"Straż Graniczna sama się podłożyła". Lekarka odpiera oskarżenia służb. "To dziecinnie proste"

Straż Graniczna w swoich działaniach jest tak nietransparentna i nierzetelna, że to naprawdę widać. W tej sytuacji, którą mieliśmy, SG sama się podłożyła, co jest dziecinnie proste do udowodnienia - mówiła w TOK FM Paulina Bownik, lekarka i aktywistka Grupy Granica, która w miniony weekend w pobliżu granicy polsko-białoruskiej udzielała pomocy skrajnie wyczerpanym Afgańczykom.

Trzech wycieńczonych Afgańczyków znaleźli w weekend w lesie na Podlasiu aktywiści z Grupy Granica. Jak podają, udzielili im wsparcia, w tym pomogli odtransportować do szpitala.  "Prawdopodobnie bez pomocy nie przetrwaliby tej nocy" - ocenili aktywiści. 

Paulina Bownik, lekarka i aktywistka Grupy Granicy, w "Pierwszym Śniadaniu w TOK-u" wspominała tamtą sytuację. - 7 stycznia dostaliśmy wezwanie. Wolontariusze odnaleźli trzy osoby, z jedną z nich nie było kontaktu. Kiedy przybyłam na miejsce, okazało się, że jeden mężczyzna jest bardzo odwodniony. Był w hipotermii. Zmierzyłam mu temperaturę, wynosiła 34,8 st. Celsjusza. Wymiotował, gdy daliśmy mu coś do picie - relacjonowała aktywistka.

Lekarka opowiadała, że znalezione osoby znajdowały się w skrajnie trudnych warunkach. - Byli na wysepce pośród bagien. Teren spadał wprost do zimnej wody, nie było nawet możliwości rozebrania ich do badania. Gdy zajęliśmy się tym w najcięższym stanie, drugi pacjent zaczął się wychładzać i również wpadł w hipotermię. Trzeci mężczyzna znajdował się w stanie psychicznej rozsypki. Opowiadał o przemocy na Białorusi, o biciu i szczuciu psami. Mówił też o psychicznych torturach, jakie tam stosują strażnicy. Opowiadał również o sytuacji w jego kraju, o przemocy jaka też tam ich spotkała - opowiadała gościni Piotra Maślaka. 

Bownik odpierała też zarzuty Straży Granicznej, która twierdziła, że aktywiści zachowali się "skandalicznie", bo " nie chcieli podać dokładnej lokalizacji nielegalnych imigrantów". - Ja wraz z kolegą pojawiłam się na bagnie ok. godz.19 i do godz. 22.30 czekaliśmy na przybycie służb, choć wezwaliśmy je ok. godz. 20. Czekaliśmy prawie 3 godz. na służby. W tym czasie próbowałam zabezpieczyć pacjentów (...). Musieliśmy ich pilnować, żeby nie wpadli do wody. (...)  - mówiła na antenie TOK FM.

Z pomocą strażaków ochotników z Siemianówki i Hajnówki udało się ewakuować migrantów do drogi, skąd karetki pogotowia zabrały ich do szpitala. Wszyscy trzej mężczyźni trafili do szpitala w Hajnówce, gdzie obecnie przebywają. Lekarka dodała, że pomoc dla tych mężczyzn pojawiła się w ostatnim momencie. - Myślę, że kwestia jeszcze 3-4 godzin i zginęliby na tym bagnie - podkreśliła.

Dlatego w jej ocenie zarzuty pograniczników są kompletnie chybione. - Straż Graniczna w swoich działaniach jest tak nietransparentna i nierzetelna, że jest to naprawdę widać. W tej sytuacji, którą mieliśmy, SG sama się podłożyła, co jest dziecinnie proste do udowodnienia - podsumowała Paulina Bownik.

"Nikt nie wie, co się dzieje na granicy"

Gościni TOK FM oceniła, że sytuacja na granicy polsko-białoruskiej nadal jest bardzo trudno. - Od kilku miesięcy imigranci opowiadają nam o przemocy nie tylko białoruskich, ale też polskich pograniczników. Mam tutaj na myśli przemoc fizyczną, bo przecież stawianie człowieka przed bramką dla zwierząt, grożenie mu bronią, krzyczenie i zmuszanie, żeby przez nią przeszedł i tak przekroczył granicę – jest przemocą. Jest też nielegalne, co potwierdzają wyroki sądów krajowych i międzynarodowych - opowiadała gościni TOK FM.

Rozmówczyni TOK FM zwróciła też uwagę, że wciąż "nikt w Polsce dokładnie nie wie, co się naprawdę dzieje na Podlasiu". - Przechodzi  tysiące ludzi. Często więcej niż nas. Straż Graniczna podaje jakieś statystyki, ale tak naprawdę nikt nie wie, ilu ludzi nielegalnie przekracza granicę polsko- białoruską. A także ile razy – bo wielu z nich przekracza tą granicę wielokrotnie. Ilu z nich dociera na Zachód? Gdybyśmy takie dane mieli, to moglibyśmy powiedzieć, że np. X procent strażników odmawia wykonania rozkazów. Bardzo często dzieje się też tak, że pogranicznicy udają, że nie widzą tych ludzi. Ale nie jesteśmy w stanie powiedzieć, jak często to zjawisko występuje - wyliczała Bownik. 

TOK FM PREMIUM