Sanepidy nie chcą kierować pacjentów na testy na koronawirusa. Kto ma to zatem robić?
Po rozmowach przedstawicieli Kolegium Lekarzy Rodzinnych z ministrem zdrowia wiadomo, że będą zmiany w planach resortu, dotyczących jesiennej walki z COVID-19. Minister i jego urzędnicy nie będą się upierać, by lekarz POZ każdorazowo badał pacjenta osobiście - w przychodni czy u niego w domu, zanim skieruje go na wymaz w kierunku koronawirusa. Część pacjentów będzie wysyłana na test już po teleporadzie.
- Będą zmiany w rozporządzeniu - poinformował na Twitterze prezes organizacji Młodzi Lekarze Rodzinni, działającej w ramach Kolegium Lekarzy Rodzinnych dr Dominik Lewandowski.
Sanepidy już nie chcą kierować na testy?
Dalej jest jednak rozdźwięk między tym, co głoszą przedstawiciele Ministerstwa Zdrowia, a tym, co mówią lekarze rodzinni w sprawie testów. W opinii lekarzy, nie ma na razie podstaw prawnych do kierowania pacjenta na wymaz przez lekarza podstawowej opieki zdrowotnej.
Tymczasem - jak wynika z informacji Porozumienia Zielonogórskiego (zrzesza ogromną liczbę lekarzy rodzinnych) - część powiatowych stacji sanepidu już odmawia kierowania pacjentów na testy, odsyłając ich do lekarzy rodzinnych po skierowania.
- Prawo nie zostało zmienione i same informacje prasowe czy zapowiedzi ministra nie są podstawą do tego, żeby od dziś lekarze mogli takie zlecenia na testy i wymazy pacjentom dawać - mówi dr Joanna Zabielska. Jak podkreśla, powstał chaos, który nie służy pacjentom. W jej ocenie - tak jak do tej pory, dopóki prawo się nie zmieni - to sanepid odpowiada za skierowanie na test. Lekarz nie ma tego ani w swojej umowie z NFZ-em, ani w innych przepisach. - Sama techniczna możliwość wystawiania przez nas takich zleceń to za mało - mówią lekarze.
Pacjent z koronawirusem? Jak się zabezpieczyć?
Niektórzy lekarze rodzinni przygotowali się na przyjmowanie pacjentów z COVID-19 i już to robią. Na przykład w przychodni "Specjalistyka Czechów" w Lublinie, w której pod opieką lekarzy rodzinnych jest około 8 tysięcy osób, wydzielono oddzielne wejście i korytarz dla pacjentów z gorączką, kaszlem, dusznością. - Mamy też wyodrębniony specjalny gabinet, w którym przyjmuje, na zmianę, dwóch lekarzy. Są odpowiednio zabezpieczeni - mają maseczki, rękawiczki, ale też kombinezony. Chodzi o zagwarantowanie im jak największego bezpieczeństwa - mówi prezes przychodni, pediatra dr Teresa Odój. W przypadku pacjentów, u których istnieje podejrzenie, że może chodzić o koronawirusa, są kierowani właśnie do tego drugiego wejścia.
Problemem jest jednak to, że na takie oddzielne wejście pozwolić mogą sobie tylko nieliczni. - Nie mamy warunków lokalowych, by tak się przeorganizować. Musimy to zrobić w inny sposób - mówi nam inna z lekarek.
Lekarze rodzinni sprzeciwiali się odgórnemu nakazowi przyjmowania każdego pacjenta z gorączką czy dusznością w gabinecie, bo bali się, że to spowoduje wzrost zakażeń. Mówili wprost o tym, że przychodnie POZ mogłyby się stać ogniskami takich zakażeń - dla lekarzy, pielęgniarek, ale też innych pacjentów oczekujących w poczekalni.