"Widać prorosyjskie siły, które nakręcały krzyżową histerię"

Jacek Żakowski zastanawiał się, czy Mateusz Morawiecki i Michał Dworczyk zdawali sobie sprawę z tego, że napędzanie tego "zamachu" po katastrofie smoleńskiej jest operacją rosyjskich służb. - Myślę, że na początku nie, bo to wszystko rozwijało się bardzo dynamicznie, ale musieli zdawać sobie sprawę i musieli kalkulować, stawiając krzyż na Krakowskim Przedmieściu. Bo przypomnę, że ten krzyż nie został postawiony bliżej Krakowskiego Przedmieścia, tylko został postawiony na terenie Kancelarii Prezydenta (...), którą przecież, nawet po katastrofie, rządzili ludzie Lecha Kaczyńskiego. Ci panowie, jako historycy, doskonale wiedzieli jaką rolę odgrywał w Polsce krzyż stawiany w miejscach publicznych. To był taki znak, że my tu stoimy i stąd się nie ruszymy - odpowiedział Rzeczkowski.

Zdaniem dziennikarza w całej sprawie wyraźnie widać rosyjskie tropy. - Widać ewidentnie rosyjskie prowokacje, widać palce FSB w tychże prowokacjach, widać prorosyjskie siły, które rozkręcały posmoleńską histerię jeszcze na Krakowskim Przedmieściu, nakręcały krzyżową histerię, brały udział w bitwie o krzyż (...) - podkreślił.

Według dziennikarza powiązania te widoczne są także we wspomnianej grupie harcerzy ZHR: poprzez waszyngtoński think tank The Institute of World Politics, w którym pracują osoby z byłej administracji Ronalda Reagana. - Bardzo prorosyjscy, którzy wspierają tychże byłych harcerzy. Dość powiedzieć, że jeden z nich, ten, który stawiał krzyż, Piotr Strombiński, był stypendystą tego instytutu. Dziś jest naszym przedstawicielem w Międzynarodowym Funduszu Walutowym - podkreślił gość TOK FM, dodając, że w amerykańskim instytucie pracuje również "guru radykalnej polskiej prawicy" Marek Chodakiewicz. 

Antoni Macierewicz gra w drużynie Władimira Putina?

Przypomnijmy, że Antoni Macierewicz w Telewizji Trwam powiedział ostatnio, że prezydencki samolot zniszczyły dwie eksplozje. - Mówi to wiedząc, że w ten sposób realizuje strategię kremlowską, czy mówi to dlatego, że w to wierzy - zastanawiał się Jacek Żakowski. 

Według Rzeczkowskiego, by odpowiedzieć na to pytanie trzeba "wejść w głowę" byłego ministra obrony. - Ewidentne jest jedno. To, co mówi Antoni Macierewicz w sprawie Smoleńska, służy rosyjskiej racji stanu. Służy realizacji rosyjskiej strategii rozbijania Europy, dzielenia Europy, oderwania Polski od europejskiej i euroatlantyckiej wspólnoty i z tego Antoni Macierewicz musi zdawać sobie sprawę - ocenił gość TOK FM, wskazując na wiele "głosów rozsądku", które zwracały politykowi uwagę na to, jakie konsekwencje przynoszą jego słowa, a które to były szef MON konsekwentnie odrzuca. - Także Antoni Macierewicz gra w drużynie prowadzonej przez Władimira Putina - podsumował dziennikarz w rozmowie z Jackiem Żakowski.

Całej rozmowy posłuchasz dzięki aplikacji TOK FM. Dowiesz się z niej między innymi 

TOK FM PREMIUM