Pszczyna. Śmigłowiec rozbił się w lesie. Dwie osoby nie żyją
Prywatny śmigłowiec rozbił się we wtorek w nocy 300 m od lądowiska. Maszyna rozbiła się w lesie, w okolicy Pszczyny. Podróżowały nią cztery osoby.
Jak poinformowała po 8 rano przedstawicielka policji, akcja ratunkowa odbywała się bardzo trudnym terenie. Na miejsce katastrofy służby dotarły pieszo - teren jest podmokły; do wypadku doszło w pobliżu rzeki Dokawy. Policję zaalarmował jeden z mieszkańców okolicznych miejscowości, który usłyszał "straszliwy huk".
Dwie były zakleszczone, zginęły na miejscu. Dwoje rannych zdołało wydostać się z wraku o własnych siłach. Zostali przewiezieni do szpitali w Katowicach-Ochojcu i Bielsku-Białej. Policja nie chce udzielać informacji na temat stanu zdrowia rannych.
Jak podaje Polska Agencja Prasowa, uratowani to kobieta i mężczyzna. Kobietę przewieziono do Szpitala Wojewódzkiego w Bielsku-Białej, a mężczyznę do Górnośląskiego Centrum Medycznego w Katowicach-Ochojcu. Jak przekazały te placówki, mimo złamań i licznych potłuczeń stan tych osób jest stabilny, są przytomne, a ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Według dotychczasowych informacji, do wypadku miało dojść podczas podchodzenia helikoptera do lądowania. Maszyna spadła w trudno dostępnym, zalesionym i podmokłym terenie, co utrudniało akcję ratowniczą, podobnie jak gęsta mgła.
Na miejscu wypadku pracuje policja, prokurator i przedstawiciel Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Po niezbędnych oględzinach strażacy z użyciem specjalistycznego sprzętu wydobyli ciała zmarłych z wraku.