"Kawał mięsa schował pod czapkę, a osocze spływało po twarzy". To już plaga bieda-kradzieży w sklepach

Seniorzy zaczęli kraść w sklepach podstawowe produkty spożywcze, na które wcześniej było ich stać. To głównie: ser, masło, krojona wędlina, ale też np. czekolada czy gazety. - Jest nawet takie przekonanie: skoro nie mam pieniędzy i to nie moja wina, to w takim razie będę kradł, bo co mam robić. W ten sposób jestem usprawiedliwiony przed sobą i przed całym światem - na jedną z przyczyn bieda-kradzieży, bo tak mówi się o nich w branży, wskazuje w tokfm.pl dr Jerzy Pobocha z Polskiego Towarzystwa Psychiatrii Sądowej.
Zobacz wideo

Marek Orłowski (prawdziwe imię i nazwisko do wiadomości redakcji) dokładnie przygląda się klientom wchodzącym do sklepu. Starsi, schorowani, z siwiejącymi głowami - czy mogą być złodziejami? Orłowski, z wykształcenia socjolog, od lat jest ekspertem ds. bezpieczeństwa. Widział już mniej lub bardziej zuchwałe kradzieże, ale tak kuriozalnych nie pamięta.

Seniorzy zaczęli kraść świeże mięso. Bez opakowań i plastikowych tacek wrzucają je bezpośrednio do kieszeni kurtek czy np. damskich torebek. - Mieliśmy nawet sytuację, że jeden z klientów solidny kawał mięsa schował pod czapkę i jak gdyby nigdy nic, poszedł do kasy zapłacić za rzeczy, które miał w koszyku. Zdradziło go tylko to, że mięso zaczęło topnieć, a osocze spływać mu po twarzy. Kasjerka najpierw się zdziwiła, potem krzyknęła: "Co się panu stało?". I tyle z tej kradzieży było - opowiada, zastrzegając, że teraz to już "plaga bieda-kradzieży w sklepach". - Staruszkowie kradną jak źli - podkreśla. 

"Do 2 zł policji nie wzywamy"

Plaga zaczęła się zaledwie kilka miesięcy temu. A kiedy w październiku koszyk najtańszych artykułów po raz pierwszy przekroczył granicę 200 zł - jego wartość od lat bada agencja marketingowej ASM Sales Force Agency - doniesienia o kolejnych przypadkach stały się jeszcze częstsze.

Ze sprawozdań firm ochroniarskich wynika, że teraz emeryci i renciści kradną podstawowe produkty spożywcze - tanie, na które wcześniej było ich stać, szybko psujące się, niewielkich rozmiarów i które nie nadają się do odsprzedaży. Co do zasady pojedyncze sztuki, na własne potrzeby. Są to głównie: masło, pakowany ser, wędlina krojona, a także np. drobne słodycze i kawa. Bywa, że także czasopisma. - Wcześniej byli przyzwyczajeni, że do porannej czarnej kawy zjadali np. kilka kostek czekolady i przejrzeli gazetę. A teraz stoją przed dylematem: albo śniadanie, albo słodycze. Albo jedzenie, albo rachunki - tak zmianę tę tłumaczy Marek Orłowski.

Adam Suliga, specjalista ds. bezpieczeństwa Polskiej Izby Handlu, zwraca przy tym uwagę, że seniorzy nie idą do sklepu po to, by kraść. Kupują chleb, mleko i cukier, a przy okazji widzą np. ciastka czy szynkę, na które wcześniej mogli sobie pozwolić. - Działają odruchowo, impulsywnie. To pojedyncze drobne kradzieże, których wartość nie przekracza ok. 50 zł - dodaje.

Opowieści pracowników ochrony tylko to potwierdzają. Ochroniarz z Lidla, w branży dwa lata: "Niedługo idę dwa razy na policję w celu złożenie zeznań: jeden facet został ujęty za kradzież sześciu czekolad i chałwy, kobieta na kradzieży dżemu (drogiego) za, o ile pamiętam, 9 zł".

Kolejny przykład wskazuje już jego kolega: "Facet, 72 lata, zjadł bułkę, ’zwykłą’ za 1,5 zł. Dokonał zakupów za kilkanaście zł, przeszedł przez linię kas, wtedy pytałem kasjerki, czy kasowała bułkę, a ona na to: 'Nie'. Poprosiłem wtedy jegomościa na zaplecze - nie chciałem wzywać policji, mam polecenie od przełożonego, że do 2 zł policji nie wzywamy, wyjątkiem są właśnie złośliwe przypadki. Facet zaczął się awanturować, że i tak nic mu nie zrobią (nie wyzywał mnie, jakby co). W końcu udał się ze mną na zaplecze, ale nie chciał dokonać okazania, więc ostatecznie wezwałem policję. Ta przyjechała, przeszukała go i zaproponowała za bułkę mandat w wysokości 100 zł".

Wśród popularnych sposobów kradzieży są także: wkładanie drobniejszych produktów na spód większego pudełka, np. czekoladek do opakowania po pizzy, a także - przy kasach automatycznych - nieskanowanie wszystkich produktów, skanowanie innych produktów, np. gruszek zamiast awokado, jabłek zamiast cebuli (lub odwrotnie w zależności od tego, co jest teraz tańsze) czy np. dokładanie owoców już po zważeniu i naklejeniu etykiety z ceną. To przy tym kradzieże bardzo nieudolne, na oczach personelu sklepu i pracowników ochrony, tuż pod kamerami. Bez sprawdzania, czy dany towar jest zabezpieczony, a jeśli tak, to jak - podkreśla Adam Suliga, wskazując też, że dokonują ich osoby niekarane, nawet nienotowane, wcześniej policji nieznane. 

Każdy kradnie za ok. 150 zł

Bieda-kradzieże mogą jednak przybierać i inne formy. Bywa i tak, że seniorzy składają złodziejom konkretne zamówienia, jak zapewnia Joanna Klimczak, doktorantka w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego, na co dzień związaną z Katedrą Kryminologii i Polityki Kryminalnej. Skąd to wie? Przeprowadziła pogłębione wywiady z osadzonymi na warszawskiej Białołęce.

- Kradłem to, na co wiedziałem, że jest zapotrzebowanie. Miałem zamówienia nawet od sąsiadów, bo wiedzieli, czym się zajmuję. Każdy czegoś potrzebuje. Miałem stałych klientów, ale też jakieś przypadkowe (osoby). Miałem nawet zamówienia na rosołki z Knorra - przywołuje rozmowę ze "Skazanym numer 1".

"Skazany numer 2" potwierdza: "Kradłem to, co wiedziałem, że mam ukraść. Miałem listę tego, co kto potrzebuje. Od znajomych, sąsiadów".

- Ludzie chcą kupować kradzione rzeczy, wiedząc, że były kradzione. Bo jest taniej. Nawet zdarzało się, że słyszałem, jak znajomi wręcz chcieli pewnych rzeczy i pytali, "czy załatwi się" jakąś rzecz - to już relacja "Skazanego numer 3".

Wszystkie kradzieże odbywały się przy tym według podobnego scenariusza. Cztery na pięć miały miejsce w sklepach wielkopowierzchniowych. Dotyczyły - jak mówią handlowcy "drobnicy" - także np. puszki tuńczyka, wkładów do jednorazowych maszynek do golenia czy np. karmy dla kota. - Wcześniej kradzione były przede wszystkim alkohole - wina, wódki, likiery - urządzenia elektroniczne i wyroby tytoniowe - wskazuje Agnieszka Sawicka, marketing manager Checkpoint Systems, firmy zajmującej się bezpieczeństwem handlu. Teraz, jak zastrzegają eksperci, tymi ostatnimi kradzieżami zajmują się głównie wyspecjalizowane grupy złodziei. 

Choć sklepy nie chcą ujawniać strat z tego tytułu, z raportu "Security in Europe: Going Beyond Shrinkage" wiadomo, że sięgają one już co najmniej 1,1 mld euro, czyli ok. 5,2 mld zł rocznie. Przy czym to zarówno kradzieże sklepowe, jak i inne straty, w tym np. kradzieże pracownicze. - To plasuje Polskę na dziewiątym miejscu z 11 badanych krajów, przed Finlandią i Belgią, które zamykają stawkę - komentuje Joanna Kliczmak. Najgorzej, jak dodaje, jest w Wielkiej Brytanii (8,88 mld euro strat) i Francji (7,2 mld euro).

Tyle że gdyby to przeliczyć na statystycznego Polaka, to wyszłoby, że każdy kradnie rocznie towary za ok. 150 zł. A, w ocenie doktorantki UW, kwoty te z z roku na rok będą coraz wyższe, bo i drobnych kradzieży będzie przybywać najszybciej. - Jeśli spojrzeć na udział poszczególnych rodzajów kradzieży, to widać, że najbardziej dynamiczny wzrost dotyczył właśnie kradzieży sklepowej - to skok z 6,2 proc. w 2013 r. do 26,4 proc. w 2021 r. Dla porównania w tym samym czasie kradzież samochodów wzrosła z 0,6 do 1,1 proc., a kradzież kieszonkowa spadła z 3,4 do 1 proc. - Joanna Kliczmak przytacza kolejne dane.

"Jeśli można ukraść, to należy"

Tylko w pierwszych dziesięciu miesiącach tego roku stwierdzono 188,8 tys. wykroczeń kradzieży sklepowych, czyli tych do kwoty 500 zł. Jak wynika także z danych Komendy Głównej Policji, to o 18 proc. więcej niż rok wcześniej. Przestępstw kradzieży sklepowej, czyli tych powyżej 500 zł, od stycznia do października było 26 tys., czyli o 30 proc. więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Najwięcej, co do zasady, jest ich w województwach: mazowieckim (ok. 4,8 tys. rocznie), dolnośląskim (4,1 tys.) i śląskim (3,2 tys.), czyli tam, gdzie największa jest i liczba sklepów, i gęstość zaludnienia.

Zdaniem wszystkich moim rozmówców, niezależnie jednak od lokalizacji, należy mówić o trzech głównych przyczynach coraz większej liczby bieda-kradzieży w sklepach. Jakich? 

Pierwsza to ubożenie społeczeństwa. Jak tłumaczy Renata Juszkiewicz, prezes Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, jeśli klienci zaczynają kraść zwykłe bułki i słodycze, których wartość nie przekracza kilku złotych, to muszą być naprawdę w trudnej sytuacji. Zapewnia przy tym, że większość z nich tłumaczy się potem, przeprasza, że nie chcieli, ale nie mają innej możliwość. - Kradną z musu - mówi i wylicza: bo nierzadko nie mają za co kupić jedzenia, bo leki drogie, bo koszty energii wyższe, podobnie jak koszty paliwa, transportu, czynsz…  - Kryzys jest, więc takich, co co tydzień kradną szynkę jest coraz więcej - potwierdza ochroniarz w branży od pięciu lat

Druga przyczyna to wysoka inflacja. Ta, jak podał Główny Urząd Statystyczny, wyniosła w grudniu 16,6 proc. rok do roku. Natomiast za jedzenie i napoje w ostatnim miesiącu 2022 roku trzeba było zapłacić o ponad 20 procent więcej niż rok wcześniej. 

Choć, jak pokazują dane UCE RESEARCH i Wyższej Szkoły Bankowej, są i takie kategorie produktów, gdzie wzrost ten był nawet większy. I tak np. cukier podrożał o 50,7 proc., margaryna do pieczenia i mięso drobiowe - o ponad 49 proc., karma dla psów - o 45 proc., kawa mielona - o 33 proc., ser biały - o 32 proc. a ser żółty - o 27 proc. A to oznacza, jak podkreślają rynkowi eksperci, że nie wystarczy mieć 5-10 zł więcej w portfelu.

Ostatnia przyczyna jest bardziej złożona. To frustracja, zgryzota, wstyd. - Jak przychodzi do nich kolega jeszcze np. z czasów wojska, to zawsze byli go w stanie ugościć. A to lepsza kawa była, a to ciasto. A teraz co? Herbatka ekspresowa im tylko pozostaje - tłumaczy obrazowo Marek Orłowski. Jak wskazuje, seniorzy to nierzadko grupa wykluczona, bo nie mogą osiągnąć takich przychodów, jak by chcieli albo takich, jak ci, którzy nadal jeszcze pracują.

- Jest nawet takie przekonanie: skoro nie mam pieniędzy i to nie moja wina, to w takim razie będę kradł, bo co mam robić. W ten sposób jestem usprawiedliwiony przed sobą i przed całym światem. To główny mechanizm obronny osobowości - na inną jeszcze przyczynę bieda-kradzieży wskazuje dr Jerzy Pobocha z Polskiego Towarzystwa Psychiatrii Sądowej. Od razu dodaje, że do tego dochodzi także obniżone morale i spadek zahamowań, które dotyczą każdej sfery życia. - W sytuacji niedostatku i biedy, to nie musi być od razu całkowity brak środków, u części osób słabe hamulce już nie wystarczają i pojawia się myślenie: jeśli można ukraść, to należy kraść - dopowiada.

Na koniec wskazuje jeszcze na wszechobecną teraz pochwałę kombinatorstwa w myśl zasady: "My nie kradniemy, tylko korzystamy z okazji, kradną wyłącznie ‘oni’". Pisał o niej prof. Marek Kosewski w książce: "Układy. O tym dlaczego uczciwi ludzie czasem kradną, a złodzieje unoszą się honorem".

"To jakby wyrok brzmiał: sędzia pogrozi ci palcem"

Inna rzecz, że w Polsce brakuje rozwiązań, które pomogłaby w zatrzymaniu plagi kradzieży sklepowych. Winne są przede wszystkim przepisy, które przekładają się na przewlekłość i co za tym idzie: umarzanie części postępowań. Tymczasem, jak ocenia dr Jerzy Pobocha, zapisy prawa powinny być przede wszystkim bardziej pragmatyczne. - Podam przykład: w Anglii kogoś, kto dokonał wykroczenia, policjant natychmiast prowadzi przed sędziego. Nic nie pisze, tylko ustnie referuje, a sędzia od razu decyduje o wysokości grzywny - opowiada, zastrzegając, że w Polsce trwałoby to dwa-trzy lata. - To się musi zmienić. Prawnicy nie mogą się bawić w wieloletnie procesy, bo to kosztuje i pieniądze, i czas, a dodatkowo sprzyja bezkarności - podkreśla.  

Eksperci krytycznie wypowiadają się także o reformie Kodeksu karnego. Chodzi o przesunięcie z 500 na 800 zł kwoty, od której kradzież uważana jest za przestępstwo. - 800 zł to kwota tak wysoka, że ciężko mi sobie wyobrazić kogokolwiek, kto zdecyduje się na surowe ukaranie tego, kto ukradł za 50 zł. Jeśli mamy tak wysoki próg, to jaka jest szkodliwość takiego czynu?! - pyta retorycznie Adam Suliga. - Nie wierzę, że złodziej się zawstydzi i stwierdzi: To ja już więcej kraść nie będę - ironizuje.  

Wskazuje też, że Polska jest daleko w tyle za innymi krajami UE, bo jako jedyni mamy rozgraniczenie między wykroczeniem a przestępstwem w tym samym czynie zabronionym. - To absurd! - grzmi.  

- Na co w takim razie obliczone jest podniesienie progu o 300 zł? - dopytuję eksperta ds. bezpieczeństwa w Polskiej Izbie Handlu.

- 300 czy 1000 zł to już nie ma znaczenia. U podstaw było odciążenie sądownictwa od rosnącej liczby spraw karnych, bo przy przestępstwie uruchamiana jest cała procedura. W grę wchodzą: wydział dochodzeniowo-śledczy, prokurator, sąd… Taki był główny zamysł - odpowiada.

- A jakie przyniesie efekty?

- Większą świadomość bezkarności czynu. Przecież za kradzież do 800 zł może mnie spotkać niewielka kara. Zresztą ryzyko też nie jest duże. Po drugie - wiele osób opuści areszt. Wcześniej zatrzymani po kradzieży za 500 zł, teraz po zmianie prawa poproszą adwokatów, a ci na pewno złożą apelację pod hasłem: "Dokonali przecież wykroczenia, nie przestępstwa!". Sytuacja kuriozalna! -  oburza się.

W jego ocenie zmiana prawa to tylko dolanie oliwy do ognia. - Przecież jeśli chodzi o wykroczenie, to mamy sytuację: a ok, popełniłem błąd, przyjmuję mandat z pokorą i na tym się sprawa zamyka. Nie ma po niej śladu - zastrzega.

Także dla Renaty Juszkiewicz, prezes Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, nowe rozwiązanie jest wątpliwe etycznie. - To nic innego jak danie przyzwolenia do kradzieży w sklepach na masową skalę. To gdzie ten straszak? - pyta. Przypomina, że wielokrotnie jako POHiD apelowała rządu, by kwota ta była wręcz obniżona. - Zaostrzenie prawa i obniżenie progu to kierunek, którego byśmy oczekiwali - podkreśla.  

Także według Agnieszki Sawickiej zawyżenie kwoty tylko ośmieli złodziei do zwiększenia aktywności, zwłaszcza do popełniania wykroczeń. - To puszczenie oka i przyzwolenie na drobną kradzież. Ale nie, że wolno, tylko, że grozi ci mniejszy wymiar kary, bo próg ryzyka jest wysoko: "A wiecie w sumie nic wielkiego się nie stało". To jakby wyrok brzmiał: sędzia pogrozi ci palcem - dopowiada także ekspert Polskiego Stowarzyszenia Psychiatrii Sądowej.  

Nowe przepisy dotyczące kradzieży sklepowych jeszcze nie weszły w życiu, a tymczasem już widać kolejną zmianę na rynku. Bieda-złodzieje stają się teraz coraz bardziej agresywni. Przykłady z ostatnich tygodni można mnożyć. Tylko w grudniu mężczyzna, który ukradł alkohol ze sklepowej półki i nie chciał oddać butelki, ugryzł pracownika ochrony w rękę. Inny, który także okradał sklepy, groził sklepowemu nożem, a jeszcze inny metalową pałką. A zaledwie kilka dni temu mężczyzna poproszony o zwrot paczki kabanosów o wartości 11 zł, zaatakował pracownika sklepu i uderzył go dwukrotne w twarz. Dr Jerzy Pobocha nie jest zaskoczony. - Teoria prawa mówi jasno: to nieuchronność kary jest czynnikiem zapobiegającym rozwojowi przestępczości - kwituje.

TOK FM PREMIUM