PiS polegnie od własnej broni ws. wyborów? " To będzie bardziej oddalać od kościoła niż przybliżać"

Niecały rok przed wyborami PiS chce zmienić Kodeks wyborczy, aby "wpłynąć na zwiększenie frekwencji w wyborach przeprowadzanych na terytorium" kraju. - Stworzenie nowych lokali może się negatywnie odbić na frekwencji, bo człowiek jest przyzwyczajony do głosowania w konkretnym miejscu - ocenił w TOK FM prof. Jarosław Flis.

Prawo i Sprawiedliwość złożyło tuż przed świętami w Sejmie projekt zmian w Kodeksie wyborczym. Najważniejsza zmiana dotyczy tworzenia obwodowych komisji wyborczych już dla 200 mieszkańców (obecny próg to 500 osób z prawem głosu). W projekcie znajduje się też zapis zobowiązujący gminy do zapewnienia darmowego transportu nie tylko dla osób starszych czy niepełnosprawnych. PiS chce, żeby transport dotyczył wszystkich wyborców wszędzie tam, gdzie np. przystanek jest oddalony o 1,5 km albo w ogóle nie ma komunikacji publicznej. Darmowe autobusy mają objeżdżać każde miasto, osiedle, wieś, osadę, kolonię i przysiółek, w którym mieszka "co najmniej pięciu wyborców ujętych w spisie wyborców w danym, stałym obwodzie do głosowania". 

Według autorów propozycji ma ona "wpłynąć na zwiększenie frekwencji w wyborach przeprowadzanych na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej". We wtorek w Sejmie odbędą się konsultacje PiS z organizacjami samorządowymi i PKW

Jak przyznał w TOK FM prof. Jarosław Flis z Uniwersytetu Jagiellońskiego, sytuacja w skali kraju jest zróżnicowana i ciężko stwierdzić, jakie będą społeczne skutki takiej zmiany. - Stworzenie nowych lokali może się negatywnie odbić na frekwencji, bo człowiek jest przyzwyczajony do głosowania w konkretnym miejscu. A teraz się okaże, że komisja obwodowa jest gdzie indziej - mówił gość Dominiki Wielowieyskiej.

"Częściej będzie oddalać od kościoła niż przybliżać"

Jarosław Kaczyński przekonywał niedawno, że zmian w Kodeksie wyborczym trzeba dokonać, Jak mówił, "w niektórych miejscach do lokalu wyborczego jest kawał drogi". - W związku z tym w mniejszych miejscowościach będzie być może można stworzyć jeszcze parę tysięcy takich punktów, szczególnie w tak zwanych "wsiach kościelnych". Żeby ludzie, którzy wychodzą z kościoła, nie musieli się nadto trudzić, aby dotrzeć do lokalu wyborczego - argumentował prezes PiS-u.

Gość TOK FM zwrócił uwagę na to, że "w tych częściach kraju, w których poparcie dla PiS jest większe np. w Galicji", komisji wyborczych jest już dziś dużo. - Natomiast największe zmiany będą m.in. na Pomorzu Zachodnim czy szerzej na tzw. Ziemiach Odzyskanych - wyjaśnił rozmówca Dominiki Wielowieyskiej. A w tych rejonach niekoniecznie PiS wygrywa wybory, a wyborcy mniej tłumnie chodzą do kościołów.

- To są rejony, gdzie w mszach uczestniczy skromny procent mieszkańców, w porównaniu np. z Galicją. Jest sporo takich miejsc, gdzie ta zmiana doprowadzi do oddalenia od kościoła - będzie bliżej do głosowania dla mieszkańców, ale dalej od kościoła. Bo kościołów parafialnych jest w Polsce 10 tys., a komisji jest 26 tys., więc dużo częściej, Przebadałem i częściej to będzie bardziej oddalać od kościoła niż przybliżać - podkreślił Flis.

"Kto się spodziewał tsunami, trzęsienia ziemi, to tego nie ma"

Wyjątkowo ciężki 2022 rok z rekordowo wysoką inflacją, podwyżkami, kryzysem energetycznym nie spowodował trzęsienia ziemi na polskiej scenie politycznej. Rządzący PiS nadal - według większości sondaży - cieszy się największym poparciem.

- Kto się spodziewał tsunami czy jakiegoś trzęsienia ziemi, to tego nie ma - mówił prof. Flis. Rozmówca Dominiki Wielowieyskiej zwracał uwagę na "łagodną erozję poparcia w przypadku obozu rządzącego". Jak wyjaśnił, jeszcze na początku 2022 roku partia rządząca wraz z Konfederacją jako jedynym sojusznikiem miała ok. 50 proc. mandatów. - Natomiast teraz to się wyraźnie oddaliło od tego wyniku, bo i Konfederacja osłabła i PiS straciło jeden czy dwa punkty procentowe - mówił ekspert z UJ.

Gość TOK FM nie widzi szansy na większą zmianę w układzie politycznym w Polsce. - Komu się marzy wielka rewolucja, tsunami, jakie widzieliśmy w 2005, 2001 czy w 1993 roku, to nie ma co na to liczyć - ocenił.

Według aktualnych szacunków PiS razem z Konfederacją mogłyby mieć ponad 200 mandatów. Jednak to opozycja miałaby większość. - Opozycja ma więcej możliwości arytmetycznie, bo może się jeszcze połączyć. A układ Konfederacja i PiS może się rozpaść. Te napięcia są i w Konfederacji, i w PiS-ie większe (niż po stronie opozycji - przyp. red.) - stwierdził gość TOK FM. 

Socjolog Uniwersytetu Jagiellońskiego widzi kilka możliwości stworzenia list wyborczych przez opozycję. - Wydaje się, że najwięcej problemów tworzy jedna i cztery listy wyborcze. Natomiast to, czy będą dwie, czy trzy, to jest temat do dyskusji. Jedna przy jakimś genialnym posunięciu byłaby możliwa, ale to by oznaczało, że PO daje np. połowę miejsc na listach swoim potencjalnym mniejszym koalicjantom. Co wydaje mi się mało prawdopodobne – podsumował Jarosław Flis.

TOK FM PREMIUM