"Niewidzialna ofiara przestępstwa". Tajemnica dziecka, które spędza czas za kratami

Gdy 9-letni Antek bawi się na podwórku z kolegami, zapomina o swojej tajemnicy. Wreszcie zamiast trzymania buzi na kłódkę może otworzyć usta do śmiechu. Ale są chwile, gdy nagle wpada w panikę i ucieka w krzaki. Dzieje się tak, gdy dzwoni do niego ojciec z więzienia. Strach przed tym, że wszystko się wyda, jest silniejszy.
Zobacz wideo

Mimo tego, że Marek ma dopiero 12 lat, codziennie musi dźwigać wielką tajemnicę. W obecności kolegów i nauczycieli pozostaje czujny, przez co żyje w ciągłym napięciu. Boi się kłopotliwych pytań, a gdy już padają, musi kłamać. Nie może ot tak dać się innym pociągnąć za język. Skorzystać z przywileju dzieciństwa, czyli gadać, paplać, nawijać do woli.

Tajemnica tym bardziej go przygniata, bo dotyczy jego mamy. Ta od ośmiu lat jest nieobecna w jego codzienności. Koledzy Marka nie mogą krzyknąć do niej na podwórku "Dzień dobry!", a nauczyciele nigdy nie widzieli jej na wywiadówkach. To gdzie ona jest? - pytają wszyscy.

- Pracuje za granicą, w różnych krajach – odpowiada mały Marek.

- Kłamiesz! - zarzucają mu kumple.

- Nie kłamię, czasem ją odwiedzam – rozpaczliwie zapewnia chłopiec.

- Twoja mama nie żyje! W dziecięcym świecie takie zdanie, mimo że brzmi jak okrutny wyrok, zaraz obraca się w szyderę. Koledzy się śmieją, a u Marka wstyd i strach przechodzą w złość. Im bardziej go dręczą, tym mocniej się wścieka i musi to rozładować. O takich dzieciakach nauczyciele mawiają, że sprawiają kłopoty wychowawcze.

Marek ma mamę, tylko ukrytą przed światem. Kiedyś opowiedział jej, że jest wyśmiewany. Wymyślił, że muszą zrobić sobie zdjęcie i dokleić w Photoshopie wieżę Eiffla – na "dowód", że byli razem w Paryżu, czyli w miejscu, w którym ona miała pracować. Zgodziła, fotografka zrobiła zdjęcie i obrobiła je, według wskazówek malca. Był przeszczęśliwy, bo wreszcie mógł pokazać kumplom mamę. Poprosił o przesłanie fotografii na swój telefon, po czym obmyślił dalszą część planu.

Następnym razem, gdy dzieciaki znowu z niego szydziły, wyciągnął smartfon i "udowodnił", że byli w błędzie. Triumfował, bo jego tajemnica, póki co pozostawała bezpieczna. Dalej nikt nie wiedział, że jego mama odsiaduje wieloletni wyrok w więzieniu.

Niby noworodek, a już "patus"

Zdjęcie zrobiła i obrobiła fotografka, która współpracuje z Małopolskim Stowarzyszeniem Probacja. To ono pomaga dzieciakom, których rodzice zostali zamknięci w więzieniach. Najstarsze mają 18 lat, a najmłodsze… kilka tygodni. Razem z rodzicami doświadczają kary, choć w niczym nie zawiniły.

- Ktoś może powiedzieć, że historia Marka jest o tym, jak uczy się dziecko kłamstwa, pomagając mu oszukiwać kolegów. Dla mnie to opowieść o samotności, w którą wpycha dziecko tajemnica. Chłopiec nie może powiedzieć prawdy, bo dorośli nie stwarzają mu warunków do tego, by z nią mógł poczuć się bezpiecznie – tłumaczy pedagożka z Probacji Ewelina Startek.

Jak dodaje, nie wie, za co siedzą rodzice tych maluchów. Może za kradzieże, rozboje, morderstwa, a może za przekręty finansowe. Ewelina Startek w to nie wnika, upewnia się tylko, czy nie odbywają kary za krzywdzenie dzieci. - To nie jest tak, że Jaś tęskniłby mniej, gdyby jego mama ukradła samochód, a bardziej, gdyby "tylko" nie odprowadzała podatków. Bez względu na to, jaki czyn popełniła, dziecko po prostu bardzo za nią tęskni. I ma prawo ją widywać. Bo ona nadal jest niezwykle ważna w jego życiu, a ich więzi są bardzo silne - podkreśla.

W świecie dorosłych, którzy są na wolności, nie ma tej prostoty. Jest za to inna: osadzony to bandzior, a jego syn czy córka to jabłko, które daleko od jabłoni spaść nie może. Dlatego dzieciaki słyszą: "Ojciec jest kryminalistą, więc i ty tak skończysz" albo "Pochodzisz z patologii i mój syn widywać się z tobą nie będzie. Jeszcze się czymś zarazi i skończy jak twoja matka". Ta prostota dorosłych wszystko dzieciom komplikuje. Powoduje, że tęsknota staje się dla nich wielkim wstydem.

"Niewłaściwa rozpacz"

Gdy 9-letni Antek bawi się na podwórku z kolegami, zapomina o swojej tajemnicy. Wreszcie jego świat wraca na właściwe tory – zamiast trzymania buzi na kłódkę może otworzyć usta do śmiechu. Ale są chwile, gdy nagle poważnieje, wpada w panikę i ucieka w krzaki. Dzieje się tak, gdy dzwoni do niego ojciec z więzienia. Niby melodyjka w jego telefonie brzmi tak samo, jak wtedy, kiedy na smartfonie wyświetla się "Mama", ale chłopiec o tym nie myśli. Strach, że wszystko się wyda, jest silniejszy niż racjonalne myślenie.

- Znaczące było to "uff!", które z siebie wydał, gdy przyszedł do naszej grupy. W niej dzieciaki osadzonych spędzają razem czas, mogą pogadać i uwolnić się od swoich tajemnic. Antek poczuł ulgę, bo w końcu mógł powiedzieć na głos, że jego tata jest za kratami. Nikt go nie oceniał, nie krytykował, przeciwnie: wszyscy go rozumieli. Poczuł się tam bezpiecznie. Te dzieci tak się zaprzyjaźniają, że nawet jeśli ich rodzice wychodzą z więzienia, to one dalej przychodzą na spotkania grupy. I wspierają tych początkujących, takich jak Antek – opowiada Ewelina Startek.

Probacja dba również o to, żeby dzieci czuły się bezpiecznie za kratami. Bo skoro więzienie jest jedynym miejscem, w którym maluchy mogą spotkać swoich rodziców, to trzeba je zrobić bardziej przyjaznym i "zaczarować". W tym celu moja rozmówczyni i jej współpracownicy organizują przedstawienia, w których osadzeni występują jako postacie z bajek.

- Kiedyś na takie przedstawienie, które przed Bożym Narodzeniem przygotowała grupa teatralna ojców, przyszła mała Ania. Miała 8 lat i bardzo tęskniła za tatą, który zanim trafił do więzienia, był jej głównym opiekunem, bo mama dużo pracowała. Ojciec wcielił się dla niej w Indianina. Miał skórzany strój, ogromny pióropusz i łuk. Dziewczynka była podekscytowana i dumna z niego. Bawili się tym pióropuszem, rozmawiali, robili sobie zdjęcia i wybuchali śmiechem. A później przyszło najtrudniejsze, czyli rozstanie. Mała bardzo płakała, co oznaczało, że tata – czegokolwiek nie zrobił na wolności – był dla niej dobrym, a przynajmniej wystarczającym rodzicem – opowiada pracowniczka Probacji.

Następnego dnia Ania poszła do szkoły. Była tam płaczliwa i smutna. Gdy już lekcje się skończyły, czekała w świetlicy na mamę. Usiadła w kącie i raz po raz ocierała łzy z policzków. Nauczycielka zapytała ją, co się stało. Usłyszała: "Płaczę, bo zmarła mi babcia".

- Miała ledwie 8 lat, a już sobie rozkminiła, że w społeczeństwie nie ma zgody na to, by tęsknić za ojcem, który jest w więzieniu. Natomiast można płakać za zmarłą babcią. Ania bała się, że pani ze świetlicy nie przyjmie jej z tą "niewłaściwą" rozpaczą. Nie zaopiekuje się nią. Nie zrozumie, gdy usłyszy, że dziewczynka spędziła piękny czas z tatą, który odsiaduje wyrok. I że za nim bardzo tęskni – tłumaczy pedagożka.

Kiedy więzienie zamienia się w bazę statków kosmicznych

Tomek miał 5 lat, gdy zaczął odwiedzać ojca w więzieniu. Z początku nie wiedział, dokąd przychodzi. Później rodzice wmówili mu, że w tym dziwnym miejscu, w którym się spotykają, pracuje tata. Czego nie dopowiedzieli, chłopiec sam wymyślił.

- Dzieci chcą mieć pewność, że ich rodzice są bezpieczni. Jeśli nie widzą tego na co dzień, to muszą umieścić ich w bezpiecznej rzeczywistości i wymyślają różne historie. Tomek więc zaczął sobie wyobrażać, że jego tata pracuje w bazie statków kosmicznych. Tak wytłumaczył sobie, dlaczego przychodząc do ojca, widzi te wszystkie kraty i druty. Pomyślał, że skrywają tam jakieś tajemnice, jak to w tajnej bazie. A cała ta otoczka bezpieczeństwa jest po to, by nie wyciekły stamtąd żadne informacje – opowiada moja rozmówczyni.

Czas jednak leciał, a wymyślona przez niego opowieść zaczęła robić się ciasnawa. Jak kurtka, z której się wyrasta. Tomek powoli przestawał wierzyć w bazę statków kosmicznych. Bo niby dlaczego tacie nie pozwalają w ogóle z niej wychodzić? I dlaczego jacyś panowie stale go pilnują? Nie mógł jednak dopytywać rodziców, bo nie czuł, że to temat, na który mogą swobodnie pogadać.

- Często rodzicom jest trudno rozmawiać z dziećmi o tym, dlaczego jedno z nich trafił za kraty. Czasem boją się, że stracą autorytet, a niekiedy chcą chronić syna czy córkę przed prawdą. Bywa, że próbują nas namówić, byśmy udawali lekarzy, bo chcą przedstawić więzienie jako szpital. Że niby tata czy mama jest na długim leczeniu. My jednak w to nie wchodzimy. Przekonujemy, by powiedzieli dziecku prawdę. Chodzi o to, żeby nie musiało tworzyć w samotności własnych historii, a później z nich wyrastać. Bo dzieciaki nie są głupie. Gdy ileś razy przejdą pod tabliczką z napisem "Zakład karny", to w końcu się domyślą prawdy – mówi.

Tylko jak powiedzieć malcowi, że jego ojciec siedzi? Pracownicy Probacji wspierają w tym rodziców na różne sposoby. Jednym z nich jest podsuwanie bajek, które osadzeni mogą czytać wspólnie ze swoimi maluchami. W tych książeczkach są zwierzęcy bohaterowie, np. Pan Króliczek, który popełnił błąd i trafił do miejsca, w którym musi to przemyśleć. - Dzieci świetnie to rozumieją. Niestety takie książeczki nie są wydawane po polsku. Mamy mnóstwo bajek terapeutycznych, które są skierowane do maluchów doświadczających np. śmierci lub choroby bliskiego, ale nie do dzieci więźniów. Dlatego tłumaczymy takie bajki z angielskiego - wyjaśnia.

Jak dodaje, dzięki temu rodzice nie muszą dziecku kłamać ani skazywać siebie i jego na długą rozłąkę. Bo wielu osadzonych w ogóle nie spotyka się ze swoimi córkami czy synami w więzieniu. Latami wmawiają im, że wyjechali za granicę do pracy i nie mogą się zobaczyć. A wtedy maluchy znowu dorabiają sobie historie. Tym razem o tym, że są nieważne dla swoich matek lub ojców, bo oni wybrali pracę, a je porzucili. - Dzieci czują, że to ich wina. Bo one niestety zawsze obwiniają się za wszystko – tłumaczy pedagożka.

Rodzice Tomka wreszcie zgodzili się z nim porozmawiać i chłopiec dowiedział się, że jego tata siedzi w więzieniu. - Przyjął to z ogromną ulgą, bo jak się okazało, z czasem wszystko rozkminił, tylko bał się dopytywać. Nie rozumiał, dlaczego to jest taka wielka tajemnica. Przez nią żył w napięciu, miał ogromne problemy z koncentracją, moczył się w nocy i miał tiki nerwowe. A po rozmowach z rodzicami i z nami, zyskał dostęp do swoich emocji. Wreszcie mógł się na tatę zezłościć, a jednocześnie potęsknić i popłakać. Ważne, żeby dzieci mogły pozwolić sobie na taki szeroki wachlarz emocji. By nie obwiniały się za to, że np. mają w sobie złość do rodzica. By nie myślały, że tylko miłość muszą czuć – podkreśla Ewelina Startek.

Drastyczne sceny aresztowań rodziców

Probacja w krakowskich więzieniach organizuje widzenia dla dzieci i ich rodziców. Maluchy mogą spotkać tam swoich rówieśników i przekonać się na własne oczy, że nie są jedynymi na świecie, którzy mają skazanych ojców czy matki. A dziecięcy umysł z początku zawsze to podpowiada, co skazuje na samotność.

Przed Bożym Narodzeniem osadzeni robią z dziećmi ozdoby świąteczne, dekorują pierniki, bawią się w teatr i jedzą wspólnie, by podtrzymać więzi. Bo – jak tłumaczy moja rozmówczyni – gdy rodzic trafia za kraty, nie powinien wciskać guzika "pauza", zatrzymując swoją relację z dzieckiem. Jeśli to robi, to po kilku latach odsiadki, trudno mu do niej powrócić. A przecież i bez tego rozstanie z ojcem czy matką, którzy zostają zamknięci w więzieniu, jest dla malucha porównywalne do żałoby.

Stawka wszystkich opisanych działań jest wysoka, a pokazują ją brytyjskie badania. Na ich podstawie można wysnuć wniosek, że od tego, czy osadzeni i ich dzieci dostają wsparcie, zależy, w jakim stopniu będą zapełnione więzienia. - Brytyjskie badania mówią, że gdy osadzeni podtrzymują więzi z dziećmi, to prawdopodobieństwo, że znów popełnią przestępstwo, spada o 39 proc. Bo wiedzą, jakie konsekwencje dla dzieci miałaby ich ponowna odsiadka – wyjaśnia Ewelina Startek.

Wspomniane badania pokazują również, że 65 proc. chłopców, których ojcowie byli za kratami, trafia na drogę przestępczą - jeśli nie otrzymują specjalistycznej pomocy. Są stygmatyzowani jako "patologiczne dzieci" i nie radzą sobie z ogromnym napięciem, w którym ciągle żyją. W dodatku spora część z nich była świadkiem drastycznych scen aresztowań swoich rodziców, a to zapada w pamięć i rujnuje bezpieczny świat.

- Nie każdy chłopiec po takich przejściach będzie okazywał smutek i płakał. Mówił, że tata jest w więzieniu i się o niego martwi. Nie do każdego ktoś wtedy wyciągnie rękę. Wielu poczuje ogrom złości, która musi znaleźć jakieś ujście. I wtedy niektórzy usłyszą, że są jak ich ojcowie, skończą jak oni, bo na nic innego ich nie stać. Jeśli nie dostaną pomocy, w wielu przypadkach zadziała to, jak samospełniająca się przepowiednia – tłumaczy pedagożka.

Jak dodaje, w życiu takiego dziecka powinien pojawić się dorosły, który postawi mu świat na nogi. Ktoś, komu można zaufać i kto nie zawiedzie ani nie zostawi. - Często w rodzinie nie ma nikogo takiego, a wielu nauczycieli nie jest w stanie tej roli sprostać. Bo stereotyp kryminalisty jest zbyt mocny i przelewa się na dziecko. Wtedy można się rozczulić nad malcem, który np. jest chory, ale nie nad synem kryminalisty, bo to już za dużo. Najsmutniejsze w historiach "naszych" dzieci jest to, że dorośli tak je oceniają. A przecież one nie powinny być karane za czyny rodziców. Są często wrażliwe i mądre. Możemy kolejne ich pokolenia uchronić przed więzieniami – podkreśla moja rozmówczyni.

"Nie możemy powiedzieć dzieciakom, że od 1 stycznia nie działamy"

Jednak póki co te dzieciaki pozostają "niewidzialnymi ofiarami przestępstw", jak nazywa ich moja rozmówczyni. W Polsce nie ma nawet statystyk pokazujących, ile ich jest. Nie prowadzi ich Ministerstwo Sprawiedliwości ani resort rodziny i polityki społecznej. - Pierwsze wychodzi z założenia, że dzieci osadzonych to nie jego sprawa, bo skupia się na samych więźniach. Odsyła więc do Ministerstwa Rodziny, a tam twierdzą, że to jednak działka resortu sprawiedliwości i z powrotem tam kierują. To takie przerzucanie się odpowiedzialnością – mówi pedagożka z Probacji.

Podobnie wygląda droga wniosków Probacji o finansowanie ich działań. Koniec końców wszystkie są odrzucane przez państwo. Stowarzyszenie co jakiś czas dostaje granty od krakowskiego samorządu, ale te po kilku miesiącach się kończą i Probacja musi czekać na rozpisanie kolejnego konkursu.

- Z dniem 31 grudnia 2022 roku finansowanie dla nas się kończy. A przecież nie możemy powiedzieć dzieciakom, że od 1 stycznia nie działamy i niech radzą sobie same – wzdycha Ewelina Startek.

Stowarzyszenie uruchomiło zrzutkę, która jest dostępna >>TUTAJ<<. Na stronie Probacji jest również numer konta, na który można dokonywać wpłat.

TOK FM PREMIUM