Z historyjki dla dzieci wycięto wątek sytuacji na granicy. "Zdziwienie miesza się we mnie ze złością"

Grzegorz Kasdepke napisał - na zamówienie magazynu - opowiadanie dla dzieci, które kończyło się nawiązaniem do sytuacji na polsko-białoruskiej granicy. Pointa jednak zniknęła, i to bez wiedzy autora. - PRL mnie dogonił i nagle pojawiła się cenzura - komentuje w rozmowie z TOK FM Kasdepke.
Zobacz wideo

"Małe charaktery" to - jak czytamy na stronie - czasopismo dla dzieci w wieku 5-11 lat, wydawane przez wydawnictwo Forum Media Polska. Grzegorz Kasdepke to autor z uznanym dorobkiem, który od ponad 20 lat pisze książki dla dzieci. Redakcja zamówiła u niego opowiadanie do grudniowo-styczniowego numeru.

Autor napisał więc opowiadanie pod tytułem "Na opak". W historii tej ojciec rozmawia z synem Kacperkiem (bohaterem również wielu poprzednich historii) między innymi o przekręcaniu słów. Pojawia się wątek znanej kolędy, w której Kacperek zamienia nieco wyrazy i wychodzi: "Przybetlejem do bieżeli psałterze". Po latach Kacperek, już jako dorosły mężczyzna, jest na kolacji wigilijnej razem z rodzicami i babcią. Opowiadanie kończy się tak:

- Jedziemy?

- Z prezentami? - chciał wiedzieć Kacper. - Na wschodnią granicę?

- Tak - odpowiedziałem. - Z jedzeniem, ze śpiworami, z ciepłymi ubraniami…, tam czekają ludzie, którym trzeba zawieźć święta!

Te słowa z opowiadania zniknęły. O tym, że ktoś wyciął pointę dotyczącą sytuacji na granicy, Grzegorz  Kasdepke dowiedział się przypadkiem, gdy zadzwoniła do niego redaktorka z pytaniem, czy napisze dla nich kolejny tekst. 

Autor odbiera to jednoznacznie - jako cenzurę. - Zdziwienie miesza się we mnie ze zdumieniem i ze złością. Jestem też bardzo zaniepokojony tym, że cenzura pojawiła się całkiem realnie w naszym życiu - mówi nam autor opowiadania. Jak dodaje, wcześniej nigdy się z czymś podobnym nie spotkał. - Zrozumiałbym, gdyby poproszono mnie na przykład o skrócenie tekstu, bo był za długi. Ale nic takiego nie miało miejsca. Wykastrowano opowiadanie, bez mojej zgody i wiedzy - dodaje.

Wydawnictwo: Błąd w toku wydawniczym

Wydawnictwo zamieściło na swoim profilu na Facebooku krótkie oświadczenie, z którego wynika, że doszło do błędu i dlatego zniknął fragment tekstu. "W numerze grudniowym, w drukowanej wersji 'Małych Charakterów', w wyniku błędu w toku wydawniczym, wydrukowane zostało opowiadanie Grzegorza Kasdepke 'Na opak' - bez autoryzacji Autora. Fragment opowiadania został usunięty bez konsultacji nie tylko z Autorem, ale również z Redaktor naczelną czasopisma. Jest to sytuacja niedopuszczalna, która nie może się powtórzyć. Wobec redaktora prowadzącego zostały wyciągnięte konsekwencje" - podano. 

Grzegorz Kasdepke w te wyjaśnienia nie wierzy. - Mam 49 lat i zacząłem pracować zawodowo, gdy PRL już się skończył, więc nie miałem nigdy do czynienia z cenzurą, jaką znamy z opowieści starszych kolegów. Tymczasem PRL mnie dogonił i nagle pojawiła się cenzura - tłumaczy.

Jak mówi, był przez wiele lat redaktorem naczelnym czasopisma dla dzieci "Świerszczyk" i doskonale zna procedury wydawnicze. Jego zdaniem zniknął bardzo konkretny fragment tekstu, z bardzo konkretnego powodu. Dodaje, że ma na to dowody. - Jedna z pań z wydawnictwa wskazała mi w mailu, że pismo jest pismem dla dzieci i w redakcji zastanawiano się, czy dobrym krokiem jest publikowanie czegokolwiek, co nawiązuje do współczesnej rzeczywistości, zahaczając o politykę. I tu mamy wyjaśnienie, które ja sobie zachowałem. To sugeruje wyraźnie, że to było celowe posunięcie cenzorskie - mówi Kasdepke.

Autor chciał rozstrzygnąć sprawę polubownie

Autor zaproponował m.in. wpłatę 50 tysięcy zł na rzecz pomagającej migrantom i uchodźcom na granicy Fundacji "Ocalenie". Wydawnictwo na to nie przystało - w zamian zaoferowało powierzchnię reklamową w wydawanych przez nie magazynach, na których mogłaby się "zareklamować" Fundacja "Ocalenie". - To jest naprawdę kuriozalne. Oburzyło mnie bardzo, bo wydało mi się niebywale cyniczne. Nie widzę w tej propozycji rzeczywistej potrzeby rozwiązania problemu - mówi Kasdepke.

W tej sytuacji postanowił pójść do sądu z pozwem o naruszenie praw autorskich, prawa osobistego do integralności utworu oraz dóbr osobistych. - Po nieudanych próbach rozwiązania sporu polubownie domagam się kwoty zadośćuczynienia w wysokości 100 tysięcy złotych w formie darowizny na rzecz Fundacji "Ocalenie" - mówi autor opowiadania. - Jako społeczeństwo stajemy się nazbyt ostrożni, nazbyt układni, sami staramy się przewidzieć, co się może spodobać albo nie spodobać władzy - podsumowuje Grzegorz Kasdepke.

Wysłaliśmy do wydawnictwa nasze pytania w tej sprawie. W odpowiedzi redaktorka naczelna "Małych Charakterów" Edyta Żmuda wskazała, że nie wiedziała o zmianach w tekście. Jak napisała, decyzję o usunięciu ostatnich zdań podjął "redaktor prowadzący odpowiedzialny za zamówienie artykułu". Zrobił to, bo "nie były one według osobistej opinii tego redaktora prowadzącego zgodne z zamówieniem oraz w osobistej opinii redaktora prowadzącego naruszały regułę neutralności poglądowej czasopisma 'Małe Charaktery'".

"Redaktor naczelna dowiedziała się od redaktora prowadzącego o zaistniałej sytuacji 7 grudnia, gdy Pan Grzegorz opublikował komunikat dotyczący zaistniałej sytuacji w Social Mediach, a redaktor prowadzący zdał sobie sprawę, że Autor traktuje zaistniałą sytuację bardzo poważnie" - napisała nam Edyta Żmuda.

Pytana, dlaczego w ramach polubownego zakończenia sprawy nie zgodzono się na wpłatę określonej kwoty na Fundację "Ocalenie", odpowiedziała, że to Grzegorz Kasdepke podjął działania, które wydawnictwo ocenia jako "eskalujące".

"Rozumiemy potrzebę wspierania działalności organizacji pozarządowych. Jednocześnie w zaistniałych okolicznościach w odpowiedzi zaproponowaliśmy wykorzystanie potencjału komunikacyjnego grupy na rzecz Fundacji. Zrobiliśmy to w przekonaniu, że dotarcie do ponad miliona naszych odbiorców z komunikacją o działalności Fundacji przełoży się na wymierne korzyści dla Fundacji i tym samym spełni oczekiwania" - napisała Edyta Żmuda.

TOK FM PREMIUM