"Moce przerobowe w zakładach pogrzebowych zwiększone o kilkaset procent". COVID-19 zbiera żniwo w Chinach
Do początku grudnia przez niemal trzy lata, Chiny stosowały restrykcyjną politykę "zero covid", polegającą na ścisłej kwarantannie, lokalnych lockdownach oraz prowadzeniu codziennych, masowych testów przesiewowych na obecność koronawirusa.
Jednak po protestach społecznych, do których doszło pod koniec listopada, chińskie władze złagodziły politykę i odeszły od drastycznej walki z pandemią koronawirusa. Jaki jest efekt? Na razie nieoficjalnie, ale coraz liczniej pojawiają się informacje, że po kilkunastu dniach od zniesienia obostrzeń, w liczącej prawie 1,5 mld populacji Chin, dotychczas skutecznie izolowanej - rozkręca się nowa fala zakażeń.
Oficjalne chińskie komunikaty mówią o kilku przypadkach COVID-19 dziennie, jednak z informacji nieoficjalnych wynika, że w dużych chińskich miastach chorych jest bardzo wielu.
- Część Chińczyków mówi, że dużo zakażonych zaczęło się pojawiać już na początku grudnia. Więc być może to wycofanie się z polityki "zero covid" było próbą ratowania twarzy, przez chińskie władze. Bo gdyby nie przestały drastycznie kontrolować rozprzestrzeniania się wirusa, to musiałyby skonfrontować się z sytuacją, że mimo drastycznych środków i tak mają olbrzymie ogniska zakażeń - komentowała w TOK FM dr Katarzyna Sarek z Zakładu Japonistyki i Sinologii Uniwersytetu Jagiellońskiego.
"Moce przerobowe w zakładach pogrzebowych, musiały zostać zwiększone o kilkaset procent"
Ekspertka przyznała, że z nieoficjalnych źródeł wie o ogromnej liczbie chorych. Ale w mediach społecznościowych widać, jak wygląda rzeczywistość. Na upublicznianych nagraniach widać np. bardzo długie kolejki przed zakładami pogrzebowymi. Trzeba czekać bardzo długo, by dostać się do środka i zgłosić kremację bliskiej osoby. - Nieoficjalnie mówi się, że moce przerobowe w zakładach pogrzebowych, musiały zostać zwiększone o kilkaset procent - opowiadała rozmówczyni Jakuba Janiszewskiego.
Dr Sarek mówiła też, że zgodnie z informacjami, jakie do niej docierają, w największych chińskich miastach - Szanghaju czy Pekinie "obecnie nic nie funkcjonuje normalnie". - Sklepy są zamknięte, restauracje są zamknięte. W biurach i na uczelniach nie ma kto pracować. Chorują kurierzy, więc nie ma kto dostarczać paczek. Ulice są puściusieńkie, jeszcze bardziej, jak było podczas oficjalnych lockdownów. Teraz Chińczycy sami udają się na dobrowolny lockdown i kto nie musi, to po prostu nie wychodzi z domu i stara się ograniczyć kontakty ze światem zewnętrznym do minimum - relacjonowała.
"Chińczycy są wściekli"
Gościni TOK FM podkreśliła, że Chińczycy są wściekli na władze, ponieważ zostali bez wsparcia. Wielu wręcz uważa, że wycofanie się władz z polityki "zero covid" w tak newralgicznym momencie, "było władzom na rękę". - Władza mogła powiedzieć: "chcecie końca lockdownu, to macie koniec lockdownu". I sami Chińczycy z goryczą teraz porównują to do sytuacji: "jedzie zapchany autobus, jest gorąco i proszą kierowcę o uchylenie okna. Kierowca zatrzymuje autobus, bierze młotek, wybija wszystkie szyby i mówi - proszę to jest to, czego chcieliście". Tak się właśnie teraz czują obywatele Chin - wyjaśniła naukowczyni z UJ.
Poza kosztami politycznymi, złością społeczną, gniewem, rozczarowaniem, dochodzą koszty ekonomiczne obecnej sytuacji. O recesji w Chinach nie można mówić, ale nie ma co liczyć na wysoki wzrost gospodarczy. A sytuacja może się jeszcze pogorszyć. - W tej fali zachorowań w dużych miastach, chorują wszyscy. Przypuszcza się, że szczyt będzie za dwa tygodnie. Potem zaczyna się chiński nowy rok, kiedy wszyscy wrócą do siebie na prowincje, na wieś i zawiozą wirusa również tam. W lutym, marcu staną praktycznie całe Chiny - oceniła dr Sarek.
Jeśli taki scenariusz się spełni, to chińskie kłopoty dotkliwie odczuje cały świat. - Wtedy będzie po raz kolejny zerwanie łańcucha dostaw, nie będą możliwe realizacje zamówień, prawdopodobnie w portach znowu będą przestoje. Więc wszystko jeszcze jest przed nami. Teraz jest fala zachorowań, szpitale zaczną być oblężone za około dwa tygodnie i Chińczycy dopiero wtedy mogą naprawdę się zdenerwować i zirytować na swoje władze - podsumowała gościni "Połączenia".
Całą rozmowę odsłuchasz:
-
"Roszczeniowe zetki" rozwścieczyły pracodawców. "Rozwydrzone dzieci, które nie dorosły do pracy"
-
Prezydent "jest klaunem ośmieszającym społeczeństwo". Orędzie nie poprawiło jego wizerunku
-
"Bujaj się Andrzej, robimy swoje". "Przetłumaczył" komentarz Kaczyńskiego na "paradę absurdu" Dudy
-
Chińczycy strącili najbogatszego człowieka świata. To zły prognostyk dla gospodarki
-
Ludzie uciekają, a oni strzelają z armat. Ekspert o "chorej logice" Rosji
- Ujarzmić kobiece lęki. Czego i z jakiego powodu się boimy?
- "Kanibalizować" partie opozycyjne, czy nie? Symetryści bez ogródek o marszu 4 czerwca
- Abp Marek Jędraszewski w Boże Ciało nie zapomniał o polityce. Było o aborcji i "niektórych partiach"
- ETPC podjął decyzję w sprawie skargi ośmiu kobiet. Oskarżały Polskę o brak dostępu do aborcji
- Francja. Atak nożownika. Sześć osób rannych, w tym czworo dzieci. "To tchórzostwo"