"Okrucieństwo, skazywanie kobiet na tortury". Prof. Sąsiadek o śmierci ciężarnej 30-latki w Pszczynie

W momencie, gdy było ustanawiane to drakońskie prawo, myśmy wszyscy przegrali. Wszyscy lekarze (ostrzegali), że może to doprowadzić do takiej tragedii - mówiła - odnosząc się do historii śmierci kobiety w Pszczynie - profesor Maria Sąsiadek, wiceprezeska Polskiego Towarzystwa Genetycznego.
Zobacz wideo

We wrześniu w szpitalu w Pszczynie zmarła 30-letnia kobieta w 22. tygodniu ciąży. Według rodziny lekarze nie wykonali na czas koniecznej aborcji (płód obumarł w szpitalu), a przez to życie kobiety znalazło się w bezpośrednim zagrożeniu. Według pełnomocniczki rodziny ta sytuacja to efekt wyroku Trybunału Konstytucyjnego sprzed roku, który niemal całkowicie zakazał aborcji w Polsce.

Prof. Maria Sąsiadek, wiceprezeska Polskiego Towarzystwa Genetycznego, przyznała w TOK FM, że jest wstrząśnięta doniesieniami z Pszczyny. - Przetrzymywanie kobiety ciężarnej w oczekiwaniu na śmierć płodu jest we wszystkich wymiarach okrucieństwem i niewyobrażalnym ryzykiem. To jest skazywanie kobiet na tortury z założeniem, z odgórnym założeniem, że dla części z nich mogą się one skończyć tragicznie - oceniła.

Jak dodała, gdy TK zaostrzał przepisy aborcyjne, było wiadome, że część ginekologów będzie się obawiała kar za dokonywanie aborcji. W tym kontekście - jej zdaniem - orzeczenie Trybunału Julii Przyłębskiej wywołało w lekarzach "efekt mrożący". - W momencie, gdy było ustanawiane to drakońskie prawo, myśmy wszyscy przegrali. Wszyscy lekarze (ostrzegali), że może to doprowadzić do takiej tragedii - powiedziała.

Jej zdaniem, "efekt mrożący" dotyczy nie tylko lekarzy, ale również pacjentek, które porzucają myśl o urodzeniu dziecka, bo boją się polskiego prawa. - Część moich pacjentek, u których jest podejrzana wada genetyczna płodu, nie decyduje się na badania genetyczne ani na diagnostykę medyczną, tylko podejmują natychmiastową decyzję o przerwaniu ciąży. W tym celu wyjeżdżają z kraju. Mówią: "No nie, sorry". To dotyczy szczególnie kobiet, które mają podwyższone ryzyko urodzenia dziecka z wadami genetycznymi. To daje efekt mrożący na poziomie kobiety i jej męża, którzy nie decydują się na dziecko - wyjaśniała.

Przyznała, że dla niej, jako lekarza-genetyka, jest to wielka klęska. - To konsekwencje prawa, które traktuje kobiety brutalnie, niehumanitarnie - podkreśliła.

Prowadząca audycję Agnieszka Lichnerowicz przypomniała słowa posła PiS Marka Suskiego, który odnosząc się do śmierci ciężarnej 30-latki, stwierdził: "To, że ludzie umierają, to jest biologia, zdarzają się rzeczywiście błędy lekarskie, zdarzają się po prostu osoby chore. I niestety wciąż czasem przy porodach kobiety umierają. To nie jest rzecz, która się nie zdarza, choć nikomu tego nie życzymy, ale z całą pewnością nie ma żadnego związku z jakąkolwiek decyzją Trybunału".

- Co mogę powiedzieć? Nie dawajcie władzy takim ludziom, bo o tym, co się dzieje, decyduje polityka. To jest kwestia odpowiedzialności całego narodu: komu dajemy władzę - podsumowała gościni Agnieszki Lichnerowicz.

Minister zdrowia zleca kontrolę

Sprawę śmierci kobiety wyjaśnia już prokuratura. Ponadto minister zdrowia zlecił prezesowi NFZ przeprowadzenie kontroli sytuacji w szpitalu w Pszczynie – poinformował we wtorek rzecznik resortu Wojciech Andrusiewicz.

Przedstawiciele szpitala przekonują, że "jedyną przesłanką kierującą postępowaniem lekarskim była troska o zdrowie i życie Pacjentki oraz Płodu". "Lekarze i położne zrobili wszystko, co było w ich mocy, stoczyli trudną walkę o Pacjentkę i jej Dziecko" – zapewnia w oświdczeniu placówka. 

Dalej zaznacza, że całe postępowanie medyczne podlega ocenie prokuratora i "nie można ferować wyroków". Autorzy oświadczenia przekonują, że liczą na rzetelnie i uczciwe prowadzone postępowanie, które pozwoli ustalić przyczynę śmierci kobiety. "Osobną sprawą jest ocena stanu prawnego w zakresie dopuszczalności przerywania ciąży. W tym miejscu należy jedynie podkreślić, że wszystkie decyzje lekarskie zostały podjęte z uwzględnieniem obowiązujących w Polsce przepisów prawa oraz standardów postępowania" - podsumowuje szpital.

"Zmarła pozostawiła męża i córkę"

W poniedziałek opublikowano komunikat rodziny zmarłej pacjentki. Poinformowano w nim, że przy przyjęciu do szpitala u pacjentki "stwierdzono bezwodzie i potwierdzono zdiagnozowane wcześniej wady wrodzone płodu. W toku hospitalizacji płód obumarł. Po niespełna 24 godzinach pobytu w szpitalu zmarła także pacjentka. Przyczyną śmierci był wstrząs septyczny. Zmarła pozostawiła męża i córkę" - zaznaczono w komunikacie.

Według pełnomocniczki rodziny zmarłej, pacjentka w trakcie pobytu w szpitalu w wiadomościach wysyłanych do członków rodziny i przyjaciół relacjonowała, że "zgodnie z informacjami przekazywanymi jej przez lekarzy, przyjęli oni postawę wyczekującą, powstrzymując się od opróżnienia jamy macicy do czasu obumarcia płodu, co wiązało się z obowiązującymi przepisami ograniczającymi możliwość legalnej aborcji" – zrelacjonowano.

W poniedziałek (1 listopada) wieczorem przed budynkiem Trybunału Konstytucyjnego odbył się milczący protest w związku ze śmiercią kobiety.

TOK FM PREMIUM