Państwo kłamie nam o sytuacji na granicy z Białorusią [KOMENTARZ]
Trzy tygodnie temu grupie aktywistów udało się odnaleźć kilkoro migrantów z Afryki. Wszystko działo się kilka kilometrów od granicy z Białorusią, już poza strefą stanu wyjątkowego. Afrykanie chcieli ubiegać się w Polsce o ochronę, podpisali pełnomocnictwa dla polskich prawników. Później, zgodnie z procedurą, aktywiści wezwali do migrantów straż graniczną. Sam fakt poddania się grupie straży został nagrany. Nie ma żadnych wątpliwości, że każdy z członków grupy poprosił przedstawicieli państwa polskiego o ochronę międzynarodową.
"Dziesięć osób rozpłynęło się w powietrzu"
Afrykanie prosili też o pomoc medyczną, jedna z kobiet z grupy była w złym stanie. Staż graniczna odmówiła zrobienia czegokolwiek. Karetkę wezwali aktywiści. Pozostałych obcokrajowców zapakowano na ciężarówkę, a aktywistów - zarazem przedstawicieli prawnych grupy - poinformowano, że migranci jadą do najbliższej placówki Straży Granicznej.
Wtedy dziewięć osób z Konga i jedną z Kamerunu widziano po raz ostatni. Co działo się dalej, wiadomo z coraz rzadszych kontaktów telefonicznych z Afrykanami. Po nocy spędzonej w placówce grupa została zapakowana na ciężarówkę i wywieziona na granicę. W międzyczasie dołączyła do niej kobieta, którą strażnicy zabrali ze szpitala. Potem polscy funkcjonariusze próbowali wypędzić migrantów za granicę. Nie pozwolili na to Białorusini.
Coraz bardziej rozpaczliwe smsy od członków grupy w końcu ustały zupełnie. Kilka dni później straż poinformowała tylko adwokata Afrykanów, że nie może zostać do nich dopuszczony, a tak w ogóle, to jego klienci zostali już wyrzuceni z Polski. Dziesięć osób w środku europejskiej demokracji po prostu "rozpłynęło się w powietrzu".
Podobnych przypadków aktywiści udokumentowali w ostatnim czasie kilka. Między innymi w Puszczy Białowieskiej. Wyczerpanych ludzi, mokrych, głodnych, bez właściwych ubrań, ale proszących w Polsce o azyl, straż graniczna pakowała na ciężarówki i porzucała w lesie.
Wtedy jeszcze było ciepło. Teraz już nie jest. Dlatego w lasach zaczynamy znajdować również trupy. Tak, jak w niedzielę.
"Straż ma problem z prawdą"
Więc nie, Panie Premierze, polskie służby nie ratują wszystkich odnalezionych i nie pomagają wszędzie tam, gdzie to możliwe. Nawet wzruszająca historia, wygłoszona dzisiaj przez szefa straży granicznej, generała Tomasza Pragę, też nie mówi całej prawdy. Owszem, w sobotę służby uratowały z rozlewisk rzeki Supraśli kilka osób, owszem, osoby te trafiły do szpitala. Ale to nie białoruskie służby wpędziły migrantów na rozlewiska. Wszystko działo się w okolicach Michałowa, kilka godzin marszu od granicy.
Straż graniczna generalnie ma problem z prawdą. W przypadku obozowiska Afgańczyków w Usnarzu co i rusz przyłapywano ją na kłamstwie. Teraz też wciąż słyszymy o setkach, tysiącach wręcz osób, którym uniemożliwiono przekroczenie granicy. Brzmi to tak triumfalnie, że nikt już nie pyta o to, co to oznacza: w jaki sposób straż i wojsko zniechęcają ich do przekroczenia granicy czy jak są liczone, skoro tej granicy nie przekroczyły.
Ani jak to możliwe, że przy tak wysokiej skuteczności SG migranci – a teraz także ich zwłoki – odnajdywane są w całkiem sporej odległości od Białorusi. To, że tych ewidentnych kłamstw nie widzi premier, nie jest specjalnie zaskakujące. Ale to, że przestajemy je widzieć my - dziennikarze - że nie pytają o nie obywatele, to już trochę dziwi.
To oczywiste, że obojętniejemy na zło. Tak działa nasza psychika, to mechanizm obronny. Nie pamiętamy o trwającym od kilkunastu lat konflikcie w Sudanie, połowa z nas pewnie nawet nie wie, że powstało tam nowe państwo. Obojętny jest nam los walczących między sobą od sześciu lat Jemeńczyków. I mieszkańców Mjanmy, Birmy, którzy od roku, coraz mniej pokojowo, zmagają się z wojskową huntą, też nie pamiętamy.
Ale to wszystko jest daleko i od dawna. Tymczasem z Warszawy na polsko-białoruską granicę jedzie się dwie, może dwie i pół godziny. Kryzys migracyjny trwa tam raptem od kilku tygodni. Mimo to - dla większości z nas - to równie dobrze mogłaby być jemeńska Sana. PiS osiągnął swój cel. Chociaż na polskim terytorium umierają ludzie, których śmierci państwo mogłoby zapobiec, mało kogo to obchodzi.
Posłuchaj podcastu!
-
"Janusz Kowalski nawet gatunków zbóż nie odróżnia". Były minister punktuje: Premier kpi sobie z rolnictwa
-
PiS z Konfederacją będą rządzić po wyborach [Sondaż Ipsos dla TOK FM i OKO.press]
-
Dym i wybuchy petard w centrum Warszawy. "Górnicy pokazali, że nie ma z nimi żartów"
-
Putin słaby jak nigdy? Ekspert przekonany. "On co rano kombinuje, kto go dzisiaj chce zaciukać"
-
Gdzie jest Adrian Klarenbach? Nieoficjalnie: Gwiazdor TVP zawieszony. Poszło o posła Zjednoczonej Prawicy
- Skazany za napaść na Polaków w Rimini domaga się ponownego procesu
- Urlop z powodu siły wyższej. Zmiany w Kodeksie pracy dadzą pracownikom dodatkowe dwa dni wolnego
- PiSowska inżynieria dusz, pociąg w kościele i zepsuta kapusta, czyli Babciu - przepraszam. [603. Lista Przebojów TOK FM]
- Wielka Orda i jej "Mieszko", Glińscy, Nikitin i inni. Od wschodniej Ukrainy, aż po dalekie Indie.
- Zakaz używania TikToka i Netfliksa na telefonach 2,5 mln urzędników. Rząd Francji podaje powód