Nowy rok szkolny. Wytyczne MEN są, ale "trudno będzie zachować dystans społeczny między uczniami"

Ministerstwo Edukacji zapowiada, że od września lekcje mają się odbywać normalnie, w szkole. Dopuszczalne są też inne formy - np. nauczanie hybrydowe, czy w całości zdalne - w uzgodnieniu z sanepidem, w sytuacji zagrożenia koronawirusem. - Organizacyjnie będzie trudno - przyznają dyrektorzy szkół.
Zobacz wideo

IX Liceum Ogólnokształcące w Lublinie. Bardzo popularna szkoła. Uczęszcza do niej około 700 osób. Lekcje - w poprzednim roku szkolnym - odbywały się do godz. 18.40. Nic nie zapowiada, by w tym roku miało być inaczej. Szkoła - mówiąc kolokwialnie - pęka w szwach. - Są pomysły Ministerstwa Edukacji, by np. poszczególne klasy zaczynały lekcje co 15 minut. U nas jest to całkowicie nierealne - mówi dyrektor, Radosław Borzęcki.

Od września zajęcia mają się tu odbywać tak, jak przed pandemią - oczywiście, o ile koronawirus nie pokrzyżuje tych planów. - Przygotowujemy się na różne scenariusze. Zakładamy, że pierwsze tygodnie nauki będą stacjonarnie w szkole. Ale musimy też brać pod uwagę, że np. od października będzie to tylko nauka zdalna, bo liczba zakażeń będzie regularnie wzrastać - dodaje dyrektor.

Posłuchaj podcastu!

Radosław Borzęcki mówi nam, że nie wyobraża sobie lekcji, w trakcie których połowa uczniów jest stacjonarnie w szkole, a druga połowa w domach, przed ekranami komputerów. Technicznie - jak słyszymy - z perspektywy szkoły byłoby to nawet możliwe, ale niektórzy uczniowie mają problem z internetem. - Od rodziców słyszę, że tam, gdzie mieszkają nie ma mowy o poprowadzeniu światłowodów, a internet radiowy też dobrze nie działa. Niejednokrotnie go po prostu nie ma - tłumaczy dyrektor IX LO. Są też uczniowie, którzy mają problem ze sprzętem - szkoła dostała co prawda 20 laptopów, ale to kropla w morzu potrzeb, bo uczniów jest 700.

- Najbardziej boję się tego, że gdy pojawi się w szkole ognisko koronawirusa, może dojść do paraliżu. A pamiętajmy, że to przecież liceum, musimy przygotować uczniów do matury, przerobić z nimi cały materiał - dodaje dyrektor.

Rodzice do szkoły nie wejdą?

Trudna sytuacja będzie też w przynajmniej części szkół podstawowych. W Lublinie w części z nich lekcje będą się zaczynać z 15-minutowym odstępem dla poszczególnych klas. Już wiadomo, że rodzice nie będą mogli wchodzić do szkoły. Część szkół montuje wideodomofony, by za ich pośrednictwem mieć kontakt z rodzicami przyprowadzającymi dzieci na lekcje i zabierającymi je do domu.

Władze Lublina są w trakcie zamawiania maseczek, rękawiczek i płynów do dezynfekcji dla wszystkich placówek oświatowych. O ile z tymi ostatnimi problemu nie ma, o tyle maseczki to wciąż kłopot, bo na rynku nie ma ich zbyt wiele. Podpisywane są też umowy z firmami, które mają regularnie dezynfekować szkoły.

Miejscy urzędnicy przygotowują również specjalną rozpiskę z telefonami dla dyrektorów szkół. Tak, by dyrektor - w sytuacji zagrożenia, gdy np. otrzyma wiadomość o chorym dziecku - wiedział, do kogo najszybciej zadzwonić, by móc podjąć ewentualną decyzję w sprawie zawieszenia lekcji. - Wiadomo, że do sanepidu nie jest łatwo się dodzwonić, dlatego chcemy, by każda szkoła miała wyznaczoną konkretną osobę w sanepidzie, do której można zadzwonić, by zasięgnąć porady - tłumaczy wiceprezydent Lublina, któremu podlega oświata, Mariusz Banach.

Projekty nowych rozporządzeń ukazały się na stronach rządowych kilka dni temu. Samorządowcom i organizacjom społecznym dano dosłownie kilak godzin na wniesienie do nich uwag. Projekty zakładają m.in. ogromna rolę dyrektora szkoły w czasie pandemii. - Robi się z niego supermena - mówiła nam Iga Kazimierczyk, prezeska Fundacji "Przestrzeń dla edukacji".

To dyrektor, w oparciu o rozporządzenie, ma m.in. podejmować decyzję w sprawie zawieszenia zajęć stacjonarnych z powodu zagrożenia epidemicznego. Wcześniej musi jednak zasięgnąć opinii powiatowego inspektora sanitarnego (tak samo jak w przypadku wprowadzenia modelu mieszanego: a więc np. rotacyjnej nauki zdalnej)

TOK FM PREMIUM