Ojciec walczy na wojnie, matka pilnuje resztek dobytku. Ukraińscy nastolatkowie w Polsce. "Te dzieciaki nie mają nic"

Ukraińscy uchodźcy to nie tylko matki z dziećmi, ale i nastolatkowie, którzy do pociągów i autobusów jadących do Polski, wsiadają sami. Jednym z nich jest chłopak, który uciekł z kraju na dwa dni przed rosyjskimi ostrzałami w Dnieprze. - Te dzieciaki straciły wszystko - poczucie bezpieczeństwa, przyjaciół, rodzinę. Nie mają nic, nie mają też wiary w to, że będzie inaczej - mówiła w TOK FM Adriana Porowska, prezeska Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej.
Zobacz wideo

Zbliża się pierwsza rocznica wybuchu rosyjskiej agresji na Ukrainie, a na polskich dworcach każdego dnia nadal wysiadają uchodźcy i uchodźczynie, którzy autobusami i pociągami uciekają przed wojną. Zdecydowana większość osób szukających schronienia w Polsce to kobiety z dziećmi, ale nie brakuje i nastolatków, którzy są mniej zauważalną grupą. Adriana Porowska w "Magazynie Radia TOK FM" przywołała historię jednego z nich - chłopaka, który zupełnie sam wyjechał z Ukrainy na dwa dni przed bombardowaniami w Dnieprze. 

- Jego ojciec z wiadomych względów nie mógł wyjechać, a mama pilnuje resztek dobytku, tego co da się ocalić. Ten chłopak trafił na Dworzec Zachodni w Warszawie i szukaliśmy mu pieczy zastępczej, miejsca, w którym będzie mógł bezpiecznie przebywać, żeby nie został sam sobie, wykorzystany przez okrutnych ludzi. Te dzieciaki straciły wszystko - poczucie bezpieczeństwa, przyjaciół, rodzinę. Nie mają nic, nie mają też wiary w to, że będzie inaczej - mówiła prezeska Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej, która w stolicy prowadzi schronisko dla osób w kryzysie bezdomności.

"Wygląda na to, że Polakom przestaje podobać się pomaganie"

Gościni Przemysława Iwańczyka wspominała wielki zryw, któremu Polacy poddali się rok temu. - To były naprawdę tysiące osób. Były przywożone różnego rodzaju rzeczy - odzież, żywność i wszystko to, co komuś przychodziło do głowy, że będzie potrzebne. W trakcie tego zrywu także media bardzo dużo o tym mówiły, wiele osób na swoich mediach społecznościowych informowało, że w jakiś sposób włączyły się w pomoc - że zostali wolontariuszami albo coś przekazują - mówiła Adriana Porowska.

Jak przyznała, pierwsze dwa miesiące wojny spędziła, pomagając na dworcach. - Wydawało mi się, że wszyscy Polacy tam są i pomagają, więc poza dworcami nigdzie nic się nie dzieje. Ale ponieważ pod moją opiekę trafiły dzieci z Ukrainy, musiałam znaleźć moment, w którym wyjdę z nimi do parku czy na starówkę. Wyjechałam na miasto i bardzo się zdziwiłam, bo okazało się, że to miasto żyje i że nie wszyscy żyją na dworcu. To było moje pierwsze zderzenie z rzeczywistością - opowiadała aktywistka.

Teraz powróciliśmy do stanu, w którym byliśmy rok temu, czyli jeszcze przed wojną. - Wygląda na to, że Polakom przestaje podobać się pomaganie. Nie mówię, że wszystkim. Wielu Polaków nadal zastanawia się jak pomóc matkom z malutkimi dziećmi, bo takie są teraz pod naszą opieką. One są bardzo dzielne. Nie krzyczą, nie płaczą, nie proszą o pomoc. Zaciskają zęby i czekają na koniec wojny. Każda z nich mówi: "Chcę wrócić do domu" - mówiła Adriana Porowska.

"Wcześniej te złe komentarze ginęły w morzu dobra"

Gościni TOK FM zauważyła, że "u Polaków widać wyczerpanie, zmęczenie pomocą". Widać także wyrażaną głośno niechęć. - Całkiem niedawno byłam w jednym ze sklepów - była tam reklama po polsku i potem powtarzana po ukraińsku. Ktoś skomentował: "Dlaczego ta reklama jest w języku kacapskm?". Byłam tak zdziwiona, że jedyne co zrobiłam, to zmroziłam tego człowieka spojrzeniem. Przynajmniej głupio się poczuł - wspominała w rozmowie z Przemysławem Iwańczykiem.

Zdaniem działaczki takie negatywne głosy pojawiły się wraz z napływem pierwszych uchodźców. Po prostu wtedy nie były słyszane. - Wcześniej było bardzo dużo tych pozytywnych komentarzy, a te złe ginęły w morzu dobra. Teraz ludzie po prostu nie reagują, gdy ktoś neguje udzielanie pomocy - uważa gościni TOK FM.

Adriana Porowska zwróciła także uwagę na sytuację ukraińskich dzieci w polskich szkołach. - Dużo złego słyszę na temat tego, jak traktowane są dzieci ukraińskie przez polskie dzieci. Naprawdę wystarczy jeden chuligan, jedna osoba, która nakręca taką atmosferę nienawiści i kilka osób, które reagują milczeniem, czyli cichym przyzwoleniem, by kogoś skrzywdzić - podsumowała w TOK FM.

TOK FM PREMIUM