Jak wesprzeć uchodźców na miejscu? Aktywistka uczula: Wystarczy jedno słowo, by zamiast pomóc, zrobić krzywdę
Wiele osób z całej Polski deklaruje chęć wyjazdu w rejon polsko-białoruskiej granicy, by pomagać koczującym tam uchodźcom. Zanim jednak wyjedziemy, trzeba to dokładnie przemyśleć. - Rozumiem odruch serca, który kieruje osobami chcącymi jechać na granicę. Ale wystarczy jedno nieopatrzne słowo, żeby zamiast pomóc, zrobić krzywdę - mówi pomagająca od wielu lat uchodźcom Natalia Gebert z Grupy Granica. - Pierwsze pytanie, które trzeba sobie zadać, brzmi: czy chcę jechać na granicę, bo to ja mam taką potrzebę? Czy też mam świadomość, że priorytetem jest jednak dobro innych ludzi - dodaje.
Jak podkreśla aktywistka, jeśli decydujemy się na wyjazd - musimy nastawić się na duże obciążenie emocjonalne, bo tak naprawdę nikt nie jest w stanie przewidzieć, czy podoła temu, co na granicy zobaczy. Błąkający się po lasach, wycieńczeni, wygłodniali ludzie, często z małymi dziećmi, niejednokrotnie ze łzami w oczach błagający o pomoc - to obrazy, które większość z nas zna jedynie ze zdjęć czy filmów. Zmierzenie się z tym twarzą w twarz - dla części z nas - może okazać się zbyt trudne.
Po jakimś czasie może pojawić się depresja, stany lękowe, trauma, problemy ze snem. Aktywistka zaznacza, że warto postawić sobie pytanie: "Czy to udźwignę?". - To jest ogromne obciążenie psychiczne. To są sytuacje, gdy czasem trzeba odejść i zostawić ludzi w lesie, bo taka jest ich decyzja, którą należy respektować. Ale to może być też sytuacja, gdy ciężko chorą osobę eskortujemy, dopóki możemy, a potem karetka wjeżdża na teren strefy stanu wyjątkowego i nie wiemy, co się z tą osobą dalej stanie. To są tylko przykłady, ale proszę sobie wyobrazić, że jesteście częścią takich historii kilka razy dziennie. I zastanówcie się sami, na ile wystarczy wam odporności - radzi nasza rozmówczyni.
I uczula: "Możemy sobie mówić, że damy radę, że czytamy o tym codziennie, że umiemy trzymać dystans emocjonalny. Ale to, co o sobie pozytywnego myślimy, może jednak nie wytrzymać konfrontacji z rzeczywistością. O tym też trzeba pamiętać".
Na dwa dni? Nie ma sensu
Aktywistka zwraca uwagę na coś jeszcze - czas, który chcemy poświęcić na pomaganie na granicy. Jak mówi, jeśli mamy tylko dwa dni, to nie ma sensu organizować wyprawy. - Przez ten czas nie zdążymy się nawet nauczyć wszystkich zasad postępowania i bezpieczeństwa - stwierdza. Jak dodaje, każdy, kto chce pomagać, musi znać przynajmniej podstawowe przepisy prawa; musi wiedzieć, co wolno a czego nie. Jedno niewłaściwe słowo czy gest mogą przeszkodzić w pomaganiu.
I co najważniejsze, nie wybierajmy się na granicę samodzielnie. Jeśli rzeczywiście chcemy jechać, by pomagać, skontaktujmy się z Grupą Granica. Porozmawiamy z aktywistami, którzy opowiedzą nam o sytuacjach skrajnie trudnych i najcięższych. Aktywiści są na granicy od wielu tygodni i wiedzą, z czym trzeba się tam mierzyć, na co uważać, czego się wystrzegać.
-
Andrzej Duda przehandlował podpis za stołki? "Sprawa ma drugie dno"
-
Rzecznik Praw Dziecka zaskoczony pytaniem o brata. Pawlak musiał się tłumaczyć
-
Janusz Kowalski chciał ścigać Donalda Tuska, ale w skład komisji weryfikacyjnej nie wejdzie. "Mam dużo do powiedzenia"
-
Wyniki Lotto 1.06.2023, czwartek [Lotto, Lotto Plus, Multi Multi, Kaskada, Mini Lotto, Ekstra Pensja, Ekstra Premia]
-
Przed "lex Tusk" chroni tylko tajemnica spowiedzi. Sędzia Markiewicz o "ruskich metodach" PiS. "Widzę ciemność!"
- Raport francuskiej komisji obciąża partię Marine Le Pen. "Uprzywilejowana przez Moskwę"
- Rosja pracuje nad podważeniem jedności UE i NATO w każdym kraju. "Poważne zagrożenie"
- Adopcja prenatalna - urodzę dziecko, które powstało z komórek innej pary
- Joe Biden przewrócił się podczas ceremonii w Akademii Sił Powietrznych. Żołnierze pomogli mu wstać
- "Protuskowa" komisja PiSu i kłótnia o Giertycha. "Ja dostaję piany"