Kto sprawdzał profil prezesa TVP Jacka Kurskiego? Wielkie śledztwo w sanepidzie. I kary
Mimo dodatniego testu Jacek Kurski poleciał do Francji na Konkurs Piosenki Eurowizji dla Dzieci.
- To jest okropne. W czasie kiedy mamy dziesiątki tysięcy zachorowań, na życzenie jednego człowieka angażuje się całą państwową machinę, żeby tropić ludzi, którzy nie dość, że roboty mają w bród, to niczym przecież mu nie zawinili - mówi "Gazecie Wyborczej" rozgoryczona pracownica sanepidu.
Do sporządzenia listy z nazwiskami pracowników zostało zaangażowane Centrum e-Zdrowia. Przy okazji okazało się, że prezes TVP Jacek Kurski ma bazie dwa profile - jeden z wynikami testów, a drugi "czysty", bez nich. Jeden z numerem PESEL, drugi bez.
Jak nieoficjalnie dowiedziała się "Gazeta Wyborcza" na liście, która liczy około 800 pracowników, znalazła się nawet precyzyjna informacja, kiedy ktoś wchodził na profil Kurskiego i jak długo go przeglądał.
Szefowa jednej z powiatowych stacji sanepidu tłumaczy, że "nikt nie złamał prawa". - Osoby, które wchodziły na profil, miały do tego uprawnienia, i nie jest prawdą, że obowiązuje przy tym jakaś rejonizacja. Nie ma niczego takiego. A oni robili to nie tylko z ciekawości. My musieliśmy bezwzględnie trzymać na izolacji i kwarantannie ludzi, nawet jeśli ktoś miał jakiś dramat w rodzinie albo chciał uczestniczyć w pogrzebie najbliższej mu osoby. Skoro przeczytali, że można jednak być z izolacji zwolnionym, to chcieli wiedzieć, jakim cudem - mówi "Wyborczej".
- Mamy dyrektora z nadania PiS. Chciał się chyba wykazać, bo strasznie grzmiał na wszystkich i mówił, że winnych pozwalnia. Początkowo ludzie byli wystraszeni, ale teraz już tak bardzo nie są. Wcale nie naruszyli prawa - potwierdza pracownik sanepidu z Gdańska.
Część osób już dostała pisemne upomnienie - z akt pracowniczych znikną po pół roku, część - upomnienie ustne. Wszyscy muszą pisać wyjaśnienia.
Posłuchaj: