"GW": "Syn Jacka Kurskiego zaczął mnie krzywdzić, gdy miałam dziewięć lat". Czy umarzane śledztwa były rzetelne?
Magda Nowakowska, której historię opisuje "Gazeta Wyborcza", jest o osiem lat młodsza od Zdzisława Antoniego Kurskiego. Jej ojciec jest znanym działaczem PiS, przed laty pracował w biurze europosła Jacka Kurskiego. Obie rodziny m.in. spędzały wakacje w leśniczówce w miejscowości Danielino.
"Znałam Kurskich od zawsze. Bardzo przyjaźniłam się z ich najstarszym synem Zdzisławem. Traktowałam go jak starszego brata. Darzyłam zaufaniem. Teraz wiem, że on mnie najpierw oswajał. Często mnie przytulał, bawił się ze mną, gdy miałam siedem-osiem lat. Zaczął mnie krzywdzić, gdy skończyłam dziewięć. Przestał, gdy dostałam pierwszy okres. Może się bał, że zajdę w ciążę? Dopiero teraz jestem to w stanie poukładać chronologicznie i przyczynowo-skutkowo. Na początku miałam czarną dziurę. Z czasem, już w trakcie prokuratorskiego śledztwa, zaczęłam sobie przypominać różne rzeczy. Razem z powrotem wspomnień przyszły napady lękowe. Nie wiedziałam, co się dzieje. Moja terapeutka poprosiła mnie, gdy już byłam nastolatką, żebym przyniosła jej rysunki z dzieciństwa. Stwierdziła, że na każdym z nich pojawia się motyw męskiego członka. Rysowałam falliczne bazgroły. Kiedy spotkałam na ulicy czy w sklepie kogoś podobnego do Zdzisława, miałam natychmiast odruch wymiotny" - mówi 20-letnia obecnie Magdalena.
Jak czytamy w "GW": "Czternastoletnia Magda zaczyna się kaleczyć i brać całymi opakowaniami ibuprofen oraz inne leki. Jak wynika z późniejszej opinii psychologicznej, "zachowania autoagresywne trwały od października 2014 do 30 stycznia 2015", gdy rodzice postanowili umieścić córkę w szpitalu psychiatrycznym". W 2015 roku sprawa znana była policji, prokuraturze i sądowi. "Już w drugiej połowie 2015 r., gdy fakt molestowania został zgłoszony policji przez moją żonę, a sądowi rodzinnemu - przez psychologa terapeutę Magdy, Jacek Kurski przekazał mi przez wspólnego znajomego sugestię, żebym wpłynął na córkę, by wycofała zeznania. Przekazał mi pytanie, "czy jest w tej sprawie pole do negocjacji" - wspomina w rozmowie z "Wyborczą" ojciec Magdy.
Po tym, jak dziewczyna została przesłuchana, w aktach prokuratury zapisano: "[Zdaniem psychologa ofiara], obawiając się konsekwencji dla swego ojca, utrzymywała zdarzenia z dzieciństwa w tajemnicy. Kiedy w 2014 roku upewniła się, że znajomość między rodzinami została definitywnie zamknięta, mogła z siebie wyrzucić to, co działo się wcześniej w jej życiu". Prócz Magdy przesłuchano też kilka innych osób, nie tylko jej najbliższych - w tym Zdzisława Antoniego Kurskiego, który, jak informuje "GW", "już jako nastolatek bywał agresywny", "szkoła skarżyła się rodzicom także na jego nieprzyzwoite zachowania wobec dziewcząt", "wychowawczyni klasowa wysłała go z tego powodu do psychologa szkolnego". Mężczyzna zaprzeczył, że molestował i wykorzystywał Magdę.
Ostatecznie gdańska prokuratura dwukrotnie umorzyła postępowanie.
"Ojciec Magdy: - Po drugim umorzeniu w Gdańsku istniała jeszcze możliwość wystąpienia z oskarżeniem subsydiarnym [w uproszczeniu: prywatnym]. Gdy adwokat o tym poinformował, zapytałem Magdę, już pełnoletnią, czy chce wnieść oskarżenie, czy jest gotowa walczyć dalej. Rozmawialiśmy we troje, z żoną, Madzia powiedziała, że ma dość. Żona to poparła. (...) Matka Magdy: - Nie zażaliliśmy się, to decyzja córki. Ona była w trakcie leczenia i sama podjęła decyzję, że nie chce się odwoływać. Uszanowaliśmy to. Odtąd jednak żyjemy w ciągłym napięciu. Chcielibyśmy sprawiedliwości, lecz to niemożliwe, dopóki Jacek Kurski jest tym, kim jest [ostatnio członkiem zarządu TVP z widokiem na rychły powrót na fotel prezesa]. Jestem przekonana, że gdy opublikujecie tekst, on uderzy w mojego męża i powtórzy argumenty, że wykorzystujemy córkę w ramach zemsty za to, że prawie dziesięć lat temu mój mąż stracił pracę" - czytamy w dzisiejszym wydaniu "Wyborczej".
Zespół gazety przygotował specjalne oświadczenie, dotyczące publikacji na temat syna Jacka Kurskiego. "Ujawnienie tej drastycznej sprawy leży w interesie publicznym. Jest ostatnią szansą ofiary na sprawiedliwość i zadośćuczynienie jej krzywdzie. Z powodu relacji rodzinnych Jarosław Kurski, I zastępca redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej", nie brał udziału w żadnym etapie tworzenia i redagowania reportażu ani nie uczestniczył w decyzji o publikacji. Wyłączył się ze sprawy" - poinformowano.